REFORMATORZY A KWESTIA WODNA
W XIX wieku, w dawnej Galicji
wiodącej skromny, lecz spokojny żywot pod cesarskim berłem Franciszka Józefa
żył sobie malarz krakowski Jan Styka, słynący z patriotyzmu oraz
pobożności. Ówże artysta znany był z malowania "nierównego". Oprócz dzieł
wybitnych jak n.p. "Panorama Racławicka" (wystawiona dawniej we Lwowie,
obecnie we Wrocławiu), miał w swym dorobku szereg malowideł nader przeciętnych.
Oprócz nich, została jeszcze po nim taka anegdota, krążąca na jego temat
wśród krakowskich artystów. Oto pewnego ranka (być może, czując na sobie
skutki libacji poprzedniego wieczora) mistrz Jan zabierał się do malowania
alegorii Trójcy Świętej. Ledwo zaczął przenosić swój pomysł na płótno,
kiedy ponoć z góry - z samego Nieba - ozwał się potężny, przejmujący głos.
"Styka! Ty mnie nie maluj na klęczkach - ty mnie maluj dobrze!".
Jak widać, w kraju naszej
młodości, co pewien czas niezbędna jest interwencja Stwórcy przywracająca
proporcje moralne zachwiane przez ideowych - choć nie zawsze kompetentnych
- Lechitów. W naszych czasach przydałaby się ona wielu dziennikarzom, ministrom,
jak też liderom partii politycznych. Jeżeli istotnie uznać głos ludu głosem
Boga (Vox populi - vox Dei), to na razie, ewidentne braki nowej ekipy w
dyplomatycznej kinderesztubie i poszanowaniu n.p. Konstytucji. są jakoś
tam rekompensowane posunięciami pro-socjalnymi - co jest bardzo doceniane
przez co najmniej jedną trzecią Polaków. Prawdą jest, że demonstrowanie
przez panią premier troski o zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych sfer najbiedniejszych,
nie równa się wręczeniu realnych kluczyków do swojego mieszkania - ale
na tle obojętności poprzedniej ekipy, to i tak jest jakiś postęp. Zadekretowanie
pensji minimalnej na poziomie 2000 zł, również nie sprawi automatycznie,
że w każdym małym zakładzie pracy nasi rodacy tak właśnie będą wynagradzani;
wszak widzimy jak przepisy można obchodzić w Kanadzie. Jedyna konkretnie
namacalna poprawa, (czyli program 500+) ma zapewnione finansowanie jedynie
przez najbliższy rok. Potem aby ów dodatek utrzymać będzie trzeba ciąć
w innych sferach. Jest bardzo prawdopodobne, że pielęgniarki (i wiele innych
grup zawodowych) są skazane na chude lata, w dużym stopniu dlatego, że
kierownictwo PISu jest "zafiksowane" na podtrzymywaniu pro-socjalnego kursu
jedynie w kilku określonych kwestiach. Ponieważ w ich sposobie myślenia
polityką jest wszystko, to siłą rzeczy każdy przyszły strajk ekonomiczny
czy niepokoje społeczne, nabiorą (podobnie jak w PRLu) także wymiarów politycznych.
To jest cena za tak chwaloną omnipotencję państwa w licznych sferach aktywności
obywateli. Co prawda rząd w Warszawie jeszcze nie wydaje okólników na temat
produkcji gwoździ czy czystości w barach mlecznych, ale nic nie stoi na
przeszkodzie, aby pewnego dnia i tym się zajął. Wszak rządzący "nie mogą
być głusi na bolączki i niedociągnięcia" (znowu przyda się żargon z epoki
PRLu). A jednk po poprzednich ośmiu latach, wielu rodakom nadmierny interwencjonizm
państwa nie wydaje się wcale straszny. Jeżeli na jesieni ruszą pierwsze
procesy (czyżby pokazowe??) osób najbardziej uwikłanych w afery gospodarcze
- a przy okazji niemiłych partii rządzącej - to również spotka się z aprobatą
sporego odłamu społeczeństwa. Magia dobrej zmiany będzie działać być może
jeszcze jeden dodatkowy rok. Dalej perspektywa robi się już mglista, bo
za wiele jest elementów niewiadomych. Przecież Polska nie egzystuje w próżni.
Chcąc nie chcąc zbliży się ona do bariery, po pokonaniu której reformatorski
zapał czy deklaratywny patriotyzm muszą ustąpić miejsca wysokim kompetencjom
i rozwadze. Stosując analogię historyczną można powiedzieć, że książę Poniatowski
będzie niedługo zmuszony zsiąść z konia i oddać wodze inżynierowi Kwiatkowskiemu.
