KOLONIZACJA, WOLNOŚĆ SŁOWA I KOZA
Jak nazywamy taki fakt historyczny, kiedy milion Europejczyków (uściślając:
białych) osiedliło się na stałe w Indiach, w Ameryce oraz na południowym
krańcu Afryki? Odpowiedź brzmi - to była kolonizacja. Jak natomiast nazwać
takie coś, kiedy milion dotychczasowych mieszkańców Bliskiego Wschodu,
Azji Centralnej, czy Afryki Północnej przesiedla się w kilku rzutach do
Europy - konkretnie do kilku krajów członków Unii Europejskiej. Tutaj odpowiedzi
może być już kilka: imigracja zarobkowa, ucieczka przed wojną lub głodem,
uchodźstwo polityczne itp. Jednakowoż jest coś, co nas często wstrzymuje
przed tą jedną najbardziej adekwatną odpowiedzią, którą zachodnia poprawność
polityczna chciałaby zablokować. Tak, to co się dzieje, to też przecież
kolonizacja, a może nawet "antykolonizacja". Może po prostu cywilizacja
zachodnia - czasem też nazywana judeochrześcijańską - wzniosła tak wielki
gmach sukcesu, że lada moment ta struktura runie i ją samą przygniecie.
Widać gołym okiem, że nadchodzą lata, kiedy będzie trzeba w ten, czy inny
sposób podzielić się dobrobytem z resztą świata - a nawet wpuścić przybyszów
z dalekich stron do swego osiedla, do swoich parków, na swoje baseny czy
hale sportowe. Niedawno francuski pisarz Michel Houellebecq podzielił się
z czytelnikami anegdotą. Pewna młoda francuska Żydówka rozmawiała z jego
kolegą i była to rozmowa pełna goryczy i żalu z powodu zawiedzionych oczekiwań,
gdyż ostatnia dekada zmieniła Francję nie do poznania. Na wielu osiedlach
nie słychać prawie wcale francuskiego, a Champs Elisées też stopniowo zmieniają
wygląd. Młoda kobieta wyznała, że jej poczucie bezpieczeństwa naley do
przeszłości i wyciągnęłą logiczny dla siebie wniosek "Wiesz, wygląda na
to, że wyjadę niedługo do Izraela". Jej rozmówca chwilę pomyślał i odrzekł:
"U mnie to niemożliwe - ja żadnego Izraela na zapas nie mam". Tak odpowiedział
ów Francuz, lecz równie dobrze mógł to być Anglik z Londynu czy Szwed z
już praktycznie arabskojęzycznego Malmoe. Można twierdzić, że Polakom czy
Węgrom chwilowo się "udało". Ale za kilka lat, pod naciskiem kolejnej wędrówki
ludów musi nastąpić jakaś akomodacja, kompromis. Chyba, że niechęć większości
naszych rodaków z Polski do tego wielorasowego tłumu na granicach będzie
tak duża, że dobrowolnie wybiorą.... protektorat rosyjski - jedynie po
to, aby zachować t.zw. "czystość rasy" (??). Czy tak się stanie? Tego nie
wie nikt.
Znany angielski, prawicowy publicysta młodego pokolenia Douglas Murray
obarcza winą za dotychczasową zbytnią gościnność dla nowoprzybyłych, zachodnioeuropejską
lewicę. Wg. niego, postanowiła ona odkupić (prawdziwe lub rzekome) grzechy
dawnego zachodniego kolonializmu poprzez ....zbiorowe samobójstwo kultury
europejskiej - innymi słowy poprzez dobrowolne roztopienie się angielskości,
czy też francuskości w tyglu wielokulturowego społeczeństwa. W tym kierunku
idą wysiłki rzekomych obrońców postępu. Była działaczka brytyjskiej Partii
Pracy Ann Marie Waters (po zmianie poglądów kierująca centrum monitorowania
napływu muzułmanów pod nazwą SHARIA WATCH UK) ujawnia ostatnio istnienie
przestępczych gangów młodzieży muzułmańskiej. Są one postrachem mieszkańców
wielu angielskich miast. To ona i jej wolontariusze zbierają dane o tysiącach
gwałtów nierzadko tuszowanych przez lokalną policję, której nowe przepisy
zabraniają prowadzenia statystyk wskazujących na rasę czy religię osób
podejrzanych. Zarówno Douglas Murray, jak też pani Waters wspólnie dochodzą
do jednego wniosku. Należy przywrócić wolność słowa, (jakie by ono nie
było) - od rozgłośni BBC na górze, do powiatowych posterunków policji i
lokalnych rad szkolnych na dole. Wolność słowa oznacza swobodę mówienia,
że 2 x 2 = 4. Należy też skończyć z wygodną wymówką, że prawda obiektywna
nie istnieje, - że w naszym opisie świata wyrażamy tylko swoją opinię.
