WYBORY TU I TAM 
 
A więc nareszcie wiemy: Polska nie jest ukrytą dyktaturą kosmopolitycznych i wyobcowanych z narodu elit. Nie jest (i nie była także rok temu) żadnym kondominium - ani rosyjskim, ani niemieckim. Polska jest, mimo wszelkich (nawet poważnych) problemów społecznych, państwem, gdzie w ostatecznym rozrachunku, decyduje kartka wyborcza. No i może najważniejsze - w naszym starym kraju, wbrew plotkom internetowych nienawistnych trolli, wyborów się nie fałszuje. 
 
Można spytać: a skąd to wiemy? Skąd tak daleko idące wnioski? Na to wszystko mamy wymowny dowód w postaci wyboru Andrzeja Dudy na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. A więc okazuje się, że można. A jednak da się. Swobody wybór nowej głowy państwa i płynne przekazanie władzy oznacza, że Polska przez ostatnie 8 lat nie była, wbrew niektorym, żadnym PRL-em Bis. Tej Polski z żadnych ruin i zgliszcz odbudowywać nie trzeba. Sam rzecznik sztabu wyborczego PIS prof. Karczewski kilka dni temu obwieścił, że Polska dotychczasowa ma także swoje sukcesy. Trzeba tylko naprawić w niej to co jest złe. Prezydent Duda w swojej mowie inaugurcyjnej ujął to tak: "należy przyspieszyć rozwój". Od siebie dodam, że jeśli Polska jest w wielu sferach ograniczona powiązaniami międzynarodowymi - to tak samo są nimi ograniczone Francja, Włochy, Hiszpania, a nawet Niemcy. W razie możliwego jesiennego zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości nowa ekipa rządowa nie będzie mogła odwrócić się plecami do reszty Europy. Możliwe nadwątlenie struktur unijnych nie poprawi sytuacji kraju nad Odrą i Wisłą. Poza tym, jak przyznał pisowski kandydat na szefa MSZ-u prof. Szczerski, polską nawą państwową - niczym kolosalnym kontenerowcem - nie jest łatwo wykonywać gwałtowne manewry. Nie da się z dnia na dzień zmienić kurs o 180 stopni. Pacyfiści oraz ukryci rodzimi entuzjaści Putina (a jest ich nie tak mało) na pewno kręcą nosem na zaproszenie wystosowane przez prezydenta Dudę do zainstalowania przez pakt NATO stałych dużych wojskowych baz w Polsce. Inni z kolei - a w tej liczbie i ja - gorąco ten postulat popierają. 
 
Jednakowoż jest w polskim życiu politycznym pewna dojmująca potrzeba. Już nie wystarczy być - tak jak 5 lat temu - przeciw "komunie", "ludziom z WSI", "złodziejskiej prywatyzacji", czy też "dzikiemu kapitalizmowi". Spójrzmy trzeźwo. Wszak na terenie Polski nie ma wojsk rosyjskich, a lewicy właśnie grozi zniknięcie ze sceny. Oczywiście życie społeczne próżni nie znosi. Dalej (jak zawsze) będzie się toczyć gra przeróżnych interesów, formalnych i nieformalnych lobby, grup nacisku. Ktokolwiek będzie rządził po 25 października winien zdać sobie sprawę, że za kilka lat dotacje z Brukseli przestaną wpływać do państwowej kasy. Należy się na to dobrze przygotować. Nie chodzi jedynie o ekspertów. Tych Polska ma pod dostatkiem. W ostatnich 25 latach mieliśmy okazję zobaczyć wzloty i upadki polskiej państwowości. Ale już chyba nadszedł najwyższy czas aby polska polityka spoważniała. A to się nie stanie jeżeli niewyrobiony a rozgoryczony czytelnik będzie manipulowany raz przez "niepokornych", a raz przez "reżimowych" publicystów. Oczywiście w wolnym kraju trudno zakazać prasie żyjącej z sensacji zajmowania się bzdurami typu ile "ośmiorniczek" podano na stół w jakiejś restauracji oraz jakie gatunki wina zamawiano. Tym niemniej, musi niepokoić fakt, że sądy i prokuratura są bezradne wobec jednych podejrzanych, a bardzo sprawne wobec drugich. W końcu obywatelowi zaczyna się mylić, czy przysłowiowym "czarnym charakterem" jest ktoś kto nielegalnie nagrywa dygnitarzy rządowych, czy może oni sami, gdyż ich zachowanie w czyms razi "prostego czlowieka". 
 
