KTOKOLWIEK  -  BYLE NIE MADAME PAULINE

"Anybody but Pauline!" Wszystko jedno kto - byle nie Pauline. Takie wyborcze zawołanie bojowe padło wcale nie z ust jakiegoś działacza anglofońskiego z West Island (tego "mini-Ontario", jak złosliwie nazywają separatyści zachodnią połowę Montrealu). Tak w języku Szekspira wyraził swoje zdanie o nadchodzących wyborach  prowadzący popołudniowy segment francuskojęzycznej stacji radiowej FM 98.5 red. Paul Houde. Nie od dzisiaj wiadomo, że wśród wielu frankofonów panuje swoisty snobizm na wrzucanie do wypowiedzi słówek lub powiedzonek angielskich, a jakże, w oryginale. Zatem ktoś, kto przyjechał do nas z Maroka czy z Paryża musi się w pierwszym roku pobytu oswoić z takimi wtrętami jak: "anyway", "anyhow", "so and so" czy też "last but not least". Kiedyś pracownik firmy kablowej pożegnał mnie bardzo quebeckim "Merci, boss". Anglicyzmów w mowie mechaników quebeckich jest tyle co w czasach młodego Juliana Tuwima było germanizmów w żargonie polskich mistrzów śrubokręta, "laubzegi" i "wasserwagi".  Choć Biuro d.s. Języka Francuskiego robi co może, to i tak najczęściej jego ludzie lądują w jakiejś włoskiej restauracji dopisując "le" albo "la" do jakiegoś "fetuccini", czy innego przysmaku. Ale i oni są mniej aktywni, bo WYBORY są już za kilka dni.
 
Dość niedawno premier Quebeku pani Pauline Marois nie chcąć czekać aż dwie partie opozycyjne obalą projekt jej budżetu, sama wykonała ruch wyprzedzający ogłaszając wybory do Zgromadzenia Narodowego na 7 kwietnia. Mając świadomość, że ok. 60% tutejszych obywateli nie pali się do szybkiej separacji od Kanady, tym razem elita Parti Quebecois aby nie wypaść z gry oferuje publiczności nowy "produkt". Nazywa się on Karta Wartości Quebeckich. Jak twierdzi sama szefowa partii, ogłoszenie referendum suwerennościowego w Quebeku w najbliższym czasie nie jest przewidywane, gdyż aktualnie nie istnieją w narodzie (jak to się mawia na salonach) "les conditions gagnantes" /warunki sprzyjające zwycięstwu/. Chyba właśnie dzięki takiemu zręcznemu posunięciu prognozy wyborcze z początku sprzyjały krypto-separatystom. Mimo faktu, iz Parti Quebecois we wrześniu 2012 roku straciła większość swojej prawicy, a ostatnio pozbyła się lewicy na rzecz ugrupowania Quebec Solidaire, wciąż jednak może liczyć na poparcie większości populacji frankofońskiej. Tym niemniej, znawcy przedmiotu nie są aż tak optymistyczni jak quebeckie sondażownie. Według długoletniej znawczyni kwestii quebeckich pani Chantal Hebert, wspomniana wyżej Karta Wartości już nie jest takim magnesem dla wyborców, jak się początkowo wydawało. O suwerenności quebeckiej chce slyszeć jeszcze mniej obywateli. Do ataku na panią Marois szykują się wszyscy z prawa i z lewa - prawica za zbytnie faworyzowanie skoligaconych z mafią związków zawodowych oraz forsowanie świeckości, lewica m.in. za wyprzedaż quebeckiej ziemi koncernom amerykańskim poszukującym gazu łupkowego.
 