Oboje działaczy twierdzi, iż jeżeli dzień po dniu wykrzywiane jest znaczenie
słów, to efektem będzie swoista reakcja łańcuchowa, na końcu której cały
nasz obraz świata straci kontakt z rzeczywistością. Bo przecież ponoć kryterium
prawdy obiektywnej nie ma - są tylko opinie (!!). To, że ktoś zadeklaruje,
że jestem n.p. komunistą, czy faszystą - to wszystko nie znaczy nic. Niestety,
w tę pułąpkę wpada też wielu naszych, rodzimych łże-prawicowców. W Anglii
i na zachodzie Europy do takiego chaosu myślowego prowadzi dziwaczny sojusz
zachodniej zwariowanej skrajnej lewicy (ang. lunatic fringe left), z radykalnym
islamem, który jednak sam oburza się, jak go nazwać "islamofaszyzmem".
Widać jak wszelka logika idzie tu w kąt.
Dziwne, że wciąż setki tysięcy postępowców (o różnym stopniu lewicowości),
a także liberałów wszelkich odcieni wciąż nie mogą wyjść ze zdumienia,
jak to się stało, że prości ludzie (dotychczasowa "milcząca większość")
woleli zagłosować w Polsce na partię Kaczyńskiego, a ostatnio w USA na
Donalda Trumpa. Popularny amerykański telewizyjny komik i liberalny publicysta
Bill Maher analizując przyczyny klęski pani Hillary Clinton (i ogólnie
liberalnej lewicy w USA) w jesiennych wyborach prezydenckich ozwał się
do swoich postępowych kolegów w te słowa: "To wy dupki, sami to wszystko
na nas sprowadziliście" (ang. "You assholes brought it all on us").
Tak się kończy arogancja "wykształciuchów" i złudne poczucie, iż wicher
historii zawsze będzie wiać w jedną (tę lewą) stronę. Okazuje się, że t.zw.
"dziejowa konieczność" ma też swoją odwrotną stronę medalu, a każdy nacisk
napotka na opór. Wojujący ekolodzy, zieloni, ruchy LGBT, feministki, alter-globaliści
i wszelkie odcienie nowej lewicy właśnie teraz mają okazję nauczyć się
do czego prowadzi zbytnia wiara w ideologię przy kompletnym braku rozeznania
w terenie.
Ktoś niedawno napisał: Teraz rozpoczyna się walka o to jak USA i reszta
świata będą wyglądały po Trumpie. Analogicznie - warto zastanowić się,
jak będzie wyglądał kraj naszej młodości po odejściu PISu od władzy. Czy
znowu zacznie się stawianie do kąta Polski powiatowej, pouczanie wielodzietnych
rodzin, jak mają żyć, oskarżanie mieszkańców byłych PGR-owskich wsi o bierność
i brak chęci do przekwalifikowania się, a polską młodzież o nihilizm i
małą mobilność? Należy mieć nadzieję, że nie. Dla jednych - t.j. dla rodzącej
się polskiej klasy średniej - wystarczy tylko nie przeszkadzać. Oferta
dla tych na dole musi być bardziej konkretna. W międzyczasie, warto się
zastanowić, czy populizm - będący chwilowo na fali - może przynieść krajowi
(nie tylko Polsce) coś dobrego? Obojętne, czy nazwiemy go kapitalizmem
państwowym, czy ludowym krypto-socjalizmem, ma on szansę odnieść sukces
- tyle, że niestety na krótką metę. Potem i tak wróci ekonomia, albo zapanuje
chaos i w ślad za nim znowu pokusa zaprowadzenia jakiejś formy dyktatury.
W najlepszym razie, system aktualnie narzucany krok po kroku naszym rodakom,
odegra rolę kozy z kolekcji dowcipów żydowskich, wepchniętej do przeludnionej,
ubogiej chaty gdzieś na dawnych Kresach. Z czasem, prawie wszyscy odetchną,
jak koza sobie pójdzie.
|