NIEWIARA - CZYLI ŚWIAT NA ODWRÓT
 
"Bo ja wierzę tylko w to, co sam widzę".  Taką filozofię życiową reprezentował kolega dobrego wojaka Szwejka, pewien dorożkarz z Pragi czeskiej sprzed stu lat w roku wybuchu I Wojny Swiatowej. Nie chodziło mu zresztą o jakąś religię, poszukiwanie Boga, czy prawdy absolutnej. Ów dość typowy prażanin szedł ze swoim niedowiarstwem znacznie dalej. Nie wierzył w większość odkryć naukowych, szczególnie tych niedających się zweryfikować przeciętnemu czlowiekowi. Trudno jest wątpić w istnienie n.p. Australii, albowiem można tam polecieć. Ale tak się jakoś składa, że większość takich ludzkich działań jak: badania naukowe, poufne rozmowy dyplomatyczne, posiedzenia rad nadzorczych korporacji, a nawet narady trenerów piłkarskich nie są dostępne dla t.zw. mitycznego szarego człowieka, choćby z powodu jego nikłych kwalifikacji. Wiemy z książek, że nasza wielka rodaczka Maria Skłodowska-Curie odkryła pierwiastek rad oraz rzadko wymieniane polonium. Jednakże gdyby nie afera z morderstwem Litwinienki w Londynie (zaaranżowanym najpewniej przez wywiad rosyjski) w 2006 roku, zapaleni czytelnicy prasy sensacyjnej nie mieliby pojęcia, że polonium w ogóle istnieje. Sporo ludzi nie wierzy do dziś, że lądowanie na księżycu miało istotnie miejsce. To samo dzieje się z przeciętnym konsumentem dzienników telewizyjnych. Jeżeli 90% afer, sukcesów porażek i skandali prezentowanych w głównych kanałach telewizyjnych w USA dotyczy wyłącznie problemów amerykańskich, to trudno się dziwić, że większości Amerykanów wydaje się, że świat się kręci wokół nich. W Rosji - przynajmniej od roku - lwia część tamtejszych mediów elektronicznych przedstawia ten wielki kraj, jako twierdzę oblężoną przez wrogi i zdegenerowany świat zewnętrzny, głównie Zachód. Czy każdy z rosyjskich telewidzów w to wierzy - nie da się na 100% stwierdzić. 

Jeżeli skupić się na tendencjach narastających w starej części Europy, to można rzec, że niewiara przeciętnego obywatela Francji, Włoch, a nawet Niemiec, w to, co t.zw. elity mają mu do zakomunikowania, rośnie i niebawem sięgnie zenitu. W zwiazku z niedawnymi demonstracjami anty-islamskimi przeprowadzono w Niemczech sondaże nastrojów opinii publicznej. Jeśli chodzi o t.zw. "islamofobię" jest ona tam mniejsza niż we Francji. Gorzej, że aż 45% respondentów podało, że nie wierzy w większość informacji i komentarzy prasy i telewizji niemieckiej. Dotyczy to zarówno konfliktu Rosji z Ukrainą, jak też (wydawałoby się) mało kontrowersyjnej akcji Zachodu przeciw ISIS (tzw. "państwu islamskiemu"). Powyżej 1/3 Niemców uważa, że Rosja nie jest zaborczym napastnikiem, lecz się tylko broni. Subtelni sondażyści z Berlina nie sprecyzowali, przed kim Rosja się broni. Szcześciem wyręczył ich w porę pewien mój rodak z Montrealu wykładając mi "kawę na ławę". Otóż, wg. niego, pod naciskiem Izraela Stany Zjednoczone planują wykorzystać Ukrainę, jako przyszły, "zapasowy", teren dla państwa żydowskiego. Nie jest to odległe od treści pisemek neo-nazistowskich w RFN czy Austrii. Od jakiegoś czasu niektóre lewicowe partie jak Zieloni czy Die Linke (Lewi) powracają do dawnych teorii, że oto amerykański imperializm z całych sił dąży do rozpętania wielkiej wojny, wobec tego potrzebne mu jest zagrożenie muzułmańskie, bądź też rosyjskie.  Poczucie, że żaden z nas zwykłych śmiertelników nie ma dostępu do nieskażonej prawdy o systemie, w którym żyjemy - to poczucie rodzi niewiarę w cokolwiek i bezsilność. Jednakże, przy okazji, ożywia ono tysiace stron internetowych, gdzie ten czy ów politolog-amator wyjaśni nam, naiwnym lemingom, co się za tym wszystkim kryje i czemu to wszystko służy. Dwadzieścia lat temu mowiono, że elity europejskie kłamią. 10 lat temu prosty człowiek doszedł do wniosku, ze wszyscy politycy na świecie kłamią. Teraz z kolei na listę wrogów szarego człowieka dostały się "mainstreamowe" media, którym nie zależy na prawdzie, a tylko na zysku. Nie tak dawno temu spierano się o komentarze. Teraz kwestionowane są nawet namacalne fakty. A już najgorzej, jeśli jakaś ekspertyza ma kilka podpisów ludzi nauki i fachowców. Wiadomo, panie - ich wszystkich przekupili!  Tak utrzymuje "wieść gminna."