Ostatnio, do kwestii nowych
ustaw i przepisów dotyczących handlu ziemią rolną, gospodarką leśną i ekologią,
doszła także sprawa gospodarki wodą. Nie jest wykluczone, ze Polacy wkraczają
w ostatni rok taniej (lub prawie darmowej) wody. Najnowcze posunięcia w
kwestii urynkowienia cen wody wyrażają troskę "partii i rządu" o dobro
ogółu, a szczególnie państwowego skarbca. Niedawno Joanna Solska, dziennikarka
śledcza "Polityki" dowiedziała się ze źródeł bliskich rządowi, iż rozpatrywana
jest propozycja, aby śladem Lasów Państwowych powstało jakieś nowe (de
facto) "ministerstwo wody". Ów projekt ma iście janusowe oblicze. U jego
zarania wyłania się już wątpliwość. Czy to Unia Europejska tego wymaga,
czy raczej rząd Rzeczypospolitej z własnej inicjatywy decyduje się na sięgnięcie
obywatelom do kieszeni. Konsumenci - szczególnie ci wiejscy - nie są zachwyceni
takim nader lojalnym stosunkiem rządu PISu do zaleceń Unii Europejskiej,
a szczególnie do pomysłu naliczania podatku od ilości zużywanej wody.
Gdzie tu widać obronę polskiej suwerenności? Chyba tylko w buńczucznych
komunikatach recytowanych przed kamerami TVP. Nasuwa się podejrzenie, że
kiedy chodzi o wpływy do budżetu państwa, powoływanie sie na regulacje
unijne stanie się dodatkowym tlumaczeniem dla zaskoczonego i rozgoryczonego
podatnika? Rząd PISu będzie miał gotowe dwie pieczenie na jednym ogniu.
Pierwsze w historii Rzeczypospolitej pieniądze za wodę zaczną wpływać do
państwowej kasy, a jednocześnie winę za ten stan rzeczy można będzie zwalić,
jak zwykle... na Unię, która dalej wywiera nacisk na rząd w Warszawie.
Z woli Prezesa suwerenność wodna może zejść w tym przypadku na drugi plan.
Nie jest wcale wykluczone, że za rok czy dwa do drzwi takiego czy
innego gospodarstwa zapuka odziany w nowiutki mundur funkcjonariusz i zakomunikuje
nam iż reprezentuje sobą NARODOWE WODY POLSKIE (taka jest proponowana nazwa
instytucji). Na takie dictum niektórzy wybuchną niepowstrzymanym śmiechem,
ale po paru chwilach przestanie byc wesolo. Albowiem będzie ustalana wysokość
opłat za wodę; potem urzednik prześle obywatelowi rachunki, kalkulacje,
kwity, wezwania do zapłaty. Przy okazji, co najmniej kilkuset nowych pracowników
otrzyma ciepłe posadki, co znajdzie odbicie w statystyce walki z bezrobociem.
Poszkodowanymi będą polscy przedsiębiorcy oraz prywatni konsumenci. Nie
można wykluczyć, że w razie powodzenia pisowskiego projektu wodnego, po
kilku miesiącach jakiś ekspert czy wiceminister wymyśli opłatę za ... jakość
powietrza. (pod zarządem urzędu centralnego o nazwie n.p. "Narodowe Powietrze
Polskie").
Angielscy satyrycy - jak
zawsze celujący w humorze absurdalnym - wymyślili w latach siedemdziesiątych
nowy organ rządu Jej Królewskiej Mości - "Ministerstwo Głupich Kroków".
Ponieważ w naszym starym kraju co pewien czas widzimy - jak się mawialo
za Gierka -"czołowych przedstawicieli partii i rządu" pracowicie tworzących
nowe struktury ponoć niezbędne dla dalszego istnienia Rzeczypospolitej,
wypadałoby spytać komu takie rządzenie naprawdę się opłaci. Wszak tym razem
nie chodzi o (pozorne) abstrakcje typu "Trybunał" czy "Konstytucja". Podobnie
jak w kwestii handlu ziemią, tym razem gra toczy się także o portfele naszych
rodzin w starym kraju. Tak jak pogański Światowit, polska "dobra zmiana"
nie jedno ma oblicze. Zresztą - nie ma w tym nic dziwnego. Tak jest na
całym świecie i Polska nie jest tutaj wyjątkiem. Z biegiem czasu zrozumie
to większość.
|