NOWA EUROPA - ODRODZENIE
CZY IMPLOZJA?
Z głębi wspomnień studenckich
dobiega mnie jedno zdanie profesora Daniela Geroulda, Amerykanina,
miłośnika kultury polskiej i tłumacza dramatów Stanisława I. Witkiewicza
na angielski. "Prawdę mówiąc, nie ma literatury bardziej antyamerykańskiej
niż najlepsza literatura pisana przez Amerykanów." Niestety, należy
się obawiać, że powyższa wypowiedź ma sens chyba jedynie dla tych z nas,
których wiedza historyczna, literacka i społeczna wyszła poza bezpieczne
opłotki szkoły podstawowej. Nieco łatwiej będzie zrozumieć co profesor
miał na myśli jako tako wykształconym Anglikom, Niemcom z Zachodu, Szwajcarom,
Francuzom czy Skandynawom. Polacy jak zwykle będą podzieleni, a większość
Rosjan, Serbów, Ukraińców, Albańczyków nie zrozumie z takich przemyśleń
NIC, albo prawie nic. No, bo jakże można swoje gniazdo kalać? Słyszane
to rzeczy?
Dawno temu, tuż po wojnie
w roku 1945, pewien Anglik nazwał Churchila bandytą. Zapytany dlaczego
w takim razie dano Churchillowi rządzić Wielką Brytanią przez całe
6 lat wojny, Brytyjczyk odpowiedział: "To zupełnie normalne. Hitler był
bandytą, zatem aby go pokonać trzeba było drugiego bandyty. Po wojnie już
go nie potrzebujemy." We Francji wyśmiewanie się z Napoleona, to właściwie
rytuał każdego umiarkowanego postępowca, a przecież to tak jakby ktoś z
publicystów polskich chciał zlustrować życie prywatne n.p. Kościuszki,
czy króla Sobieskiego. W czasach, w których żyjemy kryterium patriotyzmu
w badaniu historii najczęściej już się nie liczy. Wszak nawet w Polsce
nikomu nie przychodzi ciągać po sądach Janusza Korwina Mikke, który w ferworze
dyskusji miał odwagę nazwać kiedyś marszałka Józefa Piłsudskiego
"agentem austriackim". Rzecz jasna, każdemu wolno poszukiwać autorytetów
moralnych na miarę jego oczekiwań od świata. Jednakowoż, rzecz się komplikuje
wtedy, gdy ktoś chce ustalić kanon nienaruszalnych świętości obowiązujących
jednakowo wszystkich. Przecież nie da się ukryć faktu, że już trzysta
lat kultura europejska rozwija się dwutorowo. Jedni wciąż podkreślają wyższość
cywilizacji chrześcijańskiej (ew. judeochrześcijańskiej, jak chcą protestanci
w USA) i są dumni z jej osiągnięć, natomiast ci drudzy (w tym wpływowe
elity europejskie) szerzą atmosferę ciągłego buntu przeciw tradycji i pogoni
za często niejasnym "postępem"; chyba dlatego odpowiada im przemieszanie
się ras, kultur i wierzeń. Podobno w ten oto sposób w zglobalizowanym
świecie ma zapanować nareszcie pokój i wzajemny szacunek.
To, że powyższa ryzykowna
teza jest tylko pobożnym życzeniem nie mającym pokrycia w faktach pokazuje
w tych tygodniach szereg wydarzeń w Europie. Oto w połowie października
w kilku największych miastach Bretanii, jak też na południu Francji, protestowali
pracownicy wielu największych mocno podciętych zwolnieniami zakładów przemysłowych.
