OTWARTOŚĆ GRANIC
NASZEJ PIASKOWNICY
Najpierw posłuchajmy treści
pewnej ulotki handlowej: ((cyt)) "W najbliższą niedzielę zamknięte będą
galerie handlowe. Jednak nie trzeba rezygnować z zakupów w ten dzień. A
co powiecie na niedzielny shopping w Ostravie? Szybkie i komfortowe polączenia
Leo Express czekają na was. Z Katowic do Ostravy dojedziemy w 1 godzinę
25 min." ((k.cyt))
Rzecz jasna, jest o wiele
za wcześnie aby stwierdzić w jakim stopniu t.zw. "zakaz handlu" w niedzielę
zarządzony przez partię będącą u władzy w naszym starym kraju będzie sukcesem
w wymiarze społecznym, czy raczej klęską. Czy pomysł przywrócenia niedzieli
jej tradycyjnego znaczenia w kręgu kultury chrześcijańskiej zjednoczy naszych
rodaków w starym kraju w opozycji przeciw zeświecczonemu Zachodowi, czy
stanie się wręcz odwrotnie - jeszcze więcej Polaków poczuje swoją "zachodniość"
- choćby z czystej przekory. Jedno jest pewne. Do dziesiątków prawdziwych
i sztucznych linii podziału dojdzie jeszcze ta jedna. Albowiem, czym innym
jest wychwalać na imieninach zalety tradycyjnej rodziny polskiej; trochę
czym innym jest odczuwać bliskość ukochanych twarzy przy niedzielnym stole
lub na spacerze w parku - a już zupełnie czymś innym jest zmuszać
kogoś do jedzenia w niedzielne popołudnie rosołu, obowiązkowego kisielu
na deser, a potem do gry w chińczyka. Miejmy nadzieję, że ustawodawcy chodziło
o skłonienie każdego z obywateli do docenienia tradycji i przemodelowania
rytmu tygodnia zbyt często przypominającego wyścig szczurów. Ale przyznajmy,
że - niezależnie od szlachetnych pobudek - chodzi de facto o zmuszenie
innych (tych "gorszych") aby dostosowali się do stylu życia tych "lepszych".
Tu wytłąnia się pytanie: Czy w społeczeństwie konsumenckim, w którym wolny
rynek staje się dla wielu bóstwem ważniejszym od wszystkich innych - taka
inżynieria dusz ma szansę stania się czymś realnym? Co do tego nasuwa się
kilka wątpliwości.
Już na samym początku, podejście
ustawodawcy zdradza w tym względzie wyczuwalną dwulicowość, żeby nie rzec
hipokryzję. Przy pisaniu ustawy nie zastosowano się do wskazań Nowego Testamentu
- "Aby słowo twoje znaczyło: tak, tak - nie, nie. A wszystko inne od Złego
pochodzi." W kategoriach praktycznych - wyłączeniu spod ustawy powinna
podlegać nieduża liczba sklepów spożywczych i nocnych, apteki i stacje
benzynowe. A cała reszta handlu miałaby wolne - no chyba, że n.p. mieszkamy
w Cieszynie i pojedziemy sobie po zakupy na stronę czeską. Jednakże, robiąc
ów ważny gest w stronę stanowiska Kościoła, rządowi ekonomiści nie przestali
myśleć o swoich budżetowych firmach - n.p. o poczcie. To, czego nie bedzie
mogła sprzedać Biedronka, z zadowoleniem sprzeda Poczta Polska, albo -
n.p. chociażby sieć stacji benzynowych Orlen. Na dzień dzisiejszy
(17 marca) wyłączeń spod ustawy naliczono już 32. Znając polską pomysłowość
w interpretacji niewygodnych zarządzeń i obchodzeniu przepisów, możemy
podejrzewać, że owych wyłączeń i stref taryfy ulgowej będzie przybywać
- tydzień po tygodniu. Można sobie łatwo wyobrazić, że od końca czerwca
w pasie nadmorskim kraju naszego dzieciństwa zaczną obowiązywać np. nowe
przepisy na okres wakacyjny. Usłużny Sejm uchwali nowelizację ustawy. Tym
razem otrzyma ona bardziej prawdziwą (choć dłuższą) nazwę n.p. "Wybiórczy
zakaz handlu w niektórych punktach sprzedaży w określone niedziele i niektóre
dni świąteczne". Myślą Państwo, że nastąpi koniec kłopotów? Ależ nic
podobnego. Już widzę oczyma wyobraźni kolejkę znerwicowanych właścicieli
niedużych sklepów po owe urzędowe "zezwolenie" na piśmie. No i ta gorycz
jeśli sąsiad dostanie upragniony papierek z pieczątką, bo jego biznes będzie
w strefie turystycznej, a n.p. mój już okaże się poza nią. Jakież będą
starania o przychylność osoby władającej "tą" pieczątką. No i wróca stare
nawyki: Koniaczki, bombonierki, prezenciki - a z rzadka nawet klasyczne
łapówki. W ten to sposób, tylnymi drzwiami wróci do polskiego handlu
socjalizm - prawda, że w nowym opakowaniu, ale przecież liczy się zawartość
pudełka a nie sreberko w jakie jest zawinięte. Jedna z posłanek opozycji
nazwała nową sytuację w polskim handlu - "powrotem systemu zakazowo-nakazowo-rozdzielczego.