Niedawno jeden z polskich naukowców napisał, że opozycyjna partia Prawo i Sprawiedliwość rządzona jest przez chyba już ostatnie pokolenie inteligencji polskiej wychowane na romantyczno-martyrologicznych mitach. Za mało tam szacunku dla kompromisu i "dogadywania się", a za wiele dla oblężonych twierdz i "niezłomności" (słowo użyte przez Prezydenta Dudę w orędziu). W rezultacie, ludzie tak widzący świat w razie sukcesu "wzlatują nad poziomy" (oddalając się od codziennych trosk większości rodaków), a w razie klęski padają ofiarą "wrogich sił", proklamując co najwyżej "moralne zwycięstwo". Wygląda na to, że tej jesieni naprawdę to będzie ich ostatnia szansa. W następnych pokoleniach Polaków chęć bycia "Chrystusem narodów" może już nie być ceniona przez połowę narodu. Wiedział o tym dobrze sztab kampanii wyborczej Andrzeja Dudy zręcznie dostosowując argumentację do mentalności odbiorców. Platforma tym razem musi uchylić przed nimi kapelusza. To PIS miał lepszy t.zw. PR; to PIS lepiej nakręcał oraz potem wykorzystywał rozgoryczenie młodych rodaków. W przeciwieństwie do monotematycznej, mdło postępowej, letniej (jak owa "ciepła woda") Platformy, PIS wygrał swoją wyrazistością, choć potrafił też zagrać na kilku fortepianach na raz. Widać w tym rekę prezesa Jarosława. Całe teatrum wyborcze Prawa i Sprawiedliwości jest bardziej rozbudowane niż w przypadku PO. Jedne marionetki się eksponuje, a drugie chowa za kulisy na kilka miesięcy - przydadzą się kiedy indziej. Wiadomo, że jeśli nie zdarzy się nic wyjątkowego, to tematyki smoleńskiej i przemarszów z pochodniami nie ujrzymy do dnia wyborów sejmowych (25 października). Czy w jesiennej kampanii więcej będzie sie mówić o zrujnowanej przez Balcerowicza Polsce, czy może raczej o pułapkach przyszłości - jeden Pan Bóg (oraz Prezes Kaczyński) wiedzą. W tej chwili PIS ma przewagę, ale pamiętajmy, że w tym roku w Polsce panuje moda na niespodzianki.
 
Prezydentowi Polski Andrzejowi Dudzie życzmy zdrowia, jasności umysłu przy podejmowaniu decyzji, a zwłaszcza świadomości, że będzie reprezentował także tę drugą połowę Polski, która z różnych przyczyn na niego nie głosowała. Ewangeliczna jedność narodu to fenomen naprawdę rzadki - pojawiający się jedynie w czasach największej próby, a i to na krótko. Jeśli tak - to obie połówki polskości będą nadal istnieć obok siebie i każda ma prawo do szacunku jako niezbędna część narodowej układanki. 

