KOCHA ...., NIE KOCHA
Dawno temu w połowie lat
trzydziestych ubiegłego stulecia na warszawskim rynku płyt gramofonowych
ukazał się utwór p.t. "Czy pani gra w zielone?" i z miejsca stał się szlagierem
sezonu. Powodów było przynajmniej trzy. Nieskomplikowana melodia, wdzięczne
słowa i to co najważniejsze - pogoda ducha. Rzeczywiście, w tamtych czasach
zdarzało się, że idąc zadrzewioną aleją wzdłuż żywopłotu młodzi ludzie
grali w zielone; część z nas to pamięta (jak nie z życia, to z literatury)
- kocha, lubi, szanuje, nie chce nie dba, żartuje... itd. itp. To były
czasy! Oprócz kilku ulotnych chwil zabawy była w tym jakaś młodzieńcza
afirmacja wyroków losu, który choć tyle się po nim spodziewamy, niczego
nam nie gwarantuje. Albowiem - choć niełatwo się z tym pogodzić -
jedyną rzeczą niezmienną jest właśnie ZMIENNOŚĆ.
Jeżeli uznać świat polityki
za nieco inną formę marketingu, to nie powinno nas dziwić, że w obu tych
dziedzinach stosunek do zmienności jest co najmniej dwuznaczny. Zmienność
jest faktem, ale na pewno nie zawsze pożądanym. Stąd wysiłki ustabilizowania
produktu za pomocą takich instrumentów jak "marka firmowa" (ang. "brand",
"trade mark"). Odkąd Oświecenie zaszczepiło na Zachodzie poglądy mniej
lub bardziej liberalne, szanujące się partie polityczne próbują przez ostatnie
dwieście lat uzasadnić swoje istnienie faktem, iż wiadomo "jaki produkt
sprzedają"; wiadomo przeciw czemu są, a co chcą wprowadzić jeśli tylko
dojdą do władzy. Szwed głosując z dziada pradziada na socjaldemokratów
wiedział, że tym samym narzuca na kark swoich bogatych rodaków jarzmo 50%
podatku. Anglik głosując w latach siedemdziesiątych na konserwatystów nie
mógł znieść panoszenia się związków zawodowych w kluczowych dziedzinach
gospodarki. Polak z lat trzydziestych oddając swój głos na Narodową Demokrację
nie życzył sobie autonomii dla Ukraińców czy Białorusinów, był zdania,
że mniejszość żydowska ma w Polsce zbyt wiele do powiedzenia, a określenie
Polak-katolik winno stać się rzeczywistością; stąd też niechęć do takich
postaci jak innowierca Żeromski i sprzeciw wobec decyzji pochowania marsz.
Piłsudskiego na Wawelu. Komunistyczna Partia Polski w jedynych wyborach,
do których ją dopuszczono w II Rzeczypospolitej nie udawała patriotyzmu
(jak później PZPR) albowiem jednym z jej postulatów było oddanie całego
(!!) Śląska Niemcom. Partie katolickie też nie udawały, że cenią sobie
tolerancję religijną i n.p. świadome macierzyństwo. W porównaniu do obecnego
kultu liberalnej poprawności politycznej, więcej było wówczas szczerości
w sferach publicznych. Dla wielu historyków i politologów analizowanie
tamtych lat - toż to łatwizna.
Mniej więcej od końca "zimnej
wojny" (choć wielu twierdzi, że daleko wcześniej) określenie czego
tak naprawdę chce jakaś partia X czy Y staje się coraz trudniejsze. W ostatnich
czasach prawicowy prezydent USA George W. Bush wpędził Stany w kilka trylionów
dolarów długu, choć zaczynał prezydenturę hasłami podobnymi do polskich
n.p. "tanie państwo". Jeśli przyjrzymy sie uważniej polityce polskiej po
roku 1989, to słynna "klątwa Urbana" (prawie cytat: DAJCIE IM WŁADZĘ, A
SAMI SIĘ ZAGRYZĄ) spełniła się o wiele bardziej, niż chciałby jej autor.
Albowiem nie tylko oba skrzydła dawnej "Solidarności" zaczęły walczyć o
władzę, lecz także i lewica z SLD w trakcie swoich rządów przestała zajmować
się biednymi i wykluczonymi, pierwsza usłużnie pospieszyła na pomoc Amerykanom
w Iraku, jak też bez problemów dogadała się z polskim episkopatem w kwestii
zwrotu mienia kościelnego i pokrewnych kwestii. Czy na długą metę Kościół
na tym dobrze wyjdzie, to już inna sprawa. Ważne jest, że od pewnego czasu
(na pewno od schyłku Samoobrony Leppera) ten porzucony elektorat roszczeniowo
socjalny w dużej części przeniósł się do PISu, który, jak rzekł sam Prezes
w chwili szczerości, "może i jest trochę lewicowy." Stopniowo zamęt ideowy
zaczął się pogłębiać. SLD-wcy nauczyli się grać na giełdzie, a niektórzy
biskupi zajmują się z upodobniem biznesem i polityką. Z kolei Platforma
Obywatelska zgarnia stronników z lewa i z prawa, przez co upodabnia się
do dawnego... Frontu Jedności Narodu. Faktem jest, iż etykietka na
produkcie już nie gwarantuje zawartości. Niezapomniany Pan Zagłoba z "Trylogii"
określiłby taki chaos jednym krótkim zdaniem: "Diabeł w ornat się ubrał
i ogonem na mszę dzwoni."
