BYLI WŚRÓD NAS
 
Początek lata nie był łaskawy dla nas, tutaj żyjących Polaków i montrealczyków polskiego pochodzenia. W ostatnich dziesięciu dniach czerwca odeszły od nas dwie postaci, których życie i działalność wywarły dodatni wpływ na jakość naszego życia. Raz jeden odsuńmy na bok zarówno małą jak też t.zw. "wielką politykę" i pomówmy chwilę o Tych Dwóch. Kiedy tacy ludzie odchodzą, przez dłuższy czas zadajemy sobie pytanie - czy jest w ogóle możliwe ich zastąpić. Takie własnie myśli przychodzą do głowy tym z nas, którzy znali choć trochę zmarłych przed kilkoma dniami ojca Bogdana Gawota i Andrzeja Budackiego. Obaj znali się nienajgorzej choć nie mieli dla siebie dużo czasu. Łączyła ich nie tylko praca na emigracji i bezsporny fakt ich polskości. Obaj opuścili nas grubo za wcześnie. Jeden miał zaledwie 54 lata, drugi tylko 57. Obaj byli znani w swoich środowiskach, jak też poza nimi. W tym co robili starali się być najlepsi, lecz przekraczali niewątpliwie granice tego co musieli robić. Nie mieścili się w ramach swoich codziennych obowiązków, albowiem od życia chcieli o wiele więcej niż pewnej dawki codziennej satysfakcji lub przyjemności. 

U progu lat dziewięćdziesiątych młody brat Bogdan Gawot, franciszkanin,  ukończywszy tutejsze seminarium rozpoczyna posługę w jednej z montrealskich polskich parafii. Wkrótce daje się poznać nie tylko jako pobożny duchowny, lecz także jako pełen humoru i zwyczajnej ludzkiej empatii człowiek traktujący swoje powołanie i stanowisko nie jako synekurę, lecz przede wszystkim jako szansę lepszego poznania ludzi, którzy mu zaufali. Te szansę ojciec Bogdan wykorzystywał do maksimum, bo tylko wtedy, jak sam twierdził, był w stanie ludziom pomagać. I nie chodzi tu bynajmniej jedynie o ludzi gorliwie praktykujących. On pomagał wszystkim jeśli tylko mógł. Tym, którzy znaleźli w Kanadzie drogę do kariery i powodzenia, i tym, którzy doznali na tej ziemi wiele klęsk i zawodów życiowych. Rodzinom szczęśliwym, jak też matkom borykającym się z niedostatkiem i takimi plagami jak pijaństwo męża. Polakom jak też licznym parafianom quebeckim, anglojęzycznym, pochodzenia portugalskiego, latynoskiego i filipińskiego. Mogłyby o tym więcej powiedzieć setki montrealskich rodzin z okolic kościoła św. Michała i Antoniego przy ulicy St. Viateur jak też ostatnio z okolic kościoła św. Antonina na Snowdon. Będąc świetnym organizatorem ojciec Bogdan był duszą licznych pielgrzymek do sanktuariów w Quebeku i Ontario, a także przyczynił się do sprawnego przebiegu takich masowych uroczystości jak msza żałobna za duszę papieża Jana Pawła II. To w dużym stopniu dzięki wysiłkowi ojca Gawota doszło dwa lata temu do pamiętnego występu połączonych zespołów i chórów Piotra Rubika i Wilhelma Płodzienia w słynnym oratorium "Tu es Petrus". Wszędzie gdzie tylko mógł pomóc - pomagał. Tak też się stało kilka lat wcześniej z udzieleniem gościny popularnemu kiermaszowi Komitetu Pomocy Dzieciom Polskim i Osobom Starszym, którego dwie doroczne imprezy weszły do tradycji tutejszej Polonii. Pamiętam też debiut prozy poetyckiej Macieja Adamkiewicza prezentowany w kościele koło Wielkiejnocy 2009 r.  Szereg wtajemniczonych w sprawy Kościoła osób wróżyło ojcu Bogdanowi wielką karierę. On sam nie przejmował się zbytnio tymi przepowiedniami, bo wiedział, że plany boże mogą być inne.  Wszędzie go było pełno, czy na spotkaniach z harcerzami, czy też na oddziale geriatrycznym z osobami opuszczającymi ten świat. Pamiętam go pewnej majowej soboty na trawniku z boku kościoła odmawiającego różaniec wraz z trzema kobietami o azjatyckich rysach. Każdym dniem swego życia udowadniał on, że nie ma sprzeczności między tym co polskie, a tym co uniwersalne. Jemu nie trzeba było przypominać, że greckie słowo "Catolicos" znaczy POWSZECHNY. Jeszcze kilka dni przed niespodziewaną śmiercią nasz niezwykły proboszcz parafii św. Antonina wydał 200 obiadów dla bezdomnych naszego miasta nie pytając się o ich wyznanie lub narodowość. A w wieczór czwartkowy 21-go czerwca w czasie wieczornego biegania przed snem dopadł go zawał serca. Pomimo duszącego upału o. Bogdan Gawot poszedł jak zawsze poćwiczyć.
 
