PROFESOR MAREK KWIATKOWSKI.
WSPOMNIENIE
Odszedł profesor Marek Kwiatkowski,
dyrektor, opiekun i strażnik Łazienek Królewskich, historyk sztuki, varsavianista,
przewodnik warszawski, twórca prywatnego muzeum-skansenu w Suchej, autor
książek i publikacji naukowych, artysta malarz. Postać barwna, niepowtarzalna,
łącząca wiele talentów, równie interesująca co trudna. Niezwykle pracowity
i twórczy, ekstremalny - Marek Kwiatkowski był osobowością nieprzeciętną.
Gdyby nie kategoryczna decyzja
matki, że należy wrócić do Polski, to urodzony w 1930 roku w Caen, w Normandii,
Andrzej Marek Kwiatkowski, stałby się zapewne znanym architektem francuskim,
jak pragnął tego jego ojciec. Ten epizod francuski odegrał później ważną
rolę, zaszczepiając fascynację malarstwem impresjonistycznym, szczególnie
twórczością Claude'a Monet, który właśnie w Normandii malował swoje wczesne
pejzaże. Dziadek ze strony matki był lekarzem, znanym w Warszawie ze swojej
filantropijnej działalności, zaś dziadek Kwiatkowski był w młodości aktorem:
"Przez wiele lat grywał w teatrzykach warszawskich, gdzieś na Nowym Świecie
- było ich tam pełno. Odgrywał rolę amantów i pamiętam jeszcze z dzieciństwa
jego różne występy. W czasie przyjęć dziadek zabawiał towarzystwo różnego
rodzaju deklamacjami". Osoby obu dziadków były bardzo ważne dla małego
chłopca i odnajdywał w sobie ich geny. Ten czas przedwojenny był najszczęśliwszym,
"utraconym czasem" spokoju i radości dzieciństwa. Lata wojenne, które nadeszły
zaraz potem, na zawsze naznaczyły profesora. Obsesyjnie powracał do nich,
z detalami opisując okrutne wydarzenia, których był świadkiem. Na oczach
chłopca umierali ludzie i Warszawa. Dopełnieniem tragizmu wojny stało się
zamordowanie ojca, który w 1946 roku objął stanowisko dyrektora gazowni
w Sopocie. Gdy wezwany telefonem, że w gazowni jest awaria, wyszedł z domu,
na ulicy napadło na niego i zamordowało go trzech uzbrojonych mężczyzn.
Nagle szesnastoletni chłopak stał się odpowiedzialnym za młodszą siostrę
i zupełnie załamaną matkę. Chciał iść do pracy fizycznej, ale matka zdecydowała,
że musi studiować. "Miałem wtedy strasznie chłonny łeb, przeczytałem całą
"Boską Komedię", Tołstoja, France'a, Romain Rollanda." Przeżył też etap
"religijny", pragnąc wstąpić do franciszkanów. Zdecydował się jednak na
podjęcie studiów na Uniwersytecie Warszawskim, na wydziale historii sztuki,
gdzie szybko stał się wybijającym się studentem. Już po pierwszym roku
studiów, gdy matka straciła pracę, Marek Kwiatkowski rozpoczął pracę w
Muzeum Narodowym. Jego protektorem był dyrektor muzeum, profesor Stanisław
Lorentz. Wtedy też zaczęła się niezwykle zawiła i skomplikowana relacja
mistrz-uczeń, która do końca życia uwierała profesora Kwiatkowskiego jak
cierń. W Muzeum Narodowym uczył się intensywnie, był przewodnikiem po galeriach,
asystował przy urządzaniu wystaw, studiował projekty architektoniczne pałaców,
porządkował zbiory napływające po wojnie do muzeum, poznawał tajniki zawodu
muzealnika obserwując wielu doświadczonych, przedwojennych historyków sztuki.
Jego zdolności i pracowitość wpłynęły na decyzję profesora Lorentza powierzenia,
zaledwie 30-letniemu kuratorowi, opieki nad Pałacem na Wyspie w Łazienkach.
Było to wyzwanie, odpowiedzialność, a zarazem początek rozchodzenia się
z dyrektorem Lorentzem, gdyż nowy kurator pałacu zapragnął odtworzyć dawny
splendor letniej rezydencji króla Stanisława Augusta, co nie zgadzało się
z planami dyrektora Muzeum Narodowego. Z jednej strony towarzyszyła Kwiatkowskiemu
radość odtwarzania wnętrz pałacu i scalania terenów parku, rozparcelowanego
po wojnie przez różne instytucje, z drugiej nękały go nieustanne spory
i rosnący konflikt pokoleń i interesów z dawnym mentorem. To rozejście
się z profesorem Lorentzem, które jak sam mówił- stało się jakby ponowną
utratą opiekuna-ojca, naznaczyło młodego szefa Łazienek. No i czasy były
brutalne. W każdej chwili można było zostać wyrzuconym, oskarżonym o postępowanie
niezgodne z linią PZPR. Dyrektor Łazienek przyjął strategię obronną, która
kazała mu być nieufnym i podejrzliwym. Ocalenie bezcennego dzieła piękna,
jakim były dla niego obiekty stworzone przez króla i jego artystów, było
misją ponadczasową.
Z czasem wrósł w Łazienki
Królewskie i bez nich już nie wyobrażał sobie życia. Mieszkał w nich i
rządził dłużej niż król Stanisław August. Mówił o nich zawsze z euforią,
niezwykle emocjonalnie i uważał je za najwspanialszy obiekt sztuki na Ziemi.