Kiedy mniej więcej przed
rokiem padło z ust prezesa PISu Jarosława Kaczyńskiego określenie o Polsce
będącej (czy może tylko stającej się) "kondominium niemiecko-rosyjskim"
złośliwcy mawiali, iż nasz stary kraj jest niepodległy tylko wtedy, kiedy
rządzi nim PIS, a już dzień po oddaniu przezeń władzy osuwa się z powrotem
w bagno rozbiorów czy jakiejś (pewnie masońskiej) okupacji. Gdyby prześledzić
owe pisowskie wzloty i upadki notowań Polski na skali atrybutów "prawdziwej
niepodległości" (wiadomo, jaką karierę robi w Polsce przymiotnik "PRAWDZIWY")
przeciętnie wykształcony i logicznie rozumujący trzydziestolatek znad Wisły
czy Odry miałby do rozwiązania nie lada rebus. Coś jak typowa gra w Chińczyka,
a u Anglosasów "Snakes and Ladders"). Hasło i natychmiastowa reakcja. Rzucasz
kostką i idziesz w górę lub na dół. 1). Komisja hazardowa nie stwierdziła
nieprawidłowości za rządów PO - wniosek: jesteśmy kondominium 2).
Komisja naciskowa nie stwierdziła nacisków za rządów PIS - wniosek: jesteśmy
jednak suwerenni 3).Wyrzucenie z posady szefa CBA Mariusza Kaminskiego
przed rokiem - wniosek: kondominium 4). Trzymanie go tam zbyt
długo przez naiwnego Tuska - wniosek: jesteśmy suwerenni. Dalej gra toczy
się już żwawiej: 5).Prawicowy sędzia Sądu Najwyższego Stępień odrzuca
poprawki PISu = kondominium. 6). O.Tadeusz Rydzyk żali się w Brukseli na
stosunki w Polsce i wraca do niej w glorii = suwerenni (w niesuwerennej
Polsce Ojciec Dyrektor zamilkłby raczej na długo). 7). marsz. Niesiołowski
wyzywa PIS od najgorszych = kondominium. 8). Poseł Brudziński wyzywa PO
od najgorszych = suwerenni. 9). Prawicowy poeta Rymkiewicz przegrywa proces
z "Agorą" = znowu jesteśmy na kilka dni kondominium. 10). Lewicowa feministka
prof. Magdalena Środa przegrywa proces o zniesławienie redaktorów "Misji
Specjalnej" = a jednak jesteśmy troszkę suwerenni. 11). Państwowo-Kościelna
Komisja Majątkowa zakończyła swoje prace = ani chybi, jesteśmy kondominium.
12). Trybunał Konstytucyjny odrzucił platformiany projekt zmiany przepisów
wyborczych = a jednak Polska jest znów suwerenna. Przynajmniej na chwileczkę.
To zaledwie tuzin wydarzeń,
czubek góry lodowej, z których wypływa jeden wniosek. Czołowa opozycyjna
niby-prawicowa partia straciła już nadzieję na przekonanie tej części swoich
rodaków, która inaczej niż Prezes Jarosław rozumie i używa szeregu określeń
na to co się wokół dzieje i dąży do czego innego niż on oraz jedna czwarta
narodu określająca się jako "prawdziwi Polacy". Jak można cieszyć się z
niezawisłych sądów we wtorek, a w środę psioczyć na sprzedajnych sędziów!
Toż to znany nam wszystkim z Sienkiewicza przykład "mentalności Kalego",
który wierzył, że to co JEMU służy jest dobre. Nie tak dawno ktoś z tutejszych
Polonusów zapewniał mnie, że z fałszywych zeznań przed Kanadyjskim Urzędem
Imigracyjnym praktykujący katolik nie musi się spowiadać (!!) Teologia
nie jest moją dziedziną, więc się jedynie lekko zdziwiłem.
Jeżeli we wrześniu, ktoś
z moich Sz. Czytelników będzie szedł krakowskimi Plantami lub przez warszawskie
Łazienki, a ujrzy nieźle ubrane panie i panów w wieku mocno średnim zrywających
już żółknące listki i coś nad nimi szepczących, niech się niczemu nie dziwi.
To tylko lokalni aktywiści największej opozycyjnej i "jedynie prawdziwej"
polskiej partii będą starali się dociec w sposób losowy czy aktualnie kraj
nad Wisłą i Odrą jest suwerenny...czy też nie, suwerenny....czy kondominium,
suwerenny....czy... To prawie tak, jak za ich młodości: kocha...nie
kocha, kocha .... nie kocha.
|