WARSZAWSKIE
REFLEKSJE (I NIE TYLKO)
Witam
ponownie Polonię montrealską.
W Polsce
piękne lato w pełni. Na szczęście jak na razie bez ekscesów pogodowych.
Po gorącej Wiośnie, nadeszło umiarkowane, dość suche, a nawet chłodnawe
Lato. Z tego, co sprawdzam, to w Montrealu bardzo gorąco, a także, co niezwykłe,
upały w chłodnawej zazwyczaj Anglii.
Gdy
piszę te słowa, Polska nadal jest pogrążona w piłkarskiej żałobie, po naszej
spektakularnej porażce na Mundialu 2018. Aż przykro oglądać te różne billboardy
czy reklamy telewizyjne oparte i promowane zawczasu przez naszą 'mistrzowską'
drużynę. Ja w każdym razie nie jestem fanem sportów drużynowych, i nigdy
się nie ekscytowałem np. hokejem w Kanadzie, czy też innymi baseballami.
O wiele bardziej mnie pasjonują pojedynki sportowe, tak jak tenis, czy
dżentelmeński snooker.
W Polsce
panuje moda na rowery. Warszawa udostępnia, tak jak wiele innych światowych
metropolii, tysiące rowerów do wynajęcia, i do zdrowego i taniego przemieszczania
się po mieście. Muszę przyznać z niejakim wstydem, że roweru już nie posiadam.
Kilka lat temu ktoś mi ukradł rowerek i mam teraz taką małą fobię po tym
szoku. Tradycyjnie poruszam się komunikacją, czyli autobusami, tramwajami
oraz przepięknym, nowym i rozbudowującym się Warszawskim metrem. Trzeba
przyznać, że Warszawska komunikacja miejska jest świetnie pomyślana i można
bez większego problemu dotrzeć w każdy zakątek Stolicy. Dużo się też dzieje
na zachodnim brzegu Wisły. Duże nadbrzeżne stopnie są miejscem spotkań
towarzyskich oraz okazją na znakomite przysmaki kulinarne na świeżym powietrzu,
z wielu obecnych przyczep gastronomicznych.
W polityce
krajowej nic nowego, poza dalszą postępującą likwidacją niezależnych struktur
demokratycznych przez miłościwie nam panujących. Nie jestem biegły w polityce,
ale zastanawiam się jak i kiedy to się skończy. Czy można bezkarnie łamać
i deptać konstytucję, wprowadzać dyktaturę na wzór Turecko-Węgierski, a
nawet Putinowski, i bezczelnie wciskać kit, że to dla dobra narodu? Ale
wróćmy do zwykłego i 'normalnego' kina.
Autorski
film W cieniu drzewa, koprodukcja Duńsko-Islandzko-Polska jest znakomitym
dramatem o niespodziankach i dramatach codziennego życia. Aktorzy raczej
nieznani, autor również, choć poziom sztuki filmowej dorównuje Kieślowskiemu,
a nawet Bergmanowi. Intryga przednia. Główny wątek to narastający konflikt
pomiędzy - zdawałoby się - cywilizowanymi sąsiadami. Chodzi o te tytułowe
drzewo, które jednym z nich przeszkadza. Konflikt nabiera na sile, niczym
kula śnieżna i kończy się baaaaardzo dramatycznie. Jednocześnie obserwujemy
starania syna jednej z rodzin o prawa do widywania córeczki w sytuacji
rozwodowej. Autor pokazuje tu różnie postawy ludzkie, od szlachetnego ojca,
przez jego wrażliwą na zdradę żonę, do bardzo wrednych, podszytych strachem,
zagrywek sąsiedzkich. Mamy tu też chyba najbardziej 'odjechany' pomysł
zemsty w historii kina, ale to trzeba zobaczyć na własne oczy.
Obejrzałem
także dość stary film (z 1955 roku) ze Spencerem Tracy pt. Czarny dzień
w Black Rock (Bad Day at Black Rock). Film przypomina nieco polską
Idę, ponieważ dotyczy amerykańskiej politycznej represji Japończyków podczas
II Wojny Światowej. Do małego miasteczka gdzieś w pustynnym sercu USA przybywa
nieznajomy (świetny Tracy). Z jakiegoś powodu wszyscy mieszkańcy traktują
go z nieufnością, a nawet zagrażają jego życiu. Okazuje się, że nad miasteczkiem
wisi widmo starannie ukrywanej zbrodni na tle politycznym i rasistowskim.
Nieznajomy przywołuje z powrotem stare grzechy mieszkańców i dokonuje pewnego
katharsis w społeczności. Film się ogląda z zainteresowaniem, jest tu trochę
akcji, lecz większość fabuły to nieco sztuczne rozmowy pomiędzy postaciami.
Jest to taki współczesny Western, lecz dość nieoczekiwanie rozliczający
grzeszny rozdział w amerykańskiej historii, gdzie ukarano wszystkich Japończyków
w USA z powodu krwawego konfliktu zbrojnego II Wojny Światowej.
Pozdrawiam
i życzę wielu emocji filmowych.
Wasz
|