Drugim wybijającym sie ponad przeciętność polskim montrealczykiem, który opuścił nas w czerwcu był Andrzej Budacki. Jego ćwierćwiecze pobytu tutaj między nami było pełne sukcesów i niekiedy porażek, ale zawsze wielowymiarowe. To prawda, że młody mieszkaniec Gdyni pragnął  zbudować jaki taki dostatek dla siebie i swojej rodziny, ale równie prawdziwym jest zdanie, że przez całe dorosłe życie był gotów wrócić do swego prawdziwego powołania. Albowiem Andrzej był w pełni szczęśliwy dopiero w roli disc-jockeya i znawcy muzyki rozrywkowej. Lubił wspominać swoje złote lata w klubie Politechniki Gdańskiej i nie tylko tam.  Zostawszy mężem i ojcem poznał także wymiar szczęścia rodzinnego. Andrzej opuścił kraj zdegustowany szarzyzną Polski na krawędzi stanu wojennego będąc pod urokiem mitycznej krainy za oceanem - najpierw USA, a potem Kanady. Ten mit w konfrontacji z rzeczywistością rok po roku zaczął mu się rozmywać. Faktem jest, że w ostatnich latach nie było chyba większego patrioty polskiego od Andrzeja. Od czasu do czasu zastanawiał się nad swoimi szansami po ewentualnym powrocie do kraju - najpewniej do Trójmiasta.  Ale czas pędził jak koń wyścigowy popychając wyczerpanego zmaganiami z codziennością biznesmena z Gdyni ku nieubłaganemu przeznaczeniu. W latach osiemdziesiątych Andrzej wraz z rodziną zakłada restaurację. Sprowadza do niej na koncert Krzysztofa Krawczyka i kilka innych postaci polskiej rozrywki. W latach dziewięćdziesiątych państwo Budaccy zakładają sklep z polskim bursztynem i robią wszystko aby interes rozwinąć. Przez pierwsze lata idzie im nieźle, ale potem nadchodzi zastój. Okazuje sie, że nie każdy cel jest w zasięgu ręki. Lekiem na stresy codziennej walki o byt jest dla Andrzeja powrót do lat studenckiego szczęścia. Najpierw współpracuje ze stacją CFMB jako komentator sportowy. Potem zakłada własną rozgłośnię Radio RELAX. Zawsze wyczulony na nowinki techniczne późnym latem roku 2005-go Andrzej Budacki zakłada stację internetową nazwaną www.poloniahits.com. Jej jedynym celem jest rozrywka, informacja i prezentowanie najnowszych polskich przebojów dla innego typu Polaków na emigracji. Zmienia się to w rodzaj cotygodniowego kabaretu "trzech starszych panów" - raz dobrego, raz takiego sobie, ale zawsze autentycznego. Oprócz Andrzeja i autora tych słów dołącza do nas niewątpliwy "naturszczyk" Zbyszek Mendrek. "Te nasze spotkania są dla mnie relaksem w tygodniu pracy" - Tak się kiedyś Andrzejowi niechcący wypsnęło.  Co dziwne, o istnieniu Poloniihits dowiaduje się błyskawicznie o. Bogdan Gawot, który - o dziwo - nie potępia jej w czambuł, lecz tylko dyskretnie komentuje od czasu do czasu. W naszym podziemnym amatorskim studio gościliśmy też m.in. Paula Kunigisa, piosenkarza jazzowego folku oraz podróżnika i działacza Jerzego Adamuszka. Z rzadka też pojawiały się nagrane dla radia Relax felietony o. Andrzeja Guryna. Reszta - to już nasze zbiorowe szaleństwo. Kto nie wierzy, niech posłucha programu z 24 maja kiedy to już ciężko zchorowany Andrzej jak gdyby nigdy nic dziarskim głosem dialogował sobie z nami. W audycji 9 czerwca miał już głos mocno zmieniony i obwieścił tym, którzy go słuchają, że ma bardzo "zatwardziałego" (jak się wyraził) raka.  25 czerwca przegrał z nim ośmiomiesięczną walkę.

Widzimy tę Dwójkę oczyma wyobraźni. Z jednej strony franciszkanin, z drugiej biznesmen. Tu kapłan - tam disc jockey. Pozornie to przepaść nie do zasypania. A jednak życiorysy tych dwóch postaci opisują  historie życia wielu z nas. Tu na tej ziemi, która dla jednych na zawsze pozostanie "obczyzną", a dla innych jest już autentycznym domem. Rozumieli to świetnie zarówno o. Bogdan Gawot jak też Andrzej Budacki. To dzięki takim Polakom (i ludziom przez duże "L") mamy siłę stawić czoła chciwości, znieczulicy i głupocie, oraz poczuć się czasem jak w przedsionku do raju. Za to wszystko wdzięczni jesteśmy naszym zmarłym przyjaciołom ojcu Bogdanowi i Andrzejowi; to tacy ludzie jak oni pokazują nam jak w sytuacjach codziennych  należy zło dobrem zwyciężać. Choćby z tego jednego powodu - pamięć o nich będzie trwać. 
 
 
. Michał Stefański
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.