"DZIEWCZYNKA ZNIKĄD" WYGRYWA
FRENCH OPEN
Przede wszystkim serdecznie
gratuluję tym spośród Państwa, którzy postawili na zwycięstwo Jeleny Ostapenko
w międzynarodowych mistrzostwach Francji, rozgrywanych na paryskich kortach
Rolanda Garrosa. Za jedno Euro dostaną teraz 81.
Muszę z przykrością stwierdzić,
że nie należę do tych szczęśliwców (a może po prostu lepszych niż ja znawców
przedmiotu?). Śledząc cały turniej dość pobieżnie, słyszałem o niespodziewanych
zwycięstwach klasyfikowanej na 47 miejscu młodej Łotyszki, która kolejno
odsyłała do domu znacznie wyżej od siebie notowane rywalki: Monikę Puig,
Samanthę Stosur i Karolinę Woźniacką (mój komputer, podobnie jak ja, jest
starej daty, więc odmawia nazywania jej Karoliną Woźniacki; obaj uważamy,
że to brzmi strasznie sztucznie). Kiedy jednak w ubiegłą sobotę zasiadłem
przed telewizorem, by obejrzeć finał, czyli mecz zaledwie 20-letniej Ostapenko
z taką mistrzynią jak Simona Halep, byłem pewien, że będę oglądał egzekucję.
I wszystko wyglądało na to,
że naprawdę tak będzie. Halep wygrała gładko pierwszego seta i prowadziła
w drugim 3:0, więc można było uznać, że jest po meczu. A potem stało się
coś dziwnego.
Ostapenko nie jest jeszcze
tenisistką uniwersalną. Jej pierwszy serwis jest słaby, a drugi wręcz ślamazarny
jak polskie koleje (podczas meczu z Halep zaserwowała 104 km./godz., a
taką szybkość widuje się chyba już tylko podczas turniejów niemowląt).
Nie ma bardzo zróżnicowanego arsenału uderzeń, wyraźnie nie lubi grać z
woleja, rzadko chodzi do siatki. Ale jej uderzenia z głębi kortu - zwłaszcza
bity po crossie backhand - są po prostu zabójczo szybkie i precyzyjne,
a w dodatku poparte fantastyczną rotacją. Kilkanaście razy w ciągu tego
meczu uderzona przez nią piłka wyraźnie zmierzała w stronę autu, a potem
jakimś cudem jakby skręcała w powietrzu i mieściła się w korcie.
Nieszczęsna Halep zdawała
się równie zdziwiona i zaskoczona jak piszący te słowa. W drugim i trzecim
secie przegrała 4 gemy z rzędu, a jej rywalka wygrała w trzecim aż dziesięć
kolejnych piłek i zakończyła cały mecze efektowną forhendową bombą.
Jestem entuzjastą tenisa
od niemal pół wieku i sporo w tym czasie widziałem. Muszę jednak przyznać,
że w ciągu ostatnich kilku lat najważniejsze turnieje zaczynały mnie nudzić.
Grono półfinalistów było zawężone do kilku zawsze tych samych nazwisk -
Murray, Dżokowicz, Wawrinka, Federer, czasem Nadal i Williams, Kerber,
Azarenka, Kuzniecowa - a wyniki prawie zawsze łatwe do przewidzenia. Oglądając
grę młodej Jeleny, miałem wrażenie, że ktoś otworzył okno tej tenisowej
szatni championów i wpuścił tam trochę świeżego powietrza. Dawno nie widziałem
młodej tenisistki grającej tak spektakularnie, a przy tym zabójczo skutecznie.
Być może Ostapenko nigdy
więcej nie wygra znaczącego turnieju - widzieliśmy już sporo "genialnych
dzieci", które jakoś "nie spełniały nadziei" i tonęły w mgle zapomnienia
(chciałbym się mylić, ale do tej kategorii zdaje się należeć Janowicz).
Ale to, co pokazała w Paryżu zasługuje na najwyższe uznanie. Gorąco namawiam
wszystkich do oglądania jej występów. Będzie do tego niebawem okazja, bo
za kilka dni wystąpi w Birmingham. Zobaczymy jak się sprawdzi na trawie,
która - jak mówi - jest jej ulubioną nawierzchnią.
Mógłbym pisać o tej dziewczynie
jeszcze długo, ale nie mogę zignorować niedzielnego meczu Polska: Rumunia.
Kilka tygodni temu wychwalałem na tych łamach Roberta Lewandowskiego i
sam się bałem, czy nie wpadam w przesadny zachwyt. Jednak te gole, które
strzelił "Lewy" na warszawskim Stadionie Narodowym potwierdzają w pełni
moją wysoką o nim opinię. Ciesząc się ze zwycięstwa naszych chłopców, które
przybliża ich na krok do udziału w mistrzostwach świata, nie mogę jednak,
jako urodzony malkontent, powstrzymać się od zadania dwóch pytań.
Dlaczego po przypadkowej
bramce, zdobytej przez Rumunów, w naszej drużynie nastąpiła tak straszna
dezorientacja, a jej gra - choć prowadziła 3:1 - tak bardzo przypominała
obronę Częstochowy?
Wszystkie trzy gole strzelili
Polacy po tzw. stałych fragmentach gry (2 karne, jeden rzut rożny). Czy
nie powinien im ktoś powiedzieć, że bramki można zdobywać także "z gry"?
No tak, ale żeby to robić, trzeba opanować atak pozycyjny, a z tym jest
u nas marnie. Krótko mówiąc: jest dobrze, ale musi być lepiej, jeśli chcemy
podbić świat.
Andrzej Ronikier
.. |
|
Andrzej Ronikier
ARCHIWUM
FELIETONÓW |
POLEĆ
TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA |
|
|
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, |
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, |
|