W TEN KOLĘDOWY CZAS - ARS MORENDI

Rok Miłosza jeszcze trwa w najlepsze. 24 października do końca roku na Uniwersytecie Yale, w Beinecke Rare Book and Manuscript Library, otwarto wystawę dokumentów z archiwum Czesława Miłosza, zatytułowaną "Exile as Destiny". Wystawie towarzyszyła dwudniowa konferencja "Miłosz and America", której tematem było amerykańskie dziedzictwo Miłosza i jego rola łącznika pomiędzy kulturą polską i amerykańską.  W Warszawie, w Muzeum Literatury, od 18 listopada obejrzeć można rękopisy poety na wystawie "Jestem profesor i poeta":

                 "Jeżeli nie teraz, to kiedy będzie pora?
                   Nadchodzi lotnisko Phoenix, widzę stożki wulkanicznych gór
                   I myślę o wszystkim czego nie powiedziałem.
                   O słowach cierpieć i cierpliwość, o tym ile można znieść
                   Tresując latami swój gniew, aż zmęczy się i ulegnie.
                   Nadchodzi wyspa Kauai, szmaragd w oprawie obłoków,
                   Ciepły wiatr w liściach palmowych, a ja o śniegach
                   Mojej prowincji dalekiej w której działy się
                   Sprawy innego życia, niepojęte.
                   Jasna połowa planety przesuwa się w ciemność
                   I zasypiają miasta, każde na swojej godzinie.
                   A dla mnie jak wtedy za dużo, za dużo świata."

 Lekarz opiekujący się zdrowiem Czesława Miłosza, znany krakowski lekarz-pisarz, Andrzej Szczeklik, tak wspomina "chwile ostatnie" poety:  " Chciał umrzeć  w domu, pośród najbliższych, a nie w szpitalu. Przyjąłem to do wiadomości wiele lat temu, kiedy jeszcze poważnych zagrożeń nie było. I choć na ten temat stanęła między nami niepisana umowa, za każdym razem, gdy zachodziła konieczność pilnej hospitalizacji, trzeba było trudnych perswazji, by uzyskać na nią zgodę. Gdy tylko kryzys mijał, w klinice, jeszcze słaby, jeszcze przykuty do łóżka - zaczynał od razu czytać lub słuchać lektury, pisać lub dyktować.< Czy nie uważa Pan, że jestem anomalią natury?> spytał mnie, gdy skończył 91 rok życia. A ja myślałem, że jest jak potężny dąb litewski, szumiący poezją. Jego myśl, wsparta pamięcią, jakiej nigdy nie spotkałem u nikogo, coraz częściej starała się przeniknąć istotę życia, choroby, a także śmierci. Raz, po kilku dniach głębokiej nieprzytomności, gdy tylko odzyskał świadomość, podziękował krótko i powiedział z miejsca: < Trzeba koniecznie napisać nową książkę, o umieraniu i o śmierci. Jakiś współczesny, przeniesiony ze średniowiecza poradnik Ars morendi>".
                    I skądże ten entuzjazm, jeżeli śmierć blisko?
                    Czy będziesz widział, i słyszał, i czuł?
                    Ale ziemia do niczego niepodobna.
                    Jakie lądy! Jakie morza! Jakie dziwo widowisko!
                    W sali cierpień jak obficie zastawiony stół!
                  Muzyka trwa, choć tych którzy ją grali nie ma.
                  Ani ich aksamitów, ni nawet podwiązki.
                  Międzyplanetarni w gąszczu smyczki wzięli.
                  W swoich wioskach piją, wrzeszczą, grzmocą w kości,
                  Z umarłymi na wariackiej karuzeli.
                  A ja zostałem doświadczony,
                 Że nie mogłem pisać oskarżenia,
                 Bo wesele razem z płaczem przychodziło.
                 To i co, że zaraz będę z tamtej strony?
                  Żyć jest słodko, ale i nie patrzeć bardzo miło."

