NOWE OTWARCIE TU I TAM 
 
Po Warszawie (a może raczej po medialnej "Warszawce") krąży anegdota, że w chwili, kiedy Janusz Palikot, największy przegrany ostatnich przetasowań, ogłosił "nowe otwarcie" w swojej dołującej w notowaniach partii pod nazwą Twój Ruch, właśnie wtedy aż 12 posłów (t.j.   połowa jego klubu) nagle opuściło to ugrupowanie. Wniosek - oto czym się kończy nieprzemyślane otwarcie drzwi. Po prostu - przeciąg może okazać się zbyt silny.
 
Niewiele jest osób w kraju nad Wisłą, które oplakują klęskę projektu czołowego polskiego skandalisty (i oportunisty), u zarania kariery politycznej prawicowca, potem czołowego clowna Platformy, a następnie pretendenta do roli wodza sił antyklerykalnych w Polsce. Nie jest przypadkiem, że zły los dosięgnął polskiego Larry Flynta właśnie w roku, w którym Janusz Korwin-Mikke wrócił do polityki polskiej (i europejskiej) zapowiadając, że "zrobi burdel" w parlamencie Unii Europejskiej. Wiadomo, że spora część sympatyków Palikota przeniosła się do tego drugiego Janusza czując w nim większy dynamizm. I cóż się stało? Idąc śladem  rozdwojenia pierwszej "Solidarności", aktualnie można bez przesady rzec, iż od kilku miesięcy Polska ma już co najmniej dwie prawice: tę "pobożną" (PIS z przystawkami), jak też tę drugą raczej "bezbożną" uosabianą w Kongresie Nowej Prawicy z Januszem Korwin-Mikke. Jest zatem w czym wybierać. Skrajni lewicowcy wydają się być zawiedzeni, że największą ambicją ongiś potężnej SLD Leszka Millera jest bycie języczkiem u wagi w wyborach 2015 roku, w razie gdyby Platforma Obywatelska i nowy premier Rzeczypospolitej pani Ewa Kopacz znaleźli się w kłopotach. 
 
Mówiąc o pani premier Kopacz, nie można nie przyznać, że ma ona duży potencjał do pakowania się w kłopoty. Jej przesadne akcentowanie roli "kobiecości" w sztuce rządzenia państwem nie kupiło jej życzliwości w środowiskach feministycznych, natomiast nastawiło do niej nieufnie prawie całą klasę polityczną w kraju od lewa do prawa - z Leszkiem Balcerowiczem pośrodku. Wiadomo, że jest od dawna w kulturze polskiej taki stały motyw Matki-Polki. W czasie wojny jest ona wierną towarzyszką obrońców ojczyzny, sanitariuszką itp. W czasach pokoju to ona wydziela kieszonkowe nie tylko dla dzieci, ale i dla męża, nierzadko pijaczyny i utracjusza; to ona umie "związać koniec z końcem"w razie kryzysu. A jeśli nawet trafi sie jej mąż dyplomata czy dyrektor fabryki, to i tak po przekroczeniu progu swojej willi pan domu znajduje się on w królestwie kobiety, tej strażniczki domowego ogniska. Przy tym, wcale nierzadko, ta sama małżonka oficjalnie uznająca prymat mężczyzny jako pana i władcy, często podśmiewuje się z niego na damskich herbatkach z koleżankami. Nas to nie dziwi, ale człowiekowi n.p. z kultury anglosaskiej trudno jest się w tych polskich niuansach połapać. No bo niby dlaczego ta w teorii zniewolona przez mężczyzn istota podejmuje tak wiele ważnych decyzji praktycznych? Model pani Dulskiej, przysłowiowej "Herod-baby", to zupełna egzotyka dla Amerykanów czy Skandynawów. Nic zatem dziwnego, że "matczyną" wypowiedź premier Kopacz n.t. priotytetów polskiej polityki zagranicznej w kontekście zagrożeń ze wschodu, wielu komentatorów zagranicznych odczytało jako deklarację polskiego izolacjonizmu. Już kiedyś jedna z postaci z "Wesela" Wyspiańskiego wyrzekła te słowa: "Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś spokojna". Tyle, że we współczesnym świecie, przy nowej technice wojskowej, w świecie internetowej wojny propagandowej, dronów, hackerów i laserów, mała jest nadzieja na to, że świat zewnętrzny pozostawi nasz stary kraj w spokoju.  Na co więc mogą się przydać niejasne i trochę bojaźliwe wypowiedzi nowego szefa rządu polskiego? Wszak, w przeszłości, ani izraelska Golda Meir, ani brytyjska Margaret Thatcher nie byłyby zdolne do stwierdzenia, iż zamykanie drzwi i chowanie dzieci pod spódnicą  dobrze definiuje rolę przywódcy. Tak wyglądało nowe otwarcie w wykonaniu Ewy Kopacz. Na efekty wytworzonego "przeciągu" trzeba trochę poczekać.
 
