NASZA SPOŁECZNOŚĆ ODRĘBNA
Nie wiem jak wielu moich Czytelników miało w ręku ogólnokanadyjski tygodnik
społeczno-polityczny "McLean's". Niedawno minęły 2 lata od ukazania się
na jego łamach bardzo krytycznego reportażu z Quebeku przedstawiającego
naszą prowincję jako najbardziej skorumpowany region Kanady, nieomal ziemię
bezprawia dzieloną bezwzględnie między sobą przez mafię zakorzenioną w
niektórych sektorach gospodarki, lokalne grupy nacisku (czasami działające
pod parasolem partii politycznych) i potężne związki zawodowe. Po takiej
diagnozie wśród tutejszych sfer opiniotwórczych i niektórych polityków
podniósł się krzyk protestu: "On nous méprise." ("Pogardza się nami").
Ogólne przesłanie quebeckich elit do reszty Kanady było wtedy takie: wy
złośliwi Anglicy - jesli nie możecie napisać o nas obiektywnie, to przynajmniej
zostawcie nas w spokoju.
17 czerwca b.r. wczesnym rankiem wydzielony oddział policji do walki z
korupcją i przestępczością zorganizowaną aresztował trzy wysoko postawione
osoby w administracji lokalnej na czele z tymczasowym merem Montrealu Michaelem
Applebaumem oraz długoletnim radnym z dzielnicy N.D.G. - Cote de Neiges,
Saulie Zajdelem. Choć pod koniec dnia mer Applebaum został wypuszczony
z aresztu policyjnego, to jednak sprawa wygląda na dłuższą i, jak to się
mówi, rozwojową. Zarzutów postawionych panu merowi jest aż czternaście,
a w tym: łapownictwo, ustawianie przetargów i szereg innych czynów zwanych
ogólnie korupcją. W kwietniu pod podobnymi zarzutami aresztowano
także burmistrza miasta Laval Gillesa Vaillancourt, a w listopadzie podał
się do dymisji poprzedni mer Montrealu Gerald de Tremblay. Po kilku tygodniach
zarządzania w Laval jego tymczasowy burmistrz Alexandre Duplessis nie wytrzymał
natłoku problemów i (jak mawiają bokserzy) "rzucił ręcznik na ring" i też
podał się do dymisji prosząc ponadto rząd prowincji o wzięcie miasta pod
nadzór komisaryczny do wyborów miejskich ( t.j. do 3 listopada).
Od początku zeszłej jesieni trwają zeznania przed parlamentarną komisją,
której przewodzi zawodowy sędzia pani France Charbonneau. Przedmiotem owych
przesłuchań jest zbadanie zakresu i rodzaju nieformalnych powiązań pomiędzy
quebeckimi firmami budowlanymi, lokalnymi politykami oraz zorganizowanym
światem przestępczym (czytaj: mafią). O ile rok temu wspinająca
się ku władzy Parti Quebecois patrzyła na komisję bardzo przyjaźnie, ponieważ
wielu z podejrzanych o korupcję polityków wywodziło się z Partii Liberalnej,
o tyle teraz jej działalność wywołuje u pequistów uczucia mieszane. Trudno
się im pogodzić, z częstymi oskarżeniami o "collusion" (t.j. zmowę) między
mafią, a ukochanym dzieckiem separatystów, największą tutejszą centralą
związkową CNT. Nie jest przypadkiem, że znany przemysłowiec i pośrednik
budowlany z St.Leonard Tony d'Accurso załatwił wielomilionowe kontrakty
budowlane na wzniesienie imponującej siedziby związków zawodowych oraz
t.zw. Centre de Solidarité. Do tego dochodzą zarzuty o wielomilionowe oszustwa
podatkowe, sztuczne zawyżanie kosztów robót, cen terenów budowlanych a
także o zbyt bliskie kontakty energicznych montrealskich quasi-biznesmenów
ze światem polityki. Zeznający w zimę przed komisją Charbonneau wiekowy
już pan Bernard Trepanier wyjawił, że w ramach pełnienia swoich funkcji,
w trakcie pół wieku zbierania funduszy na cele partii politycznych zebrał
już setki milionów dolarów a jego zwyczajowa taryfa dla firm budowlanych
wynosiła zawsze 3 procent. Stąd też nadano mu przydomek - Monsieur Trois
Pour Cent. Zeznania innych świadków (inżynierów, biznesmenów, czy też lokalnych
działaczy) przed wysoką komisją idą jak dotąd w podobnym kierunku. Już
teraz jedno jest pewne - w takiej czy innej formie w ostatnim dwudziestoleciu
ogół obywateli Quebeku stracił wiele MILIARDÓW na tego typu "niebezpiecznych
związkach" polityki - biznesu - mafii i syndykatów zawodowych. Za prosperowanie
pięciu procent obywateli płaciła, chcąc nie chcąc, reszta z nas.
