APOKALIPSA  HYBRYDOWA 
 
"Musi to na Rusi, a w Polsce...jak kto chce".  Nie wiem jak dawno temu przysłowie to zadomowiło się w kulturze polskiej. Brzmi ono nieomal jak "za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa" i chyba też nawiązuje do tamtej epoki, kiedy kontuszowy, anarchiczny proto-liberalizm nazywany wtedy "prywatą" mącił mózgi narodowi szlacheckiemu Pierwszej Rzeczypospolitej przepełniając je (oprócz gorzałki) ewidentną i zgubną manią wielkości.
 
W ostatnich kilku latach zewsząd podnoszą się liczne głosy krytykujące liberalizm bez miłosierdzia. Z lewej strony mamy prawie całą Amerykę Łacińską oraz szereg ruchów lewicowych w Europie, jak n.p. Die Linke ("Lewi") w Niemczech czy podobnych im partii we Włoszech lub Hiszpanii. Z przeciwnego końca sceny wyłaniają się postaci nacjonalisty węgierskiego Orbana, szefa brytyjskiej partii niepodległości UKIP Michaela Farage'a, Mme Marine LePen z francuskiej Union Nationale, a także ich mniejszych kolegów z Holandii czy Grecji. Od przeszło roku jest także w tym gronie niewątpliwy narodowy bolszewik Wladimir W. Putin. Liczni rodacy utyskują na prymat pieniądza, a także na słabość rządów, które wielka finansjera trzyma w kieszeni, co jest odbierane, jako inna wersja dyktatury. "Nie czołgami, ale dolarami" - jak mi to przystępnie objaśnił pewien bezrobotny pokazujący wymarłą halę produkcyjną dawnych Zakladów Elektronicznych im. Kasprzaka w Warszawie. Po tych wszystkich latach wraca do nas ciągły dylemat: czy lepiej słuchać się państwa czy może raczej portfela? Są też na świecie takie kraje, które w sposób twórczy zainstalowały u siebie dyktaturę pieniądza "ze wspomaganiem" państwowego aparatu represji. Takim modelem w latach 70 i 80-tych było Chile rządzone przez gen Pinocheta, a teraz modelowym przykładem jest prężnie rozwijające się neofeudalne supermocarstwo o kłamliwej nazwie "Chińska Republika Ludowa"; jedynie "chińska" zgodnie jest tu z prawdą. Czy taki model spodobałby się naszym rodzimym krytykom neoliberalizmu? W konfrontacji z przykładem niedawnego Chile oraz współczesnych Chin pękają wszelkie dawne schematy pojęć: faszyzm, komunizm, socjalizm, liberalizm. Podpadłeś w Chinach dyrektorowi fabryki - możesz być uznany za element antysocjalistyczny - a może na dokładkę też antykapitalistyczny (!). Podpadłeś władzy w Hiszpanii lat 50-ych czy w Chile lat 70-ych - możesz nie znaleźć pracy. Strajk w chińskiej fabryce zbrojeniowej jest aktem antypaństwowym. Wówczas niewykluczone jest użycie wspomnianych wyżej czołgów. A tam, zaledwie kilka kilometrów dalej, na szczycie piramidy społecznej synkowie nowobogackich z Szanghaju czy Kantonu jak gdyby nic kolekcjonują BMW czy Porsche, tak jak ich córeczki kolekcjonują ciuchy z Paryża lub doktoraty z Harvardu. Ten i ów z rodzinki rzecz jasna zapisze się do partii....komunistycznej (?). Dlaczego?  Wszyscy wiemy. A w tym czasie, na dole - póltora miliarda obywateli Chin ciężko pracuje na 2 zmiany oczekując jakiegoś przełomu, mając nadzieję, że i dla nich słońce zaświeci. Może za 5 lat tym przełomem będzie chyląca się ku upadkowi Rosja, która w desperacji otworzy dla nich gościnnie wrota pustej Syberii? To na nich, na chińskich mężczyzn, z utęsknieniem czekają Rosjanki, pragnące normalności po pozbyciu się swoich słowiańskich mężów zżartych nerwami i alkoholizmem. Może w międzyczasie w USA odkryte będą jakieś nowe technologie? A może na prowadzenie w gospodarce świata wyjdą Indie? Może w krajach islamu wybuchnie seria wojen domowych zakończona monstrualną epidemią, którą rozniosą pobożni pielgrzymi z Mekki na cztery strony świata? 
 
