ŻYCIE W PRZEDSIONKU

Od czasu przyśpieszonego końca ZSRR i ówczesnego układu sił na świecie, przewidywanie przyszłości w sferze ekonomii, a zwłaszcza geopolityki, nie jest wdzięcznym zajęciem. Biorą się za nie jedynie albo goniące za rozgłosem pseudonaukowe groszoroby, albo jedynie najlepsi z najlepszych. Do tych drugich należy pewien wybitny jezuita z wykształceniem także ekonomicznym ks. prof. Malachi Martin. Pod koniec ciekawego życia, na które składały się m.in. obowiązki w kurii rzymskiej niezbyt daleko od papieża Pawła VI, o. Martin pokusił się tuż przed rokiem 2000 o  analizę triumfujacego wówczas kapitalizmu politycznego i gospodarczego. Najważniejszym z wniosków autora była prognoza schyłku znaczenia USA około 20 lat po zawaleniu się t.zw. realnego socjalizmu. Europa aby zachować wpływ na bieg wydarzeń rozpocznie proces stopniowego jednoczenia się, ale po drodze wyrosną bariery, których istnienia nikt nie podejrzewał. Potężne ponadnarodowe, globalistyczne grupy nacisku, napotkają na opór tradycyjnie myślących środowisk zaskoczonych światowym chaosem. Ludzkość ujrzy, iż  oba ustroje polityczne dominujące w XX wieku zawiodły. Stoimy w przedsionku czegoś zupełnie nowego.
 
Dziwnym zbiegiem okoliczności ostatnio coraz częściej słychać głosy o nadciągającym końcu zachodniego modelu państwa liberalnego. W zarysach większość ziemskich prognoz duchownego futurologa prof. Martina się sprawdza.  Co więcej, system liberalny w swojej dotychczasowej postaci zaczyna być ostro krytykowany nie tylko przez postmarksistowską lewicę czy (z drugiej strony) przez chrześcijańskich konserwatystów, lecz także przez niedawnych wyznawców wolnego rynku. Wielu wybijających się ekonomistów i politologów młodszego pokolenia twierdzi, iż zarówno teoretyk kapitalizmu wolnorynkowego Adam Smith, jak też walczący z tym ustrojem Karol Marks mylili się. "Niewidzialna ręka rynku" zaczyna być na początku XXI stulecia albo abstrakcją, albo wymówką. M.in. tak twierdzi w wywiadzie udzielonym waszawskiej "Polityce", nowa światowa gwiazda ekonomii i socjologii  prof Sedlacek doradca rządu czeskiego oraz wykładowca Uniwersytetu Nowojorskiego. Po dwustu latach doświadczeń i kataklizmów w postaci trzech krwawych światowych rewolucji (francuskiej, rosyjskiej i chińskiej), dwóch wyniszczających światowych wojnach, oraz po kilku kryzysach gospodarki światowej - przy  niewyobrażalnym skoku nauki i techniki – jest oczywiste, że "ludzie racjonalnymi wcale nie są." Aby wyjść z korkociągu pogoni za dalszym wzrostem i zyskiem oraz mierzenia wszystkiego osiągniętym majątkiem, należy zrezygnować z "wyznawania" dogmatów liberalizmu i spojrzeć na człowieka inaczej. To nie "byt kształtuje świadomość" ale jest dokładnie odwrotnie. To nasza świadomość (t.j. poziom moralności i  intelektu) kształtuje nasze osiągnięcia w sferze materialnej. Gdy to zrozumiemy świat uniknie wielu nieszczęść;  kwestia tylko kiedy się ockniemy - czy wcześniej czy później – i za jaką cenę ludzkiej krzywdy, a nierzadko i krwi. 
 
Unia Europejska borykająca się z rozsadzającymi ją sprzecznościami także nie jest w stanie sformułować celów jednakowo atrakcyjnych dla wszystkich jej członków. Niemcy i Francja nie mają zamiaru same podtrzymywać państwa opiekuńczego w Grecji czy n.p. Hiszpanii, a ich biedniejsi koledzy (w tym i Polska) obawiają się, że jest to początek walącego się domina. Jeśli obcięcie zarobków o 1/3  w sektorze publicznym w Grecji miałoby być wycofane za cenę powrotu tego pięknego kraju do waluty narodowej, to takie rozwiązanie byłoby kuszące dla wielu Greków. Dla innych Europejczyków byłby to jednak niebezpieczny precedens do tworzenia wewnątrz struktury unijnej specjalnych stref, struktur, regionów i.t.p. "udzielnych księstw" rządzących się własnymi prawami. A tego, ani wspólny bank unijny, ani głęboka kieszeń niemieckiego podatnika nie zniosą. Nie bardzo więc wiadomo po co przewodniczący Unii Manuel Barroso tak twardo naciska na ociągających się członków aby jaknajszybciej stworzyć wspólny jednolity organizm. Europejczycy stoją także w przedsionku  czegoś nowego i nieznanego poprzednim pokoleniom.