W krakowskim mieszkaniu Czesława Miłosza na Bogusławskiego, niewiele zmieniło się od śmierci poety w 2004 roku. Sekretarka poety nadal tam pracuje, przyjmuje wydawców, wycieczki szkolne, wszystkich, którzy zainteresowani są twórczością poety. Według woli spadkobiercy, syna, Antoniego Miłosza, polskie mieszkanie ojca, ma być prywatnym muzeum, żywym i dostępnym miejscem spotkań z dziełem i archiwum Czesława Miłosza. Sekretarka poety, Agnieszka Kosińska, tak wspomina ostatnie chwile: "To była faktycznie ars bene morendi - sztuka dobrego umierania. Bardzo spokojny, bardzo pewny siebie, bardzo godny proces kończenia ziemskich interesów. Trwało to od początku 2004 roku. Wszyscy w domu wiedzieliśmy, że umiera, że chce umrzeć i że to ma tak wyglądać. Powiedział mi , że kończy już dyktowanie. Że w ogóle kończy wszelkie zatrudnienia literackie, korespondencje, sprawy z wydawcami, że zostawia to mnie. Jemu żeby dać już spokój. W czerwcu i lipcu moja praca polegała właściwie na tym, że byłam, że siedziałam przy Miłoszu. Trochę rozmawialiśmy, więcej milczeliśmy, godzinami, na jego życzenie, trzymałam go za rękę, siedząc przy jego łóżku. Rzadko prosił: < A niech no pani wybierze coś do czytania>. Często było tak, że czytałam, a on zasypiał, przestawałam czytać, żeby go nie zbudzić tym czytaniem - wtedy właśnie się budził. I tak cały dzień. Kiedy mnie ktoś pyta, jak to jest pracować z wielkim poetą, odpowiadam < Pracowałam z człowiekiem. I jako z człowiekiem pracowało mi się z Miłoszem bardzo dobrze>. Podczas czuwania w ostatnich miesiącach, gdy leżał w łóżku, nagle powiedział < Tak bym spuścił nogi na trawę>".

                      O piękno, błogosławieństwo: was tylko zebrałem
                      Z życia które było gorzkie i pomylone,
                      Takie w którym poznaje się swoje i cudze zło.
                      Zachwyt porażał mnie i tylko zachwyt pamiętam.
                      Wschody słońca w nieobjętym listowiu,
                      Kwiaty otwarte po nocy, trawy bezbrzeżne,
                     Niebieski zarys gór dla krzyku hosanna.
                     Ile razy mówiłem: nie to jest prawda ziemi.
                     Od przekleństw i zawodzeń skąd tutaj do hymnów?
                     Dlaczego chcę udawać, kiedy wiem tak dużo?
                        Ale usta same wychwalały, nogi same biegły,
                        Serce mocno biło i język rozgłaszał uwielbienie."

Jak dużo w tym wierszu poeta mówi nam o sobie. Widział i odczuwał  ból istnienia, "wiedział tak dużo" o tym, jak  trudno jest żyć w uwikłaniu w historię, wybory, relacje międzyludzkie, a jednak nieustannie potrafił zachwycać się światem, naturą, człowiekiem. Dzielność i siła życia, codzienna gotowość do "snucia poezji", by ktoś, kiedyś, gdzieś przeczytał i może poczuł się szczęśliwszy, mądrzejszy, piękniejszy dzięki poezji. 

W  Roku  Miłosza wędrowałam z Państwem przez świat poezji stworzony przez poetę. Czy udało mi się zainteresować, może wzruszyć, zachwycić czytelnika? Odpowiedź należy do Państwa. Dziękując za to wspólne "czytanie Miłosza", z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia życzę czytelnikom Biuletynu Polonijnego Wesołych Świąt - Katarzyna Szrodt

PS. Wiersze w artykule pochodzą z "Osobnego zeszytu - Przez galerie luster" w "Wiersze" Wydawnictwo Literackie 1987; wspomnienia o poecie z książki Agnieszki Kosińskiej "Rozmowy o Miłoszu".
 
 
 
. Katarzyna Szrodt
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.