NIE UDAWAJMY GREKA
Ostatnio dużo się słyszy
o Grecji w kontekście załamania się ekonomii tego kraju i zagrożenia dla
Unii Europejskiej. Dla kontrastu, wielu publicystów podaje przykład Polski
dość nieźle radzącej sobie z problemami gospodarczymi, także z kryzysem
podobno trwającym od 3 lat. Warto może przypomnieć garść faktów z historii
samej Grecji; być może będzie to pomocne dla zrozumienia tego co się tam
dzieje nie tylko tego lata, lecz w dłuższym okresie czasu.
Rok aktualny jest dla Greków
rokiem rocznicowym. Oto dokładnie 190 lat temu rozpoczęła się wojna Greków
o uwolnienie się spod jarzma tureckiego, które raz lżej, raz ciężej dawało
się we znaki jednej z najstarszych cywilizacji świata przez ok. 550 lat.
Na początku wieku XIX-go Grekom pomogło to, co Polakom zaszkodziło, t.j.
- wyjście potężnej Rosji na szerokie wody polityki europejskiej. Rosja
powołując sie na spuściznę, było nie było, greckiego i prawosławnego Cesarstwa
Bizantyjskiego zniszczonego przez Turków w roku pamiętnego zdobycia Konstantynopola
(1453) ogłosiła się patronem Greków i w zasadzie przez cały XIX wiek słowa
dotrzymywała. Kiedy do wojny z Imperium Ottomańskim przyłączyły się Anglia
i Francja wiadomo było, że przynajmniej znaczna cześć Grecji uzyska nareszcie
wolność. Tak też się stało w roku 1827. To, co jednak do dziś szokuje wielu
Greków to fakt, że upadek Imperium Tureckiego i koniec Pierwszej Wojny
Światowej nie powiększyły Grecji lecz przeciwnie - setki tysięcy Greków
mieszkających od starożytności w takich miastach Azji Mniejszej jak Smyrna,
czy Efez musiało je opuścić pod żelaznym naciskiem nowej republikańskiej
armii tureckiej. W czasie II Wojny Światowej w Grecji, okupowanej dość
krótko przez armie Mussoliniego i Hitlera, rozgorzała wojna partyzancka,
która po wojnie zamieniła sie w wojnę domową, gdyż Józef Stalin i wierni
jemu komuniści greccy zapragnęli przyłączyc ten kraj do t.zw. "rodziny
krajów socjalistycznych." Kiedy sąsiednia Jugosławia zaczęła budować swój
własny antystalinowski narodowy komunizm, Kreml stracił serce do dalszych
podbojów i wycofał pomoc dla czerwonej partyzantki w Grecji. Po niecałych
dwudziestu latach spokoju nastąpił wojskowy zamach stanu (m.in. pod hasłem
walki z korupcją) kładący też kres monarchii greckiej. W latach 1967 -
1974 krajem (formalnie już republiką) rządzili wojskowi. Paradoksalnie,
koniec ich reżimu przyspieszyła nagła interwencja turecka na Cyprze
i podział tej, nominalnie niepodległej, wyspy. Przez z górą ostatnie trzy
dekady Grecja mogłą się pochwalić dużym wzrostem gospodarczym i to
nie tylko w turystyce. Jednakże w ostatnich trzech latach na ekonomii kraju
pojawiły się wyraźne rysy wynikające z zastarzałych wad systemowych, jak
też, być może, ze zbyt szybkiego dołączenia do strefy walutowej euro.
