WIOSENNE PRZEBUDZENIE

Na początek przenieśmy się do Paryża, w którym kampania prezydencka nabiera tempa. Od czasu kiedy kilka tygodni temu w trakcie zwiedzania przez Nicolasa Sarkozyego wystawy rolniczej doszło do ostrej wymiany słów między energicznym prezydentem-kandydatem, a jednym ze zwolenników opozycji - wielu tamtejszych publicystów zastanawia się jakie słowa nieparlamentarne przystoją głowie państwa, a  jakie nie. Sam fakt, że ktoś w oczy powiedział Sarkozyemu co o nim myśli spowodował ripostę "Proszę mnie tylko nie dotykać", co z kolei wywołało okrzyk "Na pewno nie, bo nie chcę się ubrudzić." Na takie dictum kandydat na drugą kadencję pan Nicolas wyrzekł niezbyt głośno słowa. "Zjeżdżaj, ty żałosny debilu" (w oryginale brzmiało to o wiele gorzej). A teraz spory odłam Francuzów siedząc przed telewizorami zastanawia się czy była to przemyślana demonstracja wobec socjalistów za nie tak dawne użycie przez ich kandydata Francois Hollande'a określenia "sale mec" (brudas) wobec urzędującego szefa państwa. Nikt sie nigdy nie dowie czy przywódcy socjalistów chodziło bardziej o brud moralny oponenta -  czy też może o jego południową cerę. Podobnie nikt się szybko nie dowie prawdziwych intencji kandydatki prawicowego Frontu Narodowego pani Marine LePen w rozpętaniu w mediach francuskich kampanii przeciwko nieoznakowanej sprzedaży na terytorium Republiki muzułmańskiego mięsa koszernego typu halal. Dla wielu wyborców liderką Front Nationale kieruje zrozumiała skądinąd chęć uświadomienia Francuzom jak niewiele już zostało z tradycyjnej Francji. Jak rok po roku wszyscy (nawet inspektorzy Ministerstwa Rolnictwa) przymykają oczy na okrutne traktowanie bydła i drobiu. Wygląda na to, że liczy się tylko konsument francuski, którego poważny procent już nie identyfikuje się z tradycją Zachodu - ani w jego wydaniu chrześcijańskim ani w liberalnym. Przy okazji, stroszący piórka i lubiący wyglądać na twardziela prezydent Sarkozy jest w jej opinii oportunistą oraz patologicznym kłamcą, a broniący imigrantów i wielokulturowości stronnicy lewicy są przez nią wciąż oskarżani o forsowanie zbytniej tolerancji dla obyczajów kilku milionów nowych obywateli - w poważnym procencie muzułmanów. Wydaje się, że cały ten wachlarz problemów - niekiedy kontrowersyjnych - jest w tym roku bardziej strawnie podany wyborcom prawicy niż to robił przez czterdzieści lat jej ojciec Marine pan Jean-Marie LePen nieustannie (i chyba bezsensownie) wyzywany przez lewicę od faszystów. Niekiedy wojownicza, ale też kiedy trzeba bardziej subtelna niż tata, wyczulona na zmieniający się świat pani mecenas Marine LePen umie atrakcyjnie opakować swoją ofertę. Wyższa o głowę od brytyjskiej "żelaznej damy" prawicy Margaret Thatcher, szefowa FN podobnie jak tamta,  ma w sobie coś. Jej podstawowe punkty programu to poważne obcięcie i lepsza kontrola imigracji oraz powrót Unii do dawnej koncepcji Europy ojczyzn, a nawet jeśli trzeba - przywrócenie we Francji waluty narodowej. Swoim inteligentnym zachowaniem  i stylem nie pozbawionym pewnej charyzmy udowodniła ona, że prawica jest w stanie patrzeć na świat trzeźwo i otwarcie nie tracąc nic z wartości konserwatywnych. Tyle o francuskiej kampanii prezydenckiej. 

