UMIEĆ ŻYĆ RAZEM

Czy da się żyć razem w jednym państwie polskim ludziom tak od siebie różnym jak n.p. słynny w szerokich kręgach egzorcysta ks. Natanek oraz znany wysłannik piekieł Janusz Palikot?  Czy będzie wystarczająco dużo miejsca pod polskim niebem dla Lecha Wałęsy i jego (chyba jednak) wroga Andrzeja Gwiazdy; czy polski paszport należy się jednakowo prezydentowi RP Komorowskiemu jak też prezesowi PISu Jarosławowi Kaczyńskiemu?  Po ostatnim zwariowanym miesiącu w polskich mediach - po pomyłkach prasowych, sprostowaniach, dymisjach, konferencjach prasowych, przetasowaniach koalicyjnych - wiemy już, że premier Donald Tusk z dużą trudnością wyobraża sobie wspólne życie w jednym państwie z osobami, które - w jego opinii - nie szczędzą sił aby podzielić Polaków na dwa wrogie obozy, a szczególnie z Jarosławem Kaczyńskim. Wydaje się, że premier Tusk wcześniej oskarżany o bierność i brak kręgosłupa, a potem o zapędy autorytarne, tym razem przesadził w nieustępliwości. Wielu jednak powie, że reagował tylko na oskarżenia prezesa Kaczyńskiego już nie jak do niedawna o "dopuszczenie" ale wręcz o "popełnienie morderstwa" na polskiej elicie pod Smoleńskiem. Na szczęscie, faktem jest, że w polityce wszystko zależy od miejsca i czasu wypowiedzi ("timing"). Gdyby słowa obu przywódców rozległy się przed pół wiekiem w parlamencie n.p. Boliwii czy Gwatemali, rzeczywiście doradzać by wypadało tubylcom pakowanie walizek; nad całym krajem zawisłaby groźba jakiejś idiotycznej wojny domowej, a przynajmniej operetkowego kilkudniowego zamachu stanu. Jednakże, Drodzy Czytelnicy - nasi kuzyni, czy rodzice żyją nie w latach 50-ych, a teraz - i nie w Gwatemali czy Peru, lecz, mimo wszystko, w Europie (tak, tak) Zachodniej. A ta Europa generalnie nie życzy sobie odgrywania jakichś "Dziadów" czy "Konrada Wallenroda" na sporym kawałku kontynentu. Z tego (i z paru innych powodów) należy prognozować, że w najbliższych miesiącach w Polsce nic dramatycznego sie nie wydarzy. 

Nie tak dawno pewien dziennikarz spytał komisarza Unii Europejskiej d.s. gospodarczych Janusza Lewandowskiego (również byłego ministra z czasów powstawania III Rzeczypospolitