KONFEDERACI I RESZTA
Jest w polskiej historii
taki epizod ledwie zauważany przez podręczniki szkolne. Mowa tu o konfederacji
barskiej, wydarzeniu historycznym niejednoznacznym i w duchu jednocześnie
bardzo polskim. Już nawet w II Rzeczypospolitej rozdział ten budził kontrowersje,
gdyż stał w sprzeczności z tworzącą się legendą późniejszej o 20 lat "majowej
jutrzenki" t.j. konstytucji 3 maja. Dziś także nie jest łatwo ocenić to
zbrojne XVIII-wieczne wystąpienie pokaźnej części szlachty przeciw reformom
króla Stanisława Augusta uważanego (nie bez racji) za nominata carowej
Rosji Katarzyny. Oto mamy 4 marca 1768 r. dzień św. Kazimierza; w podolskim
miasteczku Bar zgromadziły się oddziały pod kolektywnym dowództwem marszałka
koronnego Michała Hieronima Krasińskiego, marszałka konfederacji na Litwie
Michała Jana Paca, (oraz takich znakomitości jak ks. Józef Sapieha, ks.
Wawrzyniec Potocki, czy też młodziutki Kazimierz Pułaski, późniejszy generał
rewolucyjnej armii USA). W przysiędze odebranej przez biskupa Adama Krasińskiego
konfederaci ślubowali także, że będą bronić wiary katolickiej i tradycyjnego
ustroju Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Wkrótce wyruszono w pole obwołując
królem księcia kurlandzkiego Karola Krystiana Wettyna, którego ta propozycja
wyraźnie zaskoczyła. Aktywność polityczna i wojskowa konfederatów dobiegła
końca jesienią 1772 r., Jakby przypadkiem, w tym samym roku
trzy sąsiednie potęgi przeprowadziły I rozbiór Polski.
Zdarzają się historycy uważający
konfederację barską za pierwsze powstanie narodowe, Są jednak też drudzy
podkreślający tu wyraźne aspekty wojny domowej. Wszak króla Stanisława
Augusta Poniatowskiego popierał m.in. ówczesny prymas Polski arcybiskup
Gabriel Podoski oraz rodzina Czartoryskich, marszałek Franciszek Wielopolski
i niektórzy inni magnaci (nie mówiąc rzecz jasna o stacjonujacej tu i ówdzie
armii rosyjskiej). Chaos w kraju najpewniej odzwierciedlał chaos w głowach
patriotycznych mas szlacheckich, których większość nie rozumiała,
że nie ma co marzyć o dawnej potędze Polski bez reform wewnętrznych. Z
racji owego zamętu myślowego, obok heroicznych dokonań konfederatów jak
obrona Jasnej Góry, Nieświeża czy Lanckorony zdarzały się bezsensowne zabójstwa
duchownych kalwińskich czy ewangelickich. Z jednej strony odnotować trzeba
niewątpliwą miłość do Ojczyzny i silną wiarę powstańców, że Opatrzność
Boska będzie czuwać nad Rzeczypospolitą i jej ustrojem. A z drugiej
strony - tak na codzień - razić może bezmyślność i bezradność naszych przodków,
w obliczu choćby zwykłego bandytyzmu, podszeptująca lokalnemu ziemianstwu
n.p. wzywanie w razie potrzeby "na pomoc" kwaterujących w okolicy Rosjan
(dokładnie tak jak to opisał Mickiewicz w swoim "Panu Tadeuszu"). W tym
czasie na polskim Pomorzu i w Wielkopolsce Prusacy bezkarnie łapali polskich
chłopów i wcielali ich siłą do swojego wojska. Na długo przed likwidacją
polskiej państwowości Rosjanie wywozili na Sybir z głębi kraju praktycznie
kogo chcieli. Po klęsce Konfederacji los ten spotkał aż 14 tysięcy jej
stronników. Austriacy na początku mieli do Konfederacji stosunek neutralny,
lecz potem zmienili zdanie i kilkakrotnie dokonywali interwencji w Małopolsce,
aż we wrześniu 1772 zajęli ją na stałe. Na mapie nowych terytoriów habsburskich
pojawiła się nowa nazwa: Galicja.
