KATALONIA PO
RAZ DRUGI
Pamiętam moje osłupienie,
kiedy w roku (chyba) 1970 przeglądając półki Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego,
zobaczyłem niepozornie wyglądającą książkę w języku angielskim pod tytułem
"Homage to Catalonia" (Hołd dla Katalonii). Nigdy się nie dowiem,
czy pozostawienie na półce tytułu tego autora (będącego od dawna na indeksie
w PRLu), było aktem wyzwania reżimowi czy tylko przeoczeniem personelu.
Miękka okładka książki nie zdradzala wielkich ambicji artystycznych; widniała
na niej tylko flaga republikańskiej Hiszpanii, a na jej tle majaczyło niewyraźnie
nazwisko autora: George Orwell. Ponieważ ta pozycja była dostępna jedynie
na miejscu, przez niecały tydzień przychodziłem do zabytkowego gmachu BUW-u
na ok. dwie godziny, aż w końcu przeczytałem ów młodzieńczy reportaż rozczarowanego
rewolucją Orwella, który opisał to, co widział na ulicach Barcelony wiosną
roku 1937, w niecały rok po wybuchu wojny domowej w tym kraju.
Myliłby się ten z
nas, kto by myślał, że w tamtym czasie na rogatkach Barcelony postępowa
Hiszpania (ci przysłowiowi "robotnicy i chłopi") zmagała się z wyćwiczonymi
w bojach w Afryce legionistami, pułkami marokańskimi i faszystowską Falangą.
Tamten front istniał naprawdę, ale kilkaset kilometrów na zachód, prawie
na przedmieściach Madrytu. Tymczasem w Barcelonie i okolicach, oficjalne
władze Republiki Hiszpańskiej wspierane przez autonomiczny rząd Katalonii
i coraz liczniejszych "doradców" z Moskwy, rzuciły swoje oddziały do walki
przeciw uzbrojonym jako tako lewicowym związkowcom i ich formacji CNT oraz
Iberyjskiej Federacji Anarchistycznej (FAI). Po trwającej kilka miesięcy
kampanii propagandowej oskarżającej anarchistów o wszystkie zbrodnie, a
zwłaszcza o kolaborowanie z faszystami generała Franco, na sygnał z Moskwy
na ulicach Barcelony rozpoczeła się w maju 1937 akcja aresztowań, porwań
i zabójstw przywódców anarchistycznych. Niebawem doszło do walk w mieście
między komunistami-stalinowcami wykorzystującymi do swych celów siły rządowe,
a oddziałami anarchistów. Można rzec, że dwa odłamy "lewaków" przez kilka
tygodni prowadziły ze sobą regularną wojnę, niekiedy z użyciem artylerii.
Widząc chaos i walki bratobójcze w obozie wroga nacjonaliści przestali
się przez jakiś czas zajmować frontem katalońskim. Dla wielu stało się
jasne, że dla Stalina i jego ludzi, Republika Hiszpanska ma o tyle wartość,
o ile rządzą nią "sami swoi" powiązani ściśle z ZSRR. Zachodni socjalista
George Orwell w tamtych latach stracił wiarę w postępowość i uczciwość
komunistów. Tam gdzie naiwni towarzysze partyjni z Londynu, Paryża czy
Wiednia widzieli nacjonalizację przemysłu, bezpłatną oświatę i ziemię dla
chłopów, ich były towarzysz Orwell widział już jedynie terror hiszpańskich
i sowieckich ubeków, nocne rozstrzeliwania i codzienne kolejki wycieńczonych
ludzi po chleb czy wodę. Przed wypadkami w Katalonii w latach 30-ych,
zachodnia lewica mogła, w swojej naiwności, szczerze wierzyć w promienną
przyszłość nowego, "postępowego" ustroju i jego wodza Józefa Stalina; po
roku 1937 - już tylko niektórzy. Gdyby George Orwell nie znalazł
się w maju tamtego roku na ulicach Barcelony, najpewniej nie powstałby
później ani jego "Folwark Zwierzęcy", ani "Rok 1984". Bez wkładu Orwella
więcej ludzi padłoby ofiarami oszustwa komunizmu w wydaniu moskiewskim.
Kiedy na początku 1939 roku Barcelonę zajmowali frankiści, duża część mieszkańców
witała ich jak zbawców. Nie ma co potępiać mieszkańców Barcelony. Wszak
przez te niecałe 3 lata przeżyli nie jedną, ale dwie wojny domowe. Tyle
historii.
