KILKA POWODÓW, DLA KTÓRYCH
POSTANOWIŁEM NIE OGLĄDAĆ TEGOROCZNYCH MISTRZOSTW ŚWIATA W PIŁCE NOŻNEJ
I NIEZBYT ZASKAKUJĄCA POINTA.
To chyba wybitny młody polski
pisarz średniego pokolenia, Jerzy Pilch, napisał w jednym ze swoich znakomitych
felietonów, że futbol nie jest dla niego wcale sprawą życia lub śmierci
- jest czymś o wiele ważniejszym. Do niedawna byłem skłonny podpisać się
oburącz pod tą deklaracją, gdyż należałem do grona oszalałych kibiców.
Pamiętam do dziś pierwsze mistrzostwa świata, jakie świadomie odbierałem
- nie, nie w telewizorze, tylko przez radio, telewizji jeszcze wtedy w
Polsce nie było. Był rok 1954, mundial odbywał się w Szwajcarii, faworytami
byli wszechpotężni wtedy Węgrzy, a finał wygrali zupełnie nieoczekiwanie
Niemcy, którzy przegrawszy z nimi w eliminacjach 3:6, wygrali w finale
3:1. Do dziś kołaczą mi się po głowie nazwiska uczestników tego turnieju,
choć żadnego z nich nie widziałem wtedy na oczy; może co starsi czytelnicy
tej rubryki uśmiechną się ze zrozumieniem na dźwięk takich nazwisk jak
Puskas, Hidegkuti, Kocsis, Fritz Walter, Santamaria czy Andreade.
Byłem przez kilkadziesiąt
lat wiernym kibicem, a w tym roku postanowiłem powiedzieć: dość. Obawiam
się, że moja nieobecność przed telewizorem może zostać zbagatelizowana
przez organizatorów Mundialu, ba, że mogą oni w ogóle jej nie zauważyć,
ale nie potrafię dłużej tolerować niektórych zjawisk, będących moim zdaniem
zwiastunami niedobrego końca, jaki czeka tę dyscyplinę sportu.
Po pierwsze: nie jestem zachwycony
tym, że mistrzostwa odbywają się w Rosji, kraju w którym państwowa agencja,
mająca walczyć z dopingiem w sporcie została sprytnie przekształcona w
firmę ułatwiającą zawodnikom stosowanie niedozwolonych środków farmaceutycznych.
Żal mi tych rosyjskich sportowców, głównie lekkoatletów, którzy stracili
w rezultacie szanse na start w olimpiadach czy mistrzostwach świata, ale
uważam, że dopóki sportowe władze Rosji nie przestaną zaprzeczać wszystkim
oskarżeniom i nie wezmą się na serio do walki z usankcjonowanym dopingiem,
nie powinna ona być zaliczana do sportowej światowej wspólnoty.
Osobnym tematem mogłaby być
wielka operacja dyplomatyczno-logistyczno-korupcyjna, dzięki której Rosja
uzyskała prawo do organizacji tego turnieju. Prasa pisze o obrazach Picassa
ze zbiorów Ermitażu, wręczanych w prezencie szefom światowej federacji,
ale chyba główny mechanizm polegał na tym, że przedstawiciele małych egzotycznych
państewek, mający takie same prawo głosu jak delegaci piłkarskich potęg,
nie bardzo może wiedzą czym się różni rzut wolny pośredni od offsideu,
ale potrafią odróżnić pełną kopertę od pustej. W tego rodzaju sprawach
niezbite dowody bywają często ujawniane dopiero po latach, a ja, znając
prostolinijność i nieskazitelną prawość naszych wschodnich sąsiadów i rosyjskich
organów władzy nie dopuszczam sobie do głowy myśli, że mogło dojść do jakich
nadużyć, ale faktem jest, że żadnemu finałowemu turniejowi nie towarzyszyła
dotąd atmosfera takich podejrzeń, jak Mundialowi 2018.
Rozgadałem się i zabrakło
mi miejsca na omówienie innych powodów, dla których straciłem serce do
futbolu. Wspomnę więc tylko o piłkarzach, którzy zarabiają setki milionów,
a w ordynarny sposób oszukują na podatkach (tak, tak, Christiano Ronaldo
udowodniono przekręt na 14 milionów euro), o tym, że obie federacje, światowa
i europejska (FIFA i UEFA) tak przeładowały terminarze rozgrywek,
że w finałowych fazach wielkich turniejów zmęczeni sezonem piłkarze ledwie
człapią po boisku, o odradzającej się stale hydrze chamstwa kibiców (niestety
rzucającego się ostatnio w oczy w Polsce), o tym, że termin: "przywiązanie
do barw klubowych" brzmi jak szyderstwo, w sytuacji, w której piłkarze
bez cienia wahania przechodzą do zespołów, w których mogą zarobić trochę
(a czasem dużo) więcej. Mógłbym o tym wszystkim ględzić bez końca, ale
po pierwsze wiem, że Redaktor bezlitośnie skróci mój tekst, a po drugie
muszę pędzić do Best Buy, by obejrzeć nowy telewizor, który będę kupowal
specjalnie na Mundial i od którego się nie odkleję przez najbliższe trzy
tygodnie.
.. |
|
Andrzej Ronikier
ARCHIWUM
FELIETONÓW |
POLEĆ
TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA |
|
|
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, |
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, |
|