 
Niesposób nie zauważyć, że w Polsce stojącej na skraju kryzysu gospodarczego dwie  strony narodowego sporu, także czeka coś nowego i nieznanego w kilku poprzednich dekadach. Dotyczy to zarówno PO, jak i wykazującej tendencję wznoszącą  partii narodowo-katolickiej (t.j. Prawa i Sprawiedliwości). Szereg spektakularnych wpadek jakie popełnił od zimy premier Tusk sprawiło, że partia Jarosława Kaczyńskiego może w niedalekiej przyszłości stać się realnym pretendentem do władzy. Tym bardziej, iż na dotychczas raczej solidnej strukturze PO pojawiły się rysy. Ostatnio po głosowaniu w Sejmie w sprawie projektu zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej ujawniło się w pełnym świetle liczne skrzydło konserwatywne PO. 40 posłów Platformy zagłosowało za projektem prawicy (SP). Przybyło ludzi, którzy mają powody aby nie lubić premiera Tuska – i to z różnych przyczyn. Podczas kiedy dla skrajnych pisowców opcji toruńskiej, jest on wcieleniem Antychrysta mającym na rękach krew rodaków, to dla feministek i sporej części lewicy Donald Tusk jest bezwzględnym prawicowcem ulegającym Kościołowi Katolickiemu. Nie wiem dokładnie kim jest Donald Tusk w opinii jego malejącej liczby zwolenników, bo dla mnie, aktualny premier Polski – to chodząca sprzeczność. Policzmy tylko: Jest on domniemanym liberałem, który powiększa kontrolę państwa i biurokrację, raczej chłodnym katolikiem zmuszonym do ulegania życzeniom episkopatu, centro-lewicowcem, który jest niekiedy zmuszony popierać wiele obyczajowych postulatów PISu, a na koniec - jest reprezentantem tej części prawicy, której nie odpowiada posmoleński klimat wiecznej żałoby i martyrologii. Zatem – dalej nie wiemy kim jest premier, poza tym, że chyba on też stoi w jakimś ciemnym przedsionku. Do niedawna był dla wielu rękojmią zdrowego rozsądku u władzy, ale to już chyba przeszłość. Może dlatego też na twarzy prezesa Jarosława zagościł nie widziany od roku uśmiech. PISowi opłaciło się (czyżby chwilowe?) postawienie na polskie centrum oraz stworzenie wrażenia, że "zmiana warty" jest tuż, tuż za progiem. Wygłoszone 12 października t.zw. "drugie exposé" Donalda Tuska sytuacji zbytnio nie zmieniło, choć posłużyło mu do zdobycia votum zaufania w Sejmie. Szef rządu na naszych oczach wyraźnie porzuca większość zasad liberalizmu gospodarczego. Nawet Joachim Brudziński (prawa ręka prezesa Jarosława) zauważył w nieco kpiący sposób, że oto nowonarodzony "państwowiec" Tusk odzywa się do narodu nieomal słowami innego państwowca z lat 30-ch ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego. Oby tylko większość zapowiedzi premiera doczekała się realizacji. Mimo paru konkretów (np. wydłużenia urlopu macierzyńskiego) środowiska lewicowe są dalej oburzone na PO za niedawne prawicowo-klerykalne odchylenie w kwestii ochrony prawa (jak kto woli) do ochrony życia/ ew. do aborcji. 
 
Wiele wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości większość Polaków - także tych apolitycznych - czeka nieunikniony wybór. Bo nie łudźmy się. Po ewentualnym triumfie prawicy narodowo-katolickiej nie zniknie przecież ta druga połówka zeświecczonych rodaków, która jest już mentalnie częścią Europy Zachodniej. Można przez pewien czas pogardzać tymi ludźmi lub próbować ich z wyższością "obudzić", ale na długą metę lepiej postarać się ich zrozumieć.  Prawie to samo czekałoby lewicowych liberałów, gdyby za rok czy dwa doszło do zjednoczenia sił części Platformy z częścią lewicy. Muszą być świadomi, że katolicka tradycyjna Polska będzie im patrzeć na ręce. Tak jak za ostatniego króla RP Stanisława Augusta liberalne wartości w kosmopolityczym opakowaniu zderzą się z mitologią narodu wybranego będącego pod szczególną opieką boską. Tego ostatniego przedsionka do niepokojącej lecz realnej nowoczesności nie ominie w Polsce nikt – ani partie polityczne, ani elity pieniądza czy władzy, ani nawet Kościół. 
 
 
. Michał Stefański
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.