NA MANOWCACH "POSTPRAWDY"
Kiedy w drugiej połowie lat
80-tych były prezydent USA Richard Nixon popełnił - być może zazdroszcząc
tytułu Georgeowi Orwellowi - futurologiczną książkę p.t. "Rok 1999", nawet
jego najsurowsi krytycy nie spodziewali się, że rzeczywistość po roku 1989
unieważni lwią część problemów, które omawiał nieszczęsny emeryt.
Rzeczywiście - prześladował go pech. Najpierw wymuszone odejście z Białego
Domu po aferze Watergate (1974), a pod koniec życia napisanie niechodliwej
(bo nieaktualnej) "cegły", którą po dwóch latach można było kupić na pchlim
targu za dolara. Albowiem świat opisywany przez Nixona w większości zniknął
na początku lat 90-tych. Obiegowe prawdy o świecie z roku 1988, przestały
obowiązywać.
'Tym niemniej staruszek
Nixon - jak też całe jego pokolenie - miał cokolwiek naiwną wiarę,
że da się oddzielić prawdę od fantazji, a tym bardziej od pospolitego kłamstwa.
Następne 25 lat ubogaciły naszą cywilizację o nowe nieortodoksyjne podejście
do zjawiska zawartego w pytaniu: co to jest prawda, a co kłamstwo? Jeśli
z oczywistych przyczyn pominiemy nauki ścisle oraz dogmaty religijne, to
za chwilę zaleje nas istna powódź pół-prawd, zmyśleń, plotek, naciąganych
interpretacji - a także zwykłych łgarstw. Nic dziwnego, że publiczność
na całym świecie zaczyna gubić się w tym gąszczu. Przez ostatnie trzy pokolenia
wykształciła się pokaźna klientela czytelników stroniących od nudnych odkryć
naukowych. Świat plotek i teorii spiskowych bazujący na naginaniu rzeczywistości
jest dla nich o wiele ciekawszy. Jakiś czas temu zajął się tym tematem
prof. Ralph Keyes na jednym z uniwersytetów amerykańskich i w swojej książce
wprowadził do angielszczyzny nowy termin, brzmiący nieco skandalizująco.
Tym czymś jest "POSTPRAWDA" /post-truth/. Ryzykując chwilę nudziarstwa
podam jej definicję: "Postprawda to pojęcie odnoszące się do okoliczności,
w których obiektywne fakty wywierają mniejszy wpływ na kształtowanie opinii
publicznej, niż emocje oraz osobiste przekonania". W tłumaczeniu na
polszczyznę ludową brzmi to znajomo. "Możesz pan mówić długo. Ja i tak
swoje wiem." Już jest kilka krajów na świecie (ostatnio dołączyła do
nich Polska), w których telewizje państwowe wolą dogadzać gustom
t.zw. "prostego człowieka", nie zważając na opinie ekspertów. Wydaje im
się, że w ten sposób są bardziej wiarygodne. A poza tym, ustatnie lata
udowadniają, że postprawdy (czy pólprawdy) sprzedają się lepiej.
Aby postprawda zaczęła funkcjonować
w propagandowej wojnie hybrydowej wystarczy wziąć tylko jeden element układanki
informacyjnej - resztę można zmyśleć i zmontować dowolnie. N.p. dwa tygodnie
przed wyborami prezydenckimi w USA, w jednym z podupadłych, ongiś przemyslowych
miast Pensylwanii (zamieszkałych przez w dużym procencie irlandzkich katolików),
na afiszach i ekranach telewizyjnych pokazywano przez kilka dni zdjęcia
uśmiechających się do siebie papieża Franciszka i Donalda Trumpa. W tym
fotomontażu prawdziwe było tylko to, że Mr. Trump oraz papież istnieją.
Wszystko inne było ...."postprawdą" (de facto manipulacją). Nie tak dawno
temu jeden z polskich, opozycyjnych portali internetowych zamieścił zdjęcie
zgiętego w głębokim ukłonie prezydenta RP Andrzeja Dudę całującego w rękę
lidera PISu Jarosława Kaczyńskiego. Reakcja ludzi na takie zmontowane memy
jest do przewidzenia - dla jednych to chwila wesołości, dla drugich kamień
obrazy. Dwa lata temu Telewizja Rosyjska nagminnie przeplatała zdjęia oddziałów
ukraińskich walczących w Donbasie, fragmentami dawnych filmów wojennych
pokazujących SS lub Wehrmacht w akcji. Po co? Wiadomo. Przed negatywnymi
efektami takiej niczym nie skrywanej stronniczości chronią jedynie dwie
skrajne postawy" - albo wszechstronna wiedza o świecie poparta doświadczeniem
życiowym - albo (prawem kontrastu) naiwny sceptycyzm prostaczka-analfabety,
taki, jak u pewnego praskiego dorożkarza sprzed stu laty, który w piwiarni
wyznał dobremu wojakowi Szwejkowi swoje "mini-credo": "bo ja tylko wierzę
w to, co widzę na własne oczy?". Wg. niego, wszystko inne to manipulacja.
