OD PLACU ZAMKOWEGO DO MAJDANU W KIJOWIE 
 
To był dopiero tydzień. Jeszcze mamy w uszach echa obchodów 70-ecia lądowania Aliantów w Normandii, a jeszcze wcześniej uroczystości 25-ej rocznicy przerwania monopolu komunistycznej władzy w Polsce. Słowa prezydenta Baracka Obamy na Placu Zamkowym zabrzmiały tak fachowo i tak po polsku jakby pisał je n.p. sam Zbigniew Brzeziński. 4 czerwca Obama powiedział w zasadzie wszystko. "Cud nad Wisłą", napaść dwóch sąsiadów, Armia Krajowa, Jan Karski, Powstanie Warszawskie, Powstanie w Getcie, Polska po Jałcie, jej stały opór, dzieło św. Jana Pawła II i pokojowy, bezkrwawy, powrót na mapę wolnej Europy, a także aktualne mozolne budowanie nowego porządku na gruzach dawnych imperiów. Mówiąc głośno "Polsko, już nigdy nie będziesz samotna", przywołując artykuł 5 statutu NATO oraz zapewniając pięć frontowych państw jego wschodniej flanki, że będą bronione - czyniąc to wszystko wobec ludności Warszawy i w obecności przywodców 40 państw, prezydent Stanów Zjednoczonych spełnił w zasadzie wszystkie marzenia zarówno elity polskiej władzy, jak też elity polskiej opozycji.  Z takiego przemówienia byłby zadowolony nawet śp. Prezydent Lech Kaczyński. Już chyba tylko pozostaje do wykonania zniesienie wiz amerykańskich dla Polaków i przeniesienie części baz armii USA z Niemiec na ziemie Rzeczypospolitej. 
 
Przez ostatnie kilka lat pisowska opozycja zarzucała (nie bez racji) rządowi Tuska zbytnie zapatrzenie sie na Unię Europejską bez przerwy podkreślając swoją orientację proamerykańską. Stale słyszeliśmy: to Ameryka jest jedynym liczącym się sojusznikiem, a nie zdemoralizowana Unia i jej anty-chrześcijańskie elity. Nie wiadomo czy bodźcem był kryzys ukraiński, czy też brak zaufania do intencji oficjeli nowej Europy - ale faktem jest, że Donald Tusk, chcący czy niechcący, posłuchał się rad opozycji i postawił na podkreślanie roli Ameryki w polskiej doktrynie obronnej. Tym niemniej owa polsko-amerykańska demonstracja przyjaźni i wzajemnego wsparcia odbyła się 4 czerwca przy milczeniu czołowych polityków orientacji narodowej, oraz w  nieobecności niedysponowanego Prezesa Jarosława. Dnia następnego zaś posypała się krytyka w mediach kwestionująca sens uroczystości czerwcowych, która choć czasem prawdziwa w szczególach, to jednakowoż już od lat skażona jest negowaniem 90% dorobku III Rzeczypospolitej, a zwłaszcza suwerenności państwowej. Przykładem krytyki bazującej wyłącznie na emocjach jest wypowiedź Jerzego Zelnika znanego aktora, a obecnie działacza PISu, który w dyskusji w TVN przyznając, że Polska zmieniła się bardzo, kwestionował, czy aby zmieniła się na lepsze. Mówiąc o likwidacji ogromnej cześci dawnego przemysłu dodał on: "zgoda, może to nie były fabryki dochodowe, ale były przecież nasze." W jaki sposób zakłady produkujące na potrzeby sowieckich zbrojeń, czy też "na magazyn" można uznać za "nasze", artysta nie wyjaśnił.
 
Jest rzeczą jasną, że pewien typ argumentowania nie poddaje się chłodnej kalkulacji, gdyż, jest to de facto "przekładaniec" emocjonalno-ideologiczny, w którym n.p. budowa Gdyni kontrastowana jest z bierutowskim UB, a obrona Lwowa sąsiaduje z budową Nowej Huty i mięsem na kartki w stanie wojennym. Taki to jest koktajl. Do tego dochodzą opowiadania z wyidealizowanego dzieciństwa, wujek powstaniec, ciocia zesłana na Syberię, no i ówcześni ludzie, zawsze tacy patriotyczni, zawsze tacy moralni; nikt wtedy nigdy nie przeklinał, a kobiety otaczano szacunkiem. Teraz jest za to zgnilizna, a lada moment nastąpi najpierw koniec Polski, a niedługo potem .... koniec świata. Przyznajmy, że ludzi tak myślących wcale nie jest mało. Fakt, że zmiana władzy przed ćwierćwieczem odbyła się praktycznie bezkrwawo (tylko kilka ofiar w roku 1989) nie jest uznawany przez narodowców za wartość samą w sobie. Dziwne to, ale jednak niesposób odmówić tysiącom moich czcigodnych rodaków prawa do widzenia świata na swój sposób, gdyby tylko zgodzili się, że można mieć inne poglądy i dalej pozostać porządnym człowiekiem. 
 