Można spotkać się czasem
z opinią, że istnieją jedynie dwie ewidentne różnice między Grecją i Polską:
klimat i zmysł handlowy obywateli. W innych dziedzinach widoczne są spore
podobieństwa. Zarówno Grecja jak i Polska miały poważną lukę w swoim bycie
państwowym (Grecja 550, a Polska ok. 200 lat (bo przecież liczą się także
nie tylko formalne 123 lata wymazania z mapy Europy, lecz także dekady
całkowitej bezsilności Rzeczpospolitej i panoszenia się rosyjskiego ambasadora
w Warszawie przez większość XVIII wieku). Mówi się, że Grecy, choć
tak patriotyczni na wszelkich uroczystościach, obchodach i (skąd my to
znamy) mszach za ojczyznę, na codzień w kwestiach praktycznych przejawiają
(też bardzo znany nad Wisłą) skrajny indywidualizm. Kwestie takie jak:
niepłacenie podatków przez zamożną część obywateli, łapownictwo, wyłączenie
(przynajmniej do niedawna) greckiego kościoła prawosławnego z ponoszenia
obciążeń finansowych i nagminna praca na czarno - te wszystkie zjawiska
są bardzo znane w naszym starym kraju. Do tego należy dodać rozwinięty
system różnych świadczeń i przywilejów społecznych, n.p. skasowany w tym
roku zwyczaj płacenia nadmiernych premii (t.zw. 13 lub 14 pensji) w wielu
firmach. Dla większości Greków obecny rok przynosi szereg rozczarowań i
właściwie wszystko jest im jedno czy winna jest temu Unia Europejska, czy
też własna "niepodległa" oligarchia.
Kiedy na początku lipca
w parlamencie europejskim przemawiał Donald Tusk, premier kraju obejmującego
na pół roku prezydencję Unii, nie wszystkim poszedł w smak jego optymizm,
dający się skądinąd wytłumaczyć widocznymi zmianami w Polsce i całym regionie.
Z jednej strony zachodnia prasa (n.p. angielski "The Economist") strofuje
premiera RP, twierdząc, iż ponosi go nieuzasadniona mania wielkości, jak
też doradza mu branie przykładu z Belgii lub Węgier, które w czasie
swego przewodnictwa w Unii zajmowały się jedynie zwykłym administrowaniem,
a nie promocją swoich rodzimych spraw i projektów. Z drugiej strony,
Tusk został zaatakowany z brukselskiej mównicy przez eurodeputowanego do
Parlamentu Europy (a w Polsce wiceprezesa PISu) Zbigniewa Ziobro zarzucającego
rządom Platformy Obywatelskiej tłumienie krytyki prasowo-medialnej i zapędy
prawie dyktatorskie. Jednakże, w odróżnieniu od ostrego wystąpienia szefa
Radia Maryja o. Rydzyka polska prawica nie stanęła murem za deputowanym
Ziobro, na co on sam nie za bardzo liczył. Część elit pisowskich jest chyba
przerażona, że na trzy miesiące przed wyborami do Sejmu kampania nie zbliża
do PISu ludności wielkich miast, rodzącej się klasy średniej oraz młodszych
wyborców. Przecież na rozruchy takie jak w Grecji trudno liczyć. Pojawiły
się nawet pogłoski, iż gdyby w październiku doszło do piątej z rzędu przegranej
prezesa Kaczyńskiego, to właśnie Zbigniew Ziobro sprobowałby wziąć ster
PISu w swoje ręce. Przy czym miałoby mu w tym dziele pomagać kilka innych
gwiazd pisowskich n.p. Jacek Kurski. Powyższe rozgrywki nie umniejszają
zresztą błędów ekipy Donalda Tuska w ciągu prawie czterech lat rządzenia
Polską. Czyje błędy - PISu czy Platformy - wydawać się będą wyborcom większe
9 pażdziernika? Od odpowiedzi na to pytanie, a także od frekwencji przy
urnach zależeć będzie prawie wszystko.
Wiele wskazuje na to, że
nadchodząca jesień będzie w Polsce malowniczym tłem walki o władzę. Walki
na kilku poziomach i w poprzek każdej z liczących się partii politycznych
- w istocie walki wszystkich ze wszystkimi. W tym kontekście wchodzenie
na mównicę w Brukseli głównie po to aby zepsuć komuś nerwy w Warszawie,
czy to ze strony rzadu, czy też opozycji, jest ze swojej natury przysłowiowym
udawaniem
Greka.
|