Chociaż przez caly październik pani premier pracowicie zacierała wspomnienie tej pierwszej wpadki, nie wszystko udało jej się naprawić. Wciąz pozostaje pytanie, czy ma być ona  tylko sprawnym administratorem struktury, która jest jej czasowo powierzona, czy też powinna ona od samego początku być niekwestionowanym liderem i zachowywać się tak, jakby wybory były za 5 lat, a nie tuż, tuż -  za niecały rok. Donald Tusk tego lata wykonał swój, jak to nazywają amerykańscy cyrkowcy "disappearing trick" (czyli sztuczkę ze zniknięciem). Tym samym zszedł z linii ognia pisowskich snajperów, którzy muszą teraz nieźle się głowić nad wykreowanem nowego celu t.j. obrazu "antypolskiego" wroga. Manewr się udał - notowania P.O. poszły nieco w górę. Wstrząs spowodowany dość nagłym wycofaniem się Tuska z polskiej areny politycznej oddalił w wielu umysłach niesmak po aferze taśmowej. Prasowa dzika lustracja przeprowadzona we wrześniu przez kilku polskich dziennikarzy prawicowych na osobie weterana AK, członka PISu, zasłużonego naukowca (jak też montrealczyka) prof. Witolda Kieżuna, może być tylko odczytana jako atak osobisty i pogłębianie rozdźwięków wewnątrz prawicy narodowej. Wielu szacownych pisowców, a na ich czele Agnieszka Romaszewska i Jan Ołdakowski dało wyraz swemu obrzydzeniu na takie metody. Z kolei Rafał Ziemkiewicz skomentował ten niesmaczny skandal w sposób może cyniczny, ale prawdziwy. "Jeżeli można było kiedyś zlustrować Bolka, dlaczego teraz innych już nie można?" Wygląda na to, że w roku wyborczym znajdą się chętni aby dalej "gonić króliczka". Tyle tylko, że entuzjastów tej gry jest już mniej; na scenę wchodzi nowe pokolenie. 
 
W obecnych konsumpcyjnych czasach, kiedy polityk - szczególnie przywódca partii lub jakiegoś państwa - ogłasza nowe otwarcie, można to porownać z grubsza do wypuszczenia na rynek nowego kolorowego pudełka płatków zbożowych. Dopiero po zakupie produktu dowiemy się jaka jest jego zawartość. Być może będzie lepsza, ale nie ma żadnej pewności. Reguła ta sprawdza się nawet w najstarszej instytucji świata zachodniego. Dowodem na to jest ostatni dokument roboczy synodu biskupów Kościola katolickiego obradujących w Rzymie, uchylający z lekka wrota dla kłopotliwych wiernych - szczególnie rozwodników, jak też czynnych homoseksualistów. Fakt, że synod pod naciskiem wielu kościołów lokalnych (w tym polskiego) odrzucił propozycje zmian, dowodzi, iż lęk przed "przeciągiem" po otwarciu spiżowej bramy jest nadal duży. Warto będzie niebawem poświęcić temu więcej czasu.
 
 
. Michał Stefański
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.