Dwa dni po obchodach w Warszawie, na plażach Normandii odbyły się dwa desanty. Ten pierwszy był pokazem wojskowym oraz uroczystością 70-ej rocznicy lądowania Aliantów w okupowanej Europie. Tym drugim desantem (jak nazwali to niektórzy publicyści) był niespodziewany przylot prezydenta Rosji na zaproszenie prezydenta Francji w celu wzięcia udziału we wspomnianych obchodach. Takie rzucenie koła ratunkowego aby pomóc nieco podtopionej reputacji głównego lokatora Kremla kontrastuje z wykluczeniem Rosji z klubu największych potęg (już nie G-8, lecz G-7). Wiele tam się dziać nie mogło, ale przynajmniej kamery zarejestrowały gładziutką jak pośladek niemowlęcia buźkę Putina. I o to tylko chodziło. Inna rzecz, że kulawy neoliberalizm w fazie schyłkowej najwyraźniej potrzebuje pieniędzy odradzającego się imperium nr. 3 mającego być, jak zapewniają moskiewskie elity, nową nadzieją światowego... (a nie nie zgadli Państwo) ... konserwatyzmu. Niektórzy nawet już dali się na ten haczyk złapać. W Polsce n.p. Janusz Korwin Mikke, a na Węgrzech Victor Orban. Dziwnie to wszystko wygląda w epoce postmodernizmu, w której nam żyć wypadło. Nominalny socjalista Prezydent Francji wysyłający regularnie korpusy ekspedycyjne (pardon: siły pokojowe) do Afryki, a samoloty nad Bałtyk w celu ochrony Estonii i Łotwy, sprzedaje sobie najspokojniej do Rosji okręty-helikopterowce "Mistral". Prezydent Obama, laureat pokojowej nagrody Nobla, ociągający się z działaniem wobec Rosji, a jednocześnie odpowiedzialny za śmierć ok. 4000 Pakistańczyków, Afgańczyków oraz Arabów z Jemenu zgładzonych za pomocą zdalnie sterowanych dronów - to także chodząca sprzeczność. Czyżby Obama był (...nie śmiem nawet pomyśleć) rasistą i wolał testować swoją broń na nacjach... jakby tu rzec ...."kolorowych"? 
 
Patrząc w stronę Ukrainy dostrzegamy wielu poważnych obserwatorów, którzy twierdzą, że jednym z pierwszych zadań nowego prezydenta tego kraju Piotra Poroszenki będzie całkowita rozbiórka resztek kijowskiego Majdanu i rozpoczęcie trudnego okresu reform gospodarczych. Tym niemniej tradycja bezpośredniego, anarchistycznego oporu pozostaje na tamtych ziemiach żywa.  Paradoksalnie, atmosfera Majdanu, jako wyraziciela sprzeciwu wobec władzy - każdej władzy - przeniosła się teraz na wschód Ukrainy i to co się będzie tam dziać zagraża na krótką metę rządowi w Kijowie, ale na długą metę prezydentowi Federacji Rosyjskiej i tamtejszym oligarchom. Ku zaskoczeniu wielu naiwnych obywateli t.zw. Donieckiej Republiki Ludowej i całego wschodniego pogranicza Ukrainy, Władymir Putin wcale nie kwapi się aby zbrojnie wkroczyć na tamte tereny przyłączając je do Rosji, tak jak to było z Krymem. Co innego przemyt broni i najemników pro-rosyjskich, a co innego dalsza zmiana granic. Nie jest wykluczone, że rozczarowani separatyści z Donbasu pewnego dnia wymkną się Putinowi spod kontroli. Jego koszmarnym snem jest perspektywa różnego typu "majdanów" po rosyjskiej stronie granicy - z Moskwą na końcu. Wbrew buńczucznym wypowiedziom specjalistów od propagandy, nawet obecne, małe sankcje Zachodu przyniosą Rosji w najbliższych dwóch latach 200 miliardów dolarów strat. Już w tym roku Rosjanie będą musieli przełknąć szereg dotkliwych podwyżek cen - n.p. części biletów kolejowych  o 22%. A w roku 2016 po odejściu Baracka Obamy z Białego Domu jego następca nie będzie już taki układny wobec kaprysów Kremla. O tym też warto pamiętać. 
 
Jedną z weselszych rzeczy, jakie można znaleźć w ostatnich wypowiedziach kagebisty Putina jest oskarżenie pierwszego rządu bolszewickiego o podarowanie Ukrainie zbyt dużego terytorium. Teraz już wiemy, że do licznych zbrodni popełnionych przez Lenina i czerwonych po 1917 roku należy dodać błędne wytyczenie granic sowieckiej Ukrainy. Wreszcie po latach, nawrócony konserwatysta, obrońca świętej Rusi i jej wiary Władymir Władymirowicz chce to naprawić, ale z powodu oporu zgniłego Zachodu jest zmuszony zwolnić tempo i stosować taktykę salami. Czy taka metoda przyniesie oczekiwane rezultaty? Miejmy nadzieję, że nie. 
 
 
. Michał Stefański
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.