Czy naprawdę my Polacy mamy
już okres konfederacji i powstań za sobą? Czy ma sens przypominanie o wydarzeniach
sprzed 250 lat? Przecież przed światem stoją raczej inne problemy, n.p.
skażenie środowiska naturalnego. Z kolei Rosja - ta do niedawna zaborcza,
imperialna Rosja - kurczy się ludnościowo w oczach. Przed dwoma laty muzułmański
Pakistan zrównał się ludnościowo z Rosją, która liczyła sobie tylko 145
milionów mieszkańców. Za dwadzieścia lat populacja tego mocarstwa spadnie
poniżej 100 milionów. Indie prześcigną ludnościowo Chiny, a kraje takie
jak Brazylia czy Indonezja zasiądą prawdopodobnie w klubie potęg G-30 (no
bo już nie G-20). Genetycznie modyfikowana żywność czy wydobywanie gazu
łupkowego kryją w sobie niespotykane szanse ale i zagrożenia. Nie mowiąc
już o światowym kryzysie systemu neoliberalnego, a szczególnie kryzysie
zaufania do polityków wszelkich opcji.
Na spadek zaufania w naszym
starym kraju rząd Donalda Tuska pracował ciężko przez ostatnie 5 lat. Od
służby zdrowia, poprzez szkolnictwo, od wydłużenia wieku emerytalnego i
rozdęcia biurokracji, do niedawnego skandalu z Otwartymi Funduszami Emerytalnymi;
na prawie każdym polu słychać ostrą i zasłużoną krytykę. A po katastrofie
smoleńskiej, której tragiczną rocznicę niedawno obchodziliśmy, runął chyba
ostatni żelazny atut Platformy - t.zn. jej ponoć wspaniała zdolność
do robienia dobrego wrażenia (czyli P.R.). - No, bo żeby mieć opinie ok.
90% pilotów i ekspertów lotnictwa zgadzających się z oficjalną diagnozą
Raportu Millera i tak to wszystko przez 3 lata zaprzepaścić? Jest to niewyobrażalna
fuszerka propagandowa ze strony premiera i jego ludzi. Przecież powinni
mieć wyobraźnię i wiedzieć, że w Polsce od czasów konfederacji barskiej
większość obywateli nie daje wiary żadnym komunikatom płynącym ze strony
władzy. Powinni wiedzieć, co w naszym narodzie znaczy kult męczeństwa,
tradycja, narodowe świętości i ta żałobna otoczka wyższości "prawdziwych
patriotów" co to wiedzą lepiej jak wszystko było i jak będzie. Nieodżałowany
balladzista-satyryk Jan Kaczmarek ujął to kiedyś tak: "I pozostaną popioły
i zgliszcza, zapiekłe urazy i blizny głębokie. Jedna pociecha, wciąż mi
świta w głowie, że może będę fałszywym prorokiem." Ten model polskości
idealnej, nieco odrealnionej (bo romantycznej), nadal pociąga nieodparcie
co czwartego Polaka. Nieco podobnie jak 250 lat temu, mamy aktualnie w
Polsce wskrzeszenie etosu Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Nie chodzi tu
jednak o Koronę i Litwę. Jeden naród żyje realnie w naszym niełatwym XXI
stuleciu, a drugi naród zdaje się przebywać w jakiejś poczekalni wyglądając
kolejnego spektakularnego kataklizmu. Odbywa się coś w rodzaju psychicznego
zaciągu do jakiejś nowej partyzantki czy...konfederacji barskiej. Niemało
jest osób odmawiających rządzącym w Polsce nie tylko poparcia - bo to jest
w demokracji normalne - ale w ogóle wszelkiej legitymizacji. Za jedyne
tłumaczenie wystarczy im coś co były faszysta, oenerowiec Bolesław Piasecki
(także twórca antykościelnego PAX-u oraz pupilek Bieruta i Gomułki) nazwał
w roku 1956 "instynktem państwowym". Aby go mieć wystarczy określić kto
na dzień dzisiejszy jest obcy, a kto swój. Zatem, czuj duch; zwierać szeregi.
Do takiej konfederacji mógłby
śmiało zapisać się pewien naukowiec, na którym nie zrobiły żadnego wrażenia
potwierdzone przez IPN wyniki sekcji zwłok gen. Władysława Sikorskiego.
Natychmiast zareagował on żądaniem wydobycia z odmętów cieśniny Gibraltarskiej
wraku feralnego samolotu spoczywającego tam od 1943 roku. Oczywiście na
koszt polskiego podatnika. Już widać jasno, że z następnymi ekspertyzami
dotyczącymi katastrofy prezydenckiego Tupolewa sprzed 3 lat robionymi pod
okiem "konfederatów smolenskich" też nie będzie inaczej. Żadna nie będzie
uznana za wiarygodną prócz tej jednej jedynej, przez nich oczekiwanej.
Chyba, że wcześniej nastąpi koniec świata.
|