Stopień determinacji Madame Pauline aby utrzymać władzę, a nawet uzyskać większość absolutną jest tak duży, że mało kogo dziwi, iż  obiecuje ona wszystko wszystkim. Od kilku tygodni. (n.p. w St-Hyacinthe czy St-Jean-sur-Richelieu) pani premier obiecuje wiwatującym tłumom zwolenników, że jeszcze trochę wysiłku, a będą mieli nareszcie "swój kraj" (un pays). W innych bardziej "kanadyjskich" częściach prowincji szefowa Parti Quebecois opowiada podejrzliwym wyborcom, iż po wygranych wyborach jej rząd wyda na razie tylko t.zw. "bialą księgę" opisującą etapy uzyskiwania przez Quebec SUWERENNOŚCI. Słowo "independence" t.j. NIEPODLEGŁOŚĆ" prawie się nie pojawia, gdyż jest jak zwykle wyciszane przez wewnętrzną cenzurę separatystów  - aby tylko nie straszyć ludności, przede wszystkim biznesu. Może też w tym celu pani premier zdobyła nowego niekonwencjonalnego sojusznika. Jest nim młody jeszcze Pierre-Karl Peladeau właściciel Quebecor Media i Sun Media Inc., syn magnata prasowego Pierre Peladeau, ongiś właściciela tabloidu "Halo Police!", "Journal de Montreal"oraz stacji telewizyjnej TVA. Choć dawanie pieniędzy przez milionerów na partie wyborcze to coś normalnego, tym razem, wg. wielu, Madame Pauline, poszła o "jeden most za daleko" oferując multimilionerowi kandydaturę na posła, co nie wyklucza też jego przyszłych stanowisk ministerialnych. Monsieur Peladeau już zapewnił, że po ew. wyborze poświęci się przybliżaniu chwili kiedy Quebec stanie się osobnym KRAJEM. O dziwo, dwa dni po tym patriotycznym oświadczeniu, w stolicy prowincji Quebec City notowania przeciwnika PQ t.j. pro-kanadyjskiej Partii Liberalnej Quebeku wzrosły o 7 punktów (z 32 do 39%) . Ponieważ w tamtych okolicach żadnych strasznych Anglików nie ma, można by zwątpić w rzeczywistą popularność pequistów w środowiskach mówiących wyłącznie po francusku. Nieźle wpisuje się w powstałą lukę lewicowa partia Quebec Solidaire, która nie wykluczając poźniejszego oderwania się Quebeku od Kanady, na razie na pierwsze miejsce stawia utrzymanie socjalnych zdobyczy quebeckich, finansowania kultury i większej redystrybucji podatkowej. Według nich, pani premier Pauline traktuje tamte sprawy instrumentalnie - tylko jako pionki na swej szachownicy. Jeśli dawne lewicowe podejście ma być zastąpione pieniędzmi dobroczyńcy multimilionera Peladeau - to czy takiej "suwerenności" pragnie znękany bezrobociem i trapiony korupcją na szczytach quebecki wyborca?  Oto jest pytanie, a odpowiedź rządzących elit jest nader mętna. O wiele łatwiej zajmować się walką o świecki obraz urzędów państwowych; n.b. nikt autorowi nie był w stanie odpowiedzieć twierdząco, czy ma powstać jakiś n.p. "Quebecki Urząd Nadzoru i Promowania Świeckości". Papierowa świeckość, papierowa gospodarka - to może i suwerenność będzie równie papierowa? Produkcja "białych ksiąg" i specjalnych raportów nie zastąpi ułatwień dla młodych przedsiębiorców i walki z bezrobociem w ogóle. 
 
Na zakończenie, wskazówki dla tych z nas, którzy pójdą 7 kwietnia do quebeckich wyborów: 

-  Jeżeli chcesz ciągłych kłótni pomiędzy Ottawą, a Quebekiem, sporów o zakres używania u nas angielskiego czy francuskiego, monopolu mafijno-związkowego, szastania pieniędzmi na księżycowe projekty, w tym na podtrzymywanie świeckości, tworzenia dziwnych sojuszy części wielkiego biznesu z niedawnymi "socjalistami" bez oglądania się na los najbiedniejszych - a to wszystko zakończone jakimś mglistym i bardzo kosztownym referendum nr. 3  (dwa pierwsze już były w latach 1980 i 1995) -  WÓWCZAS GŁOSUJ na ludzi z Parti Québecois lub na jej szefową Pauline Marois. 

-  Jeżeli chcesz mniej więcej status quo, t.zn. względnej równowagi w gospodarce, wolności wyrażania poglądów i manifestowania publicznie swojego wyznania czy tradycji, ochrony francuskiego przy uznaniu praw mniejszości, zmniejszania ciężarów podatkowych i walki z korupcją we wszystkich partiach i strukturach prowincjonalnych, kontroli wydatków państwowych, wyjścia z zaścianka nacjonalizmu na szerokie wody - bez wiszącej nad gospodarką groźby referendum  - WÓWCZAS GŁOSUJ na ludzi z Parti Libérale du Québec lub na jej szefa Philippe Couillard.

-  Jeżeli chcesz zmniejszania dysproporcji majątkowych w Quebeku, walki z biedą, ukarania PQ za ich zakłamanie w sprawach gospodarczych i tchórzliwość w przyznaniu się do separatyzmu (ukrywanego pod maską "suwerenności") -  a ewentualne referendum miałoby tylko odpowiedzieć na pytanie czy chcemy niepodległego Quebeku - WÓWCZAS GŁOSUJ na partię Québec Solidaire lub na jej szefową Françoise David. 

-  Jeżeli podoba ci się styl bycia pana François Legeault, jego retoryka, wdzięk osobisty i jego wytworne garnitury - WÓWCZAS GŁOSUJ na partię Coalition Avenir Québec lub jej szefa.
 
 
. Michał Stefański
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.