W okolicach Brestu blokowano autostrady i jedno lotnisko. "Czasem do nas
wpadacie na 5 minut, z lewicy czy prawicy - właściwie to wszystko jedno,
bo jedni i drudzy macie nas głęboko w ... nosie." Tak krzyczała do
mikrofonu jedna z liderek demonstracji. Niechcący jej opinia zbiega się
z najnowszym plakatem partii pani Marine Le Pen (Front National), na którym
widnieje krótkie, wpadające w ucho hasło "Ani prawica, ani lewica - my
jesteśmy Front Narodowy". Według sondaży, ta właśnie partia (aktualnie
dysponująca popularnościa rzędu 35%) wprowadzi najwięcej posłów z Francji
do Parlamentu Europejskiego zostawiając w tyle socjalistów wraz z prezydentem
Hollandem oraz być może prawicową partię opozycyjną UMP. Jeśli tak by się
miało stać, to w razie podobnych sukcesów eurosceptyków z Anglii (United
Kingdom Independence Party), Holandii, Danii, Finlandii, Włoch, Grecji,
Węgier, a także z Polski (reprezentowanej przez kilka ugrupowań prawicy
z PISem na czele) Parlament Europejski może się z czasem zamienić w PARLAMENT
ANTYEUROPEJSKI (czytaj: anty-unijny). Marine Le Pen i jej odmłodzona oraz
już nie całkiem "biała" partia zapowiada pierwszeństwo interesów Francji
nad interesami Europy, dąży do odzyskania wielu atrybutów suwerenności
(w tym kontroli granic), a nawet nie ukrywa, że wolałaby mieć z powrotem
własną walutę. Jakiekolwiek będą wyniki wyborów unijnych, nie sposób przeoczyć,
że w wielu miejscach Europy wiatr zaczyna z powrotem wiać z prawej strony.
Czyżby istotnie kulawa demokracja Unii Europejskiej miała za parę lat udowodnić
swoją autentyczność poprzez ... samorozwiązanie tego cudem stworzonego
organizmu? Czy lewicowo-liberalne elity na to pozwolą? Może jedyną konsekwencją
nacisków z prawa i lewa będzie tylko powrót luźnej koncepcji "Europy ojczyzn".
Taka Europa będzie na pewno mniej przyjazna emigrantom z Azji i Afryki,
ale chyba wyjdzie naprzeciw marzeniom rozgoryczonych Europejczyków o "godnym
życiu" robotnika hiszpańskiego, francuskiego czy polskiego. Pewne jest,
że nikt na starym kontynencie (może z wyjątkiem kilku sklerotycznych generałów
w Moskwie) nie czeka na III Wojnę Światową.
Jeśli kiedykolwiek miałoby
nastąpić samorozwiązanie się Unii Europejskiej, to wbrew pozorom nie byłoby
to niczym nowym. Przecież jeszcze w XVIII wieku polskie rozbiory były "zatwierdzane"
przez sprzedajny sejm Pierwszej Rzeczypospolitej(!!). Upragniony jednakowo
przez komunistow i nazistów krach liberalnego parlamentaryzmu w Niemczech
nastąpił właściwie poprzez gwałt na demokracji t.j. wyrzucenie z
Reichstagu niezależnych od Hitlera posłów. Od połowy roku 1933 poseł był
jedynie funkcjonariuszem państwa hitlerowskiego. Tak samo zresztą było
od roku 1947 w zniewalanej stopniowo przez UB i NKWD Polsce, kiedy przywódca
PSL Stanisław Mikołajczyk został zmuszony do ucieczki z powrotem do Londynu.
Mijały lata. Pod koniec grudnia 1991 roku Rada Najwyższa ZSRR postanowiła
(nie do końca wiadomo na ile dobrowolnie) rozwiązać strukturę państwa mającego
rzekomo być ucieleśnieniem marzeń robotników i chłopów. 1 stycznia roku
1992 nad Kremlem załopotała flaga starej Rosji. Było to zresztą posunięcie
prorocze, albowiem w latach dziewięćdziesiątych zapotrzebowanie na tradycyjnych
robotników w obu częściach Europy i tak zaczęło gwałtownie spadać. Może
dlatego, że Chińczycy i Hindusi są w zglobalizowanym świecie znacznie tańsi.
Encyklopedia Naukowa tak
definiuje słowo IMPLOZJA. "Przeciwieństwo eksplozji. Nagłe zapadanie się
materii do wewnątrz w zamkniętym obszarze (w szczególności - zapadanie
się ścianek naczynia) pod wpływem panującego w nim podciśnienia". Słyszy
się opinie, że krach systemu sowieckiego nastąpił własnie wtedy, kiedy
ciśnienie wewnętrzne (w formie terroru) zmalało. Zatem implozja była nieunikniona.
Aktualnie Unia Europejska eksponuje wszelkie wolności i prawa człowieka,
a przecież jednocześnie traktuje tego samego człowieka jak nic nie znaczącego
pionka na szachownicy gospodarczej. Nie wiadomo tylko, czy na starym kontynencie
prędzej nastąpi odrodzenie czy też może raz jeszcze - implozja.
|