Od tamtych czasów minęły
co najmniej cztery pokolenia. I znowu od kilku tygodni media światowe wyniosły
na pierwsze strony gazet i ekrany dzienników TV słowo "Katalonia". Kilkanaście
dni po okropnym zamachu terrorystów muzułmańskich, Barcelona wkroczyła
w gorączkowe przygotowania do referendum niepodległościowego, którego samo
przeprowadzenie jest niezgodne z konstytucją całego kraju. Nie jest tajemnicą,
że całkowitej niepodległości życzy sobie nieco mniej niż połowa Katalończyków.
Bardziej rozsądni obywatele tego regionu, niezależnie od swojej lojalności,
przyznają, że od około 30 lat, Katalonia posiada rozległy zakres autonomii
narodowej, a prawa człowieka są tam szanowane. Młode i średnie pokolenie
Katalończyków nie pamięta już dyktatury Franco, która kiedyś postawiła
sobie za cel zgniecenie dążeń autonomicznych w tym regionie. Wypada też
dodać, że w przeciwieństwie do Kraju Basków, w Katalonii nigdy nie powstał
żaden ruch terrorystyczny. Biorąc to wszystko pod uwagę, niesposób nie
zadać sobie pytania. Co przyświeca różnym europejskim ruchom i partiom
nacjonalistycznym (niekiedy też w Polsce) w ich poparciu dla separatystów
w Barcelonie. Czy chodzi może o to, że w Madrycie rządzą liberałowie stawiający
mocno na integrację z Unią Europejską? Komu zależy na bezsensownym robieniu
z Fransa Timmermansa (wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej) stracha
na wróble w rodzaju drugiego Leonida Breżniewa z roku 1968? Czyżby głownym
celem stało się teraz rozbijanie Unii Europejskiej od środka?
Wiadomo nie od wczoraj, że
francuski Front Narodowy pani Marine Le Pen nie pogardził w swojej kampanii
pieniędzmi rosyjskimi. Jest możliwe, że wszelkie ruchy nacjonalistyczne
rozsadzające Europę od środka - też są infiltrowane i podatne na oferty
pomocy materialnej z Moskwy. Rosyjska rozgłośnia propagandowa Russia Today
rozpoczęła 2 lata temu nadawanie programów po hiszpańsku. W latach trzydziestych
stalinowski ZSRR wysyłał do portu w Barcelonie czołgi i samoloty. Teraz,
w epoce internetu, wystarczy błyskawiczny przelew gotówki z banku do banku.
W ostateczności walizkę z dolarami czy euro przewiezie przez mało strzeżoną
granicę jakiś "patriotyczny" turysta rosyjski. Niektórzy przekornie spytają,
czy może hiszpańska wojna domowa wraca, tylko metody i narzędzia się zmieniły?
Wiedząc to i owo o ostatnich
stu latach historii katalońskiej i widząc na ekranie barcelońskie demonstracje
rozpędzane przez oddziały Guardia Civil (policji federalnej), nieco cieplej
patrzymy na dążenia sporej części Katalończyków. Czy jednakże mielibyśmy
takie same uczucia gdyby w naszym starym kraju działacze Ruchu Autonomii
Śląska wyszli na ulice Opola czy Katowic z żądaniem szerokiej autonomi
czy nawet niepodległości? Niekoniecznie. W całej dość krępującej
sprawie wybicia się na niepodległość demokratycznej i raczej zamożnej Katalonii,
jest jeszcze jeden aspekt. Oczywiście, postawienie na wychowanie (de facto
indoktrynację) młodego pokolenia i częściowe opanowanie mediów, znacznie
pomogło wychować separatystę katalońskiego. Jest tutaj odległa, choć zauważalna,
zbieżność z aktualną polityką edukacyjną w Polsce - kraju naszego dzieciństwa.
Czy uda się wychować Polaka, który n.p. za pięć lat będzie patrzył na Unię
Europejską z odrazą, szyderstwem, albo z wyższością? Czy tak się wychowuje
patriotów czy raczej obywateli zaścianka? Miną lata zanim znajdziemy odpowiedź
na to pytanie. Niezależnie od rozwoju wypadków, mieszkańcy Katalonii już
ją mają.
|