Trochę szkoda, że takiej osobowości jak Marine LePen na razie brakuje w dwóch polskich partiach prawicowych. (PISie i Solidarnej Polsce).  Przyczyną jest chyba  znowu kolosalna różnica  historii dwóch krajów oraz może i tego, że średnie i starsze pokolenie polskiej inteligencji (w odróżnieniu od klasy średniej nad Sekwaną ) wciąż instynktownie wraca co kilka lat do modelu wyidealizowanego Polaka znanego z XIX-wiecznej poezji romantycznej. Ponieważ trudno tamten model dopasować do potrzeb życia na początku XXI wieku - wobec tego wielu polskich narodowców usiłuje dokonać czegoś odwrotnego - wtłoczyć duszę naszego współczesnego rodaka w kontusz (lub raczej sukmanę) mitycznych praojców. Nic dziwnego, że się śpieszą gdyż niedługo, t.zn. w następnym pokoleniu, stanie się to zadaniem karkołomnym. A na razie, po szlaku królewskim w Warszawie od Sejmu przez kancelarię Premiera do Belwederu (na powrót przywróconego do roli siedziby głowy państwa) zaczynają już hulać inne wiatry.  Zwolna powstaje też z grobu polityczna zjawa, o której już właściwie wszyscyśmy zapomnieli. Chodzi tu o PO-PIS;  rzecz jasna nie ten POPIS w dawnym rozumieniu jednoczący pod tym samym dachem dawną (jakby to ujął Janusz Korwin-Mikke) "Solidarność bezbożną z Solidarnością pobożną". Tym razem, jak krążą słuchy, prawa strona Platformy na czele z ministrem sprawiedliwości Jarosławem Gowinem szuka sojuszników w PISie. Może zresztą jest odwrotnie - może to raczej prezes Kaczyński myśli o zrobieniu delikatnego kroczku na lewo. Wówczas nie jest wykluczone, że i nad Platformą zawiśnie groźba rozłamu. Choć z drugiej strony - nie ma gwarancji czy coś się zmieni, jeśli każda z trzech wielkich opcji będzie mieć po dwie partie. Dwie są na lewicy, dwie od niedawna ma prawica narodowo-katolicka, a zatem cóż by się stało za rok, gdyby polscy liberałowie podzielili się na "platformę lewicowo-bezbożną i platformę prawicowo-pobożną". Tutaj powstaje wątpliwość: czy naprawdę tego potrzeba do szczęścia polskim wyborcom? 
 
Jeśli nie liczyć katastrof komunikacyjnych i innych nieszczęść można by rzec, że w kraju poczatek marca upłynął w cieniu dwóch demonstracji ulicznych. Tej mniejszej feministycznej próbującej 11 marca zaszokować przechodniów prowokującymi hasłami antyklerykalnymi  oraz niekiedy strojami, jak również tej większej pisowskiej (14 marca) pragnącej  unaocznić reszcie obywateli, że kryzys nie nadchodzi, lecz jest już właściwie teraz. Jeśli jest łatwo określić proponowane wydłużenie wieku emerytalnego dla kobiet do lat 67 jako walkę z rodziną i przyrostem naturalnym, to jednak trudniej jest przyznać, że ta zmiana nastąpi za kilkanaście lat kiedy Polaków będzie już i tak ok. 4 - 5 milionów mniej. Najbardziej słuszne zarzuty (n.p. te dotyczące nowych przepisów refundujących koszty leków) są, jak często bywa na wiecach PISu, zmieszane z niejasnymi hasłami o jakiejś walce z polskością (ew. z religią) oraz o zaniku dumy narodowej przez obecną ekipę rządzącą. Co ciekawe, wg. naocznych świadków, organizatorzy ostatniego wiecu tym razem już nie kierowali oskarżeń w stronę partii PO, a jedynie osobiście w stronę Donalda Tuska i jego najbliższego otoczenia. Czyżby teoria powstajacego z popiołów neo-POPISu miała się niebawem sprawdzić? 
 
Gdzie Rzym, gdzie Krym; gdzie Francja, gdzie Polska, gdzie prawdziwa prawica, a gdzie jej namiastka, którzy liberałowie są dobrzy, a którzy nie, który postkomunista to agent, a który jedynie jest poczciwym "politykiem lewicowym średniego pokolenia"?

Ponieważ w powyższych kwestiach ekspertów nigdy nie brak, czekamy na odpowiedzi.
Wszak wiosną od dyskutantów można wiecej wymagać. 
 
 
 
 
. Michał Stefański
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.