Trudno jest z czystym sumieniem cieszyć się z przenikliwości publicystów
tygodnika "McLean's", którzy już przeszło dwa lata temu odkryli to, co
teraz widać w całej okazałości, a co wielu z nas podejrzewało dużo wcześniej.
Wygląda na to, że sprawy zaszły bardzo daleko. Choć są w Quebeku
kompetentni krytycy systemu, który powstawał w latach sześćdziesiątych
i siedemdziesiątych (m.in. socjolog Johanne Marcotte autorka obrazobórczej
dla separatystów książki "L'illusion Tranquille" t.j. "Spokojna iluzja"),
to jednak jest to wciąż mniejszość, przeciw której łatwo w miarę potrzeby
wyciągać zarzut, że nie jest ona wystarczająco "quebecka". Ktoś kiedyś
napisał, że pod koniec lat siedemdziesiątych większość Quebeków przestała
wierzyć w tradycyjną Trójcę Świętą, albowiem zaimponowała im nowa trójca
(nie za bardzo święta). Jej komponenty to: 1). ustawa 101 o ochronie języka
francuskiego 2). przewodnia rola administracji w oświacie, wychowaniu,
służbie zdrowia i kulturze 3). dominacja związków zawodowych (n.b. ostatnio
wspomaganych przez mafię). I tak już zostało. Poszczególne rządy przychodza
i odchodzą, a fundamenty systemu zostają. Czasem przychodzi prawdziwy lub
udawany szeryf i po roku sprawy wracają do dawnego koryta. A przy owym
korycie sadowią się nowi wybrańcy narodu. Czy nie przypomina to Państwu
wielu zarzutów co do stosunków panujących aktualnie w Polsce? Jednakowoż,
w odróżnieniu od naszych nierzadko zdesperowanych kuzynów z kraju przeszło
połowa mieszkańców naszej pięknej prowincji nie ma świadomości czym smarowane
są tryby tutejszej rozpędzonej machiny społecznej. Ciągła walka o byt,
niedostateczne wykształcenie, oraz brak zainteresowania tym co się dzieje
kilka metrów od progu swojego ciężko zarobionego domu czynią z tysięcy
ludzi materiał podatny na manipulację wyborczą. Dotyczy to zarówno imigrantów
z pierwszego pokolenia, jak też osiadłych na tej ziemi Quebeków z dziada
pradziada. Nie jest dużą pociechą fakt, iż ustrój napędzający od co najmniej
150 lat cały świat zachodni przechodzi teraz ciężką próbę, a powszechna
korupcja to tylko jeden z objawów choroby toczącej neoliberalizm. Przy
czym - przyznajmy po cichu - łatwo jest potępiać korupcję ogólnikowo,
ale już o wiele trudniej odrzucać pokusy korupcyjne kiedy n.p. nasz własny
wujek jest właścicielem firmy wywożącej śmieci lub wpływową osobistością.
Kto pierwszy zacznie sanację od samego siebie?
Znana i szanowana niezależna organizacja pozarządowa Transparency International
w ubiegłym roku sporządziła klasyfikację poziomu korupcji na całym globie
ziemskim. Na pierwszym miejscu z minimalnym jej poziomem uplasowała się
Dania. Na ostatnim 174-ym znajduje się zrujnowana, afrykańska Somalia,
w której bez korupcji nie da się nic zdziałać. Po drodze widzimy Polskę
zajmującą pozycję 42-gą. Kanada jest na DZIEWIĄTYM miejscu. Trudno powiedzieć
na ile owe dane z roku 2011 odzwierciedlają rzeczywistość, ale jedno wydaje
się pewne. W tym roku szanse na utrzymanie tak dobrej lokaty przez naszą
przybraną ojczyznę są mizerne. A wszystkiemu jest winien ten ponoć najbardziej
postępowy zakątek Kanady, w którym żyjemy, określany przez wielu jako "społeczność
odrębna", czyli "La Société distincte".
|