Napisał wiele książek o Łazienkach (m.in. "Czarodziejski świat Łazienek",
"Wielką Księgę Łazienek"), występował w filmach dokumentalnych im poświęconych,
oprowadzał po obiektach łazienkowskich z taką samą swadą wycieczki zakładowe
jak głowy państw, zawsze gotów do podzielenia się swoją pasją z innymi.
Drugą pasją Profesora stała
się przedwojenna Warszawa jej architektura i życie codzienne. Na jego
oczach miasto rozpadło się w gruzy, teraz odbudowywał je w wyobraźni, kamienicę
po kamienicy, pałac po pałacu. Od lat 60. był przewodnikiem po warszawskich
zabytkach. Mówiono o nim "ten z tubą". Wygłaszał prelekcje do uczestników
sobotnich "Spacerów z Syrenką", których pomysłodawcą i organizatorem był
Włodzimierz Liksza, dziennikarz Życia Warszawy. Marek Kwiatkowski zaskakiwał
wiedzą, humorem, uwodził talentem aktorskim i zarażał pasją do historii
sztuki. Dwa tomy "Gawęd warszawskich", które napisał już na emeryturze,
cieszą się niesłabnącym powodzeniem wśród czytelników. Do końca życia gotów
był pojawić się tam, gdzie go oczekiwano, zawsze chętny na spotkanie z
publicznością, zaangażowany w akcje społeczne i filantropijne, ze swadą
opowiadający o swojej kolejnej książce, o Warszawie, o Łazienkach, o Suchej,
czy walczący o uratowanie zagrożonego obiektu historycznego.
Dwór w Suchej wraz z Muzeum
Architektury Drewnianej były kolejnym życiowym projektem Profesora. W latach
80. kupił rozpadający się XVIII-wieczny dwór w Suchej, z parkiem i ziemią.
Odrestaurował wszystko i utworzył prywatne Muzeum Architektury Drewnianej
Regionu Siedleckiego. W Suchej bywał szczęśliwy. Chodził po terenie posiadłości
i doglądał wszystkiego. Spuszczał psy ze smyczy i wypuszczał konie ze stajni,
by pobiegały na wolności. Uwielbiał obserwować wolno chodzące konie, zachwycał
się chmurami, ich zmiennością, kochał wysokie drzewa i ich szum. Gdy budował
Suchą zaczął malować i sprzedawać swoje obrazy. Tworzył obrazy w stylu
postimpresjonistycznym, eleganckie, poetyckie, z dużym znawstwem kompozycji
i koloru. Malował obiekty w Łazienkach, pałac i park w różnych porach roku,
dwór w Suchej, panoramę Warszawy. Podczas wakacji we Włoszech stworzył
serię wenecką, a gdy zrealizował swoje marzenie, by odwiedzić miejsce urodzenia,
namalował wybrzeże Normandii w Trouville.
Po każdym aktywnym dniu
spędzonym na "rządzeniu Łazienkami" Profesor przychodził do swego służbowego
mieszkania we wschodnim skrzydle Pałacu na Wyspie, wyciszał się pogrążając
w lekturze i zaczynał pisać. "Nulla dies sine linea. Codziennie trzeba
napisać choć kilka stron" - powtarzał. Tak powstawały jego artykuły naukowe
i ponad 20 książek, z których najbardziej cenił pozycje: "Stanisław August-
Król Architekt", "Jan Krystian Kamsetzer architekt króla", "Szymon Bogumił
Zug architekt polskiego Oświecenia", "Architektura mieszkaniowa Warszawy
od potopu szwedzkiego do powstania listopadowego". Ciągle prowadził badania
w archiwach, planował nowe książki.
Ostatnim jego ambitnym projektem
stało się Muzeum Wychodźstwa Polskiego im. Ignacego Jana Paderewskiego,
które otworzył w Podchorążówce w Łazienkach Królewskich. "Szanowna Pani
Katarzyno. Jestem gotów spełnić gorące Pani marzenie powrotu do Ojczyzny,
której na imię Łazienki" - napisał do mnie Profesor w 2004 roku proponując
objęcie stanowiska kuratora Muzeum Wychodźstwa. Rozpoczęła się moja współpraca
z tym wyjątkowym, oryginalnym, trudnym człowiekiem. Otworzył się przede
mną świat jego pasji i obsesji, radości działania napędzającej go do pracy
i nagłych ciemnych nastrojów pogrążających go w bezsenności i pesymizmie.
Za jego namową rozpoczęłam pisanie doktoratu, co było konsekwencją mojej
pracy w Łazienkach. Profesor Kwiatkowski, coraz bardziej schorowany i coraz
mniej obecny, pilnował moich postępów. "Nie mogę umrzeć póki nie skończysz
doktoratu" - powtarzał.
Właśnie skończyłam doktorat
- Profesor odszedł 10 sierpnia.
Zakończyło się pracowite,
twórcze, poplątane przez historię życie, którego zaledwie fragment byłam
w stanie tu przywołać. Spory ucichły, nie ma wrogów, możesz odpocząć Marku.
Łączyłeś w sobie wiele sprzeczności: byłeś muszkieterem w świecie historyków
sztuki, byłeś naukowcem bez zaufania do intelektualistów, uwielbiałeś pracę
u podstaw, tchnąłeś w Łazienki Królewskie nowe życie, byłeś ich dozorcą
i królem. Niosłeś ciężar tych wszystkich ról.
Twoja szczupła, lekko pochylona
sylwetka, z dwoma pieskami, Babą i Cudną, właśnie znikła za rogiem alejki
w Łazienkach.
|