A co się stanie ze światem nam najbliższym - światem cywilizacji zachodniej powstałym na bazie judeochrześcijańskiej? Jak na razie, wydaje się, że jego elity wstydzą się swojej historii i bardzo chciałyby zatrzeć wrażenie dominacji zachodniej będącej produktem ostatnich 500 lat. W owym zadaniu przydatnym narzędziem ma być globalizacja, zrazu pojmowana, jako jedynie zniesienie barier handlowych, a z czasem przeistoczona w gigantyczny projekt wymieszania ras i kultur. Jednakże po obu stronach Atlantyku aktualny establishment zapomina o jednym. To, co mogłoby być błogosławieństwem dla świata na przestrzeni jednego stulecia, to samo może doprowadzić do tragedii, jeśli się dokona w ciągu 20 lat.  Za wiele zmian i za szybko. Wystarczy choćby porównać teorie wychowania młodzieży w czołowych krajach Zachodu, z tym, co się dzieje w mózgach młodych ludzi w krajach islamu. I stało się. Liberalne wartości, takie jak: tolerancja, umiar, realizacja własnych pragnień w ramach prawa - to wszystko jest nic nie warte dla poważnej części młodzieży, okazuje się także w Europie i Ameryce Płn. Masowy morderca Anders Brejvik pogardzał właśnie taką Europą. Bywa, że jego młodsi koledzy porzucają teraz swoją dawną rodzimą kulturę i wstępują w szeregi nowej organizacji stawiającej sobie za cel wstrząśnięcie starym światem. Jest nią Islamic State (Państwo Islamskie). Oto na ekranie CNN pojawia się etniczny Niemiec, blondyn w turbanie, walczący w imię Allaha z karabinem w ręku, przeciw swojej dawnej ojczyźnie. Telewidzowie są świadkami jeszcze jednej "ucieczki od wolności". Tak by to kiedyś nazwał psycholog społeczny Erich Fromm. 
 
Na tle tego, co się dzieje na naszych oczach, nie będzie zbyt trudno różnym dyktatorom - m. in. przywódcy Rosji Putinowi - dowodzić, że to on i jemu podobni politycy stanowią zaporę przeciw demoralizacji, pacyfizmowi, rozkładowi rodziny, homoseksualizmowi, wojującej ekologii, a nade wszystko globalizacji, którą sterują (jak to się mawia) "wiadome siły" - z USA oraz Izraelem na czele. Wg. profesora Timothy Snydera znawcy problemów Europy Środkowo-Wschodniej, aktualnie rozpoczyna się następna runda walki o oderwanie Europy od Ameryki. Temu celowi ma służyć ciągły nacisk Rosji na Europę Zachodnią i równoczesna demonizacja Stanów Zjednoczonych, jako pra-przyczyny wszelkiego zła. Ta nowa ideologia łączy przeciwników Unii Europejskiej na lewicy i prawicy, z walczącym o pozory zachowania imperium Władimirem Putinem i resztą jego wielbicieli, gdziekolwiek by się znajdowali. Prof. Snyder wskazuje, że trwające latami lokalne wojny hybrydowe prowadzone bez żadnych reguł na obrzeżach dawnego ZSRR (Czeczenia, Gruzja, Ukraina) mają za cel wywołanie w elitach europejskich poczucie ciągłego zagrożenia i obawy, że lada chwila może być gorzej. W takiej sytuacji, kontynuowanie liberalnej strategii przepraszającego uśmiechu i wmawiania sobie samym, że przecież nic strasznego się nie dzieje, może tylko przyspieszyć demontaż wartości europejskich od środka. Mecz między Zachodem, putinowską Rosją oraz t.zw. Państwem Islamskim trwa, a na wyimaginowanych trybunach siedzą przywódcy Chin, Indii oraz Japonii i zastanawiają się, który z trójki zawodników pierwszy opadnie z sił i da za wygraną. A przypominam, że chodzi tu o około 3 miliardy ludzkich losów.
 
Wszystko to razem jest albo sprawdzalną prawdą, albo nieco przerysowaną projekcją tego, co może ludzkości przynieść najbliższe kilka lat. Na tle tego, co czeka nas lub naszych potomków "za winklem" - jakby powiedział warszawski cwaniak - bledną wszelkie przepowiednie królowej Saby czy Apokalipsa Św Jana. Idealny ustrój społeczny to nadal utopia. Okazało się, że liberalizm dla jednych oznacza zamordyzm dla drugich... no i odwrotnie. Obie te formy "zarządzania" masą ludzką są czymś stałym. Tyle, że cyklicznie. Co 25 lat - czy chcemy, czy nie chcemy - czeka nas jakaś zmiana. Jak mawiał elokwentny Lejzorek Rotszwanc (postać z wczesno-sowieckich humoresek Ilfa i Pietrowa z lat 20-ych): "Wsadzają? - znaczy będą wypuszczać. Wypuszczają? - znaczy niedługo będą wsadzać."  I co się tyczy niejasnej przyszłości - to by było na tyle. 
 
 
. Michał Stefański
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.