                                                                                  ***

Mniej więcej w środku lata media kanadyjskie podały w ślad za komunikatem oficjalnym rządu, iż 19 października b.r. odbędą się wybory do Federalnego Parlamentu Kanady. Rządzący od lutego 2006 roku premier Stephen Harper będzie się ubiegał już o trzecią kadencję na swoim stanowisku. O ile w dziedzinie polityki zagranicznej szef rządu - pomimo ostrej krytyki kręgów lewicowo-liberalnych - może wciąż mówić o pewnych sukcesach, to w polityce wewnętrznej nie jest wcale tak różowo. Konserwatystom zaszkodziły z pewnością skandale w takich dostojnych instytucjach jak n.p. Senat czy nawet Sztab Generalny. Chodziło głownie o nadużycia finansowe, a niekiedy też o afery o podłożu seksualnym.  Zarówno w przypadku senator Pameli Wallin, jak też senatora Mike’a Duffy wykryto szereg nieprawidłowości, jak choćby osławiony dodatek komunikacyjny pana Duffy za podróże do swojego okręgu wyborczego w odległej o 1400 km Nowej Szkocji. Większość tych diet była wypłacona bezpodstawnie, gdyż delikwent nie ruszał się zbyt często z Ottawy. Tego typu sprawy wraz ze stałym pakietem nieuzasadnionych cięć na cele socjalne będą stały teraz na przeszkodzie w wyborze konserwatystów na kolejną kadencję. Pod naciskiem liberałów oraz lewicowej NDP (New Democratic Party) rząd wycofał kanadyjski kontyngent z interwencji w Afganistanie już w roku 2011. Jednakże po roku 2013 udział Kanady w operacjach wojskowych znowu się zwiększył. Lotnictwo Kanady jest na Bliskim Wschodzie bombardując pozycje Państwa Islamskiego (ISIS) oraz szkoląc tamtejszy personel. Po roku obecności misji kanadyjskich na Ukrainie można stwierdzić, że armia ukraińska zmieniła wygląd. Mundury, czapki, hełmy oraz lekkie uzbrojenie - to w dużym stopniu wkład Kanady. Ucierpiały na tym bardzo stosunki z Rosją, ale Harper wie, że milion jego obywateli ma pochodzenie ukraińskie i jest to w przypadku wyborów jego ostatnia deska ratunku. Zeszłojesienne ataki terrorystyczne (w St-Jean-sur-Richelieu oraz w Ottawie) potwierdziły tylko dotychczasowy kierunek polityki zagranicznej Harpera. W tematach ekologicznych rząd konserwatystów także zajmuje ostrożne, niedowierzające stanowisko. Jeśli chodzi o kwestie polskie - to dwa lata temu Ministerstwo Obywatelstwa i Imigracji przeprowadziło zmiany w stosunku do obywateli RP. Rozszerzono znacznie możliwości przyjazdu do Kanady w celach zarobkowych i wprowadzono też tak zwaną "wizę specjalną" dla dziadków aby mogli jak najdłużej przebywać ze swoimi wnukami na ziemi kanadyjskiej. Wiele jest też decyzji mniej spektakularnych - n.p. zniesienie zakazu importu polskich jablek aby ulżyć polskim sadownikom, których owoców już Rosja nie kupuje.  Obecnie przeciwnicy Harpera nie mogą mu wybaczyć rzekomo drakońskich ustaw motywowanych walką z terroryzmem. Na ulicę wychodzą też czasami związkowcy producenci sera i marynarze. Po podpisaniu przez Kanadę umowy o wolnym handlu z Unią Europejską obie te grupy obawiają się nastania złych czasów. Chodzi jak wiadomo o europejską konkurencję. 
 
Nie można się oprzeć wrażeniu, że Kanadzie przydałoby się trochę więcej tego w polityce, co Polska ma w nadmiarze - duchowości, przypominania o korzeniach, patriotyzmu. I na odwrót. Polska też by skorzystała na takiej wymianie stając się śladem Kanady społeczeństwem stojącym trzeźwo na dwóch nogach - TU I TERAZ, nie mierzącym obecnych problemów dziewiętnastowiecznymi miarkami. Czas i tak ucieka: "Tempus fugit." 
 
 
. Michał Stefański
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.