Rok minie szybko i wtedy okaże się czy ów "wybiórczy zakaz handlu w niedzielę"
zyska poparcie naszych rodaków. W przeciwnym wypadku, jedynymi zadowolonymi
będą: grupa Orlen, Poczta Polska, oraz liczni właściciele supermarketów
w Wilnie, Kownie, Ostrawie, Cieszynie i Bańskiej Bystrzycy. Na szczęście,
otwartość granic w tak, skądinąd podejrzanej o wszystkie grzechy główne
Unii Europejskiej, złagodzi wielu rodakom ten "ciężki cios", jakim jest
niedawne ograniczenie ich praw obywatelsko-konsumenckich.
Nie odkryjemy Ameryki, jeśli
stwierdzimy: Otwartość granic ma swój sens jedynie wtedy, kiedy po
obu stronach granicy panuje z grubsza ten sam system wymiaru sprawiedliwości.
Jeśli tak jest, wówczas suwerenność praktyki wymierzania sprawiedliwości
n.p. w Irlandii, Hiszpanii czy Polsce rozciąga się na wszystkie kraje członkowskie.
W tym sensie, Polska nie jest mniej, lecz BARDZIEJ suwerenna, bo może zażądać
wydania dowolnego przestępcy w dowolnym kraju członkowskim Unii bez mozolnego
udowadniania swoich racji, z zastosowaniem minimalnej procedury sprawdzenia
tożsamości. Dzieje się tak dlatego, gdyż cała procedura ekstradycji - jak
zresztą wiele innych - opiera się na zaufaniu, bo wierzymy, że w innym
kraju członkowskim Unii podsądny będzie miał uczciwy proces, w którym nie
ma nic na skróty, wszystko jest na serio (prokurator, obrońca, biegli itp)
i toczy się on zgodnie z prawem oraz konstytucją danego konkretnego kraju.
W połowie marca pani sędzia
Eileen Donnelly, z irlandzkiego High Court (Trybunału Wyższej Instancji)
w Dublinie, rozpatrując polską prośbę o ekstradycję pewnego przestępcy
narodowości polskiej, odmówiła swojej zgody na jego wydanie, Swoją decyzję
motywowała brakiem pewności, czy oskarżonemu będą w Polsce przysługiwać
te same prawa, co w innych państwach Unii t.zn. czy rozprawa przed polskim
sądem będzie dostatecznie bezstronna. Sędzia w swojej odmowie ekstradycji
twierdzi, że zbyt duży zakres zmian w polskich sądach nie daje wg niej
rękojmi bezstronności. Aby rozstrzygnąć problem, sędzia Donnelly poprosiła
o opinię Europejskiego Trybunalu Sprawiedliwości w Luksemburgu. Dopiero
w razie pozytywnego zaopiniowania przez Trybunał polskiego zreformowanego
wymiaru sprawiedliwości, oskarżony zostanie przekazany wladzom polskim.
Eksperci twierdzą, że rozpatrzenie sprawy zajmie od 2 do 5 miesięcy. Skądinąd
ważne jest, czy orzeczeńie z Dublina, to "wypadek przy pracy" czy może
początek serii dość podobnych decyzji wydawanych na obszarze Unii.
Oczywiście, jak w większości
spraw tego typu - i tu także spotkamy się (dosłownie lub w przenośni) z
dwiema lub trzema grupami naszych rodaków. Jedni potraktują odmowę ekstradycji
przez sędzię Donnelly niczym gest Piłata Poncjusza ( n.p. To dla mnie za
trudne; niech ktoś mi powie, czy Polska jest jeszcze jednym z krajów Zachodu,
czy może już nie?). Jest też grupa druga, bardziej skrajna widząca wszędzie
macki spisku antypolskiego sterowanego wiadomo skąd. Już zdążyli obrzucić
Irlandkę różnymi wyzwiskami, z których "ofiara politycznej poprawności"
jest najłagodniejszym. Trzecia grupa, widząca sprawy w spopsób wyważony,
nie życzy sobie wiecznego rozgrywania meczu Polska-Reszta Świata. Jeśli
ktoś wierzy w obiektywne kryteria nie jest przez to "gorszym sortem". Bo
jeśli jest inaczej - to łopatki w dłonie i ... przenieśmy się wszyscy do
piaskownicy.
|