Ktoś mógłby złośliwie skonstatować, iż "syndrom smoleński" z kilkuletnim opóźnieniem dotarł do Europy Zachodniej i częściowo do Ameryki. Każda afera, każda katastrofa, każdy skandal ma w tej wizji świata drugie dno. Nic nie dzieje się przypadkiem. Każdy z nas jest tylko marionetką w rękach innych: może George'a Sorosa, może Watykanu, może rosyjskiej FSB/KGB, a może CIA, Mossadu czy tez klubu Bilderberg. A przecież istnieją jeszcze inne tajne gremia: Singularity Movement skupiający zwariowanych "geniuszy" komputerowych z Kalifornii, jak też stara nudnawa masoneria. W tej optyce, nam małym żuczkom jedyne, co pozostaje to - nie robić nic, nie wychylać sie i czekać. Na co? Pewnie na jakiegoś Robocopa, Batmana, Spidermana, czy innego bardziej tradycyjnego zbawcę. To on - niczym bohater hollywoodzkich filmów akcji - w ostatniej chwili uratuje od zagłady nasz świat oraz zachodnią cywilizację, coraz mniej obywatelską, a coraz bardziej konsumencką. Albowiem nie jest łatwo skłonić ludzi przyzwyczajanych całymi latami do bierności, aby teraz raptem chcieli poświęcać dla idealistycznych abstrakcji swoją wygodę, swoje lekcje golfa, swoje podróże zagraniczne - wreszcie swój ukochany cotygodniowy serial telewizyjny. Widząc, jak nasila się niewiara sporego procenta Europejczyków oraz Północnych Amerykanów w autorytety - państwowe, naukowe, społeczne i religijne - propagandyści putinowskiej Rosji (choć nie tylko oni) coraz częściej będą w najbliższych miesiącach wyolbrzymiać wady ustroju, w którym żyjemy, ośmieszać i oczerniać to, do czego się człowiek Zachodu przez ostatnie 150 lat przyzwyczaił. Niezawisłe sądy? Bzdura. Wybory bez kupowania sobie głosów i lojalności? Śmiechu warte. Administracja publiczna bez korupcji?  To tylko marzenie z dawnych lepszych czasów. Równe traktowanie niezależnie od majątku, religii, rasy, przekonań oraz orientacji? Tani slogan. Wolne media? To tylko pieniądze i walka grup nacisku. Itd, itp, aż do wyczerpania dyskutantów. Wniosek nasuwa się sam - "ten lepszy" ustrój nie istnieje nigdzie. Wart Pac pałaca. Tu źle i tam niedobrze.

Tak oto w umysłach wielu z nas (szczególnie tych bez pracy, kariery, perspektyw) zachodzi proces oswajania się z faktem, że nasz dotychczasowy świat chyli się ku upadkowi - nawet, jeśli wcale tak nie jest. Może tam gdzieś, hen, za horyzontem, jest jakiś dyktator "żulik" o mentalności powiatowego gangstera. Ale czy ci nasi swojscy liderzy - z Polski, Kanady czy USA - są naprawdę lepsi?  Ta chwila niepewności wystarczy. Wtedy zapominamy, że n.p. na wschodniej Ukrainie zginęło przez rok od ok. 5000 do 50 tysięcy ludzi po obu stronach. Nie obchodzi nas, że na Bliskim Wschodzie tworzy się nowe barbarzyństwo. Mrugamy znacząco okiem, gdy w telewizji widzimy ulice Paryża, a na nich ludzi z plakatami "Je suis Charlie" chcących zaprotestować przeciw złu. Wszak ci francuscy bezbożnicy sami się o śmierć prosili, nieprawdaż? Paradoksalnie - niektórzy z nas zwolna zaczynają widzieć źródło zła nie tam gdzie ono jest. Między innymi dlatego, że propaganda Kremla jest wspaniale dostosowana do odbiorcy. Jeżeli wypadło nam być Polakami, obejrzymy sobie na internetowym U-Tube zdjęcia z miejsc zbrodni banderowskich na Wołyniu z lat 40-tych. Jeżeli jesteśmy Amerykanami, to specjalny serwis telewizji Russia Today przeniesie nas do miasteczka Ferguson w stanie Missouri, gdzie wysłuchamy oburzonych czarnych mieszkańców i kilka zatroskanych profesorek-feministek. Ekolodzy dostaną skądś (??) fundusze na robienie kampanii przeciw niszczeniu środowiska przez amerykańskich i kanadyjskich nafciarzy. Jak przyznały ostatnio "The Economist", a nawet BBC, w wojnie psychologicznej prowadzonej przez putinowską Rosją z Zachodem (szczególnie ze Stanami Zjednoczonymi) każdy chwyt jest dozwolony. A jeśli państwowe media są podejrzane? No, to od czegóż są prywatni użytkownicy internetu? Ci ideowi, a także ci oplacani. Znani celebryci, ale też anonimowe trolle. Wystarczy wprowadzić na internetową neostradę kilkaset prawdziwych lub zmyślonych nazwisk internautów. Wielopoziomowa, elastyczna i dostosowana do wyobrażeń adresata o otaczającym świecie kampania dezinformacyjna jest tańsza od rakiet, czy dronów, a prawie tak samo skuteczna. Warto by było spytać o opinię w tej kwestii przywódców szeregu partii politycznych: we Francji, Grecji, Hiszpanii oraz na Węgrzech. Okazać się może, że ci, którzy latami nie wierzyli w nic, pewnego dnia uwierzą we wszystko. Nawet w kompletny nonsens.
 
 
. Michał Stefański
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.