TYLKO
KINO
Witam
wiosennie Polonię montrealską. Dziś, po moich różnych kulturowo-społecznych
dywagacjach, powracam do 'meritum' naszej rubryki - czyli kina. Nadrobiłem
zaległości i ostatnio obejrzałem aż 5 nowych filmów.
Pierwszy
z nich, w reżyserii utalentowanego Hollywoodzkiego twórcy James'a Mangold'a
- Logan - jest kontynuacją i niejako zwieńczeniem znakomitej serii
(10 pozycji!) o komiksowych X-Men'ach. Logan to imię nożo-rękiego
walecznego mutanta Wolverine, i jest to drugi po też niezłym The Wolverine
z 2013 filmem o tej fascynującej postaci, oraz w tej samej reżyserii. Jak
zwykle zagrał go niezrównany Hugh Jackman, (z którym mam to wspólnego,
że urodził się dokładnie jeden dzień po mnie!), a obecny był także Profesor
Charles Xavier, w także świetnej kreacji weterana Patricka Stewart'a. Film
dzieje się w niedalekiej przyszłości, w latach 20' XXI wieku i pokazuje
w wielu dramatycznych perypetiach już dość sfatygowane postacie tych naszych
klasycznych X-Menów. Jest tu dość przerażający wątek ataków jakiejś padaczki
u Profesora Xavier'a, który, nawiasem mówiąc, ma zdolność kontrolowania
(i najwyraźniej też niszczenia) czasu i umysłów. Zwłaszcza też pamiętam
zmarszczki, krwawienie i ogólne cierpienia naszych bohaterów. Jest to mroczniejszy
i poważniejszy film niż zazwyczaj. Pojawia się też ciekawa postać dziewczynki
- mutanta, która ma wiele wspólnego z Wolverine.
Inny
film o X-Men'ach - X-Men Apocalypse, jakoś mi umknął w kinach i
obejrzałem go dopiero teraz w domu na DVD. Jest to jeden, z jeśli nie najlepszych,
ale najbardziej widowiskowych odcinków o komiksowych mutantach. Tutaj rzecz
się dzieje w niedalekiej przeszłości tym razem, w latach 80' ubiegłego
wieku, gdy nasi wtedy młodzi X-Meni muszą stawić czoła mrocznemu i potężnemu
pra-mutantowi, który budzi się z tysiącletniego snu. Jest tu interesujący
wątek Polski, gdyż mutant Magneto mieszkał przez młode lata w naszej Ojczyźnie.
Inny
film fantastyczny - Life - to klasyczne kino Fantastyki Naukowej
w wersji horroru. Mieszanka Obcego i niedawnej Grawitacji
wciąga widza na maksa do klaustrofobicznych warunków Międzynarodowej Stacji
Kosmicznej, w sytuacji, gdy pochodząca z Marsa, wyhodowana obca istota
zaczyna pożerać jednego astronautę po drugim. Film nie jest zbyt oryginalny,
efekty bardzo przypominają niedawny film Ridleya Scotta - Prometeusz
- ale jest dość dobrze zrobiony i skutecznie oddziałuje na widza.
Natomiast
bardzo europejskie kino w niemieckim wydaniu to Toni Erdman. Ta
niecodzienna, egzystencjalna słodko-kwaśna komedia opowiada o starzejącym
się nauczycielu, który pragnie 'uczłowieczyć' swoją ambitną i smutną córkę
pracującą wysoko w korporacji. W tym celu chodzi za nią przebrany w perukę
i sztuczne zęby, i prowokuje różne zaskakujące sytuacje. Fantastyczne role,
oraz bardzo luźna, pełna humoru i inwencji reżyseria sprawiają, że ponad
2 i pół godziny filmu mijają bardzo szybko.
Wołyń
w reżyserii naszego genialnego Wojtka Smarzowskiego jest bardzo podobny
do jego drastycznej, powojennej Róży z 2011 roku.
Tutaj
reżyser przygląda się bardzo trudnym i krwawym wojennym relacjom Ukraińców
i Nazistów z Polakami. Film jest tak jak zwykle u Smarzowskiego, bezkompromisowy,
brutalny i mroczny. Udręczoną Polskę symbolizuje tu znakomita młoda aktorka
- Michalina Łabacz. Po za tym jest tu kilku aktorów ze 'stajni' Smarzowskiego
- np. grający twardego gospodarza Arkadiusz Jakubiak.
Film
nieco przypomina sławetnych Chłopów z 1973 r., ale to nie jest lekkie
patriotyczne kino. A wszystkie strony tego szalonego konfliktu mają coś
za uszami. Można się zastanawiać nad sensem takiej produkcji, która może
rozjątrzyć obecne stosunki Polsko-Ukraińskie.
Jest
to na pewno ważny, rozliczeniowy film historyczny, trochę jak Wajdy, lecz
w post-punkowej, anty-romantycznej i pełnej surowego życia i przemocy,
wrażliwości.
Tyle
na dziś,
wasz,
|