Naturalnie, próby tworzenia "postprawdy" (i formowania jej niczym plasteliny
na potrzeby ideologii, narodu, religii itp) napotykają co chwila
na opór artystów, naukowców czy intelektualistów, których nic nie obchodzą
lokalne uprzedzenia czy kompleksy nacjonalistycznych działaczy i polityków
choćby w takiej .... Bośni. Kiedy dziesięć lat temu niektóre środowiska
polonijne w Anglii protestowały przeciw pominięciu w filmie fabularnym
niepodważalnej roli polskich specjalistów w złamaniu kodu "Enigmy" w czasie
wojny, reżyser wydał oświadczenie. Oznajmił w nim, iż bardzo szanuje naród
polski, ale wg. niego, film fabularny - choćby nawet o II Wojnie Światowej
- to dla niego jedynie rozrywka, a jemu przy nakręcaniu filmu był
potrzebny tylko atrakcyjny szkic opowieści. Podobnego szoku poznawczego
dozna niejeden polski tradycjonalista, kiedy gdzieś w głębi kontynentu
Ameryki Płn. w bibliotece powiatowej, natknie się na etykietkę zaliczającą
głośny film "Smoleńsk" do kategorii "fantasy", albo bardziej elegancko,
do działu "drama". No i cóż robić w takich razach; obrazić się na
resztę świata?
Jednego można być pewnym.
W tym naszym wciąż Nowym Roku 2017 wszyscy -gdziekolwiek mieszkamy - będziemy
zewsząd bombardowani - niczym nieszczęsna ludność w dalekim Aleppo czy
Mosulu - setkami pocisków. Na szczęście dla naszego zdrowia fizycznego,
tymi pociskami będą tylko "ćwierć-prawdy" i "postprawdy" mniejszej lub
większej rangi. Wojna hybrydowa szaleje wewnątrz Polski i na jej polonijnych
obrzeżach, jak też w salach wykładowych uniwersytetów amerykańskich, na
londyńskiej giełdzie czy na bazarach Kijowa lub Moskwy. Do jej pojazdów
bojowych zalicza się nawet do niedawna niewinny Facebook. Chyba można przyjąć
za pewnik, że jedynym skutecznym zabezpieczeniem naszego zdrowia psychicznego
przed efektami owej "wojny światów", będzie jednoczesne WYŁĄCZENIE komputerów
przez minimum pół miliarda użytkowników i gromadne pójście na ryby ...
albo na grzyby, jeśli akurat będzie wczesna jesień. Z całego serca
to właśnie doradzam.
***
Między GRUDNIEM, a MARCEM.
Tak by można obrazowo określić wygląd frontu zmagań o kształt przyszłego
ustroju naszego starego kraju. Zgodnie z tradycją, prawie każdy polski
miesiąc COŚ oznacza. I rzeczywiście. Wszystko wskazuje na to, że polski
marzec może znów zacząć się kojarzyć z polskimi kobietami oraz studentami
(i studentkami) wyższych uczelni. Aktualnie prowadzone są przygotowania
akcji protestacyjnych we wszystkich większych miastach Polski. Nie jest
zatem tak, że po wstydliwych skandalach urlopowo-fakturowych szeroka opozycja
jest już jedynie zdolna do lizania ran. Zupełnie niechcący zwolniła się
przestrzeń do działań nowej lewicy - z partii Razem i nie tylko. Europoseł
Kazimierz Michał Ujazdowski dołączył pod koniec grudnia do sporej grupy
polskich prawicowców, którzy z PISem zerwali widząc w nim źródło problemów.
Partia ta nie jest dla nich na długą metę ani gwarantem dobrobytu materialnego,
ani tym bardziej demokracji w rozumieniu zachodnim. Faktem jest, iż nadal
jedna trzecia Polaków pokłada w partii Jarosława Kaczyńskiego duże nadzieje
na zreformowanie kraju w kierunku społeczeństwa bardziej sprawiedliwego.
Ta część elektoratu wierzy, że demokracja formalna musi czasem ustąpić
w imię wyższych celów. Pchając cały kraj w kierunku autorytaryzmu Prezes
Kaczyński nadal dość zręcznie uprawia na polskiej scenie swój "surfing
w stylu dowolnym". Na razie jest na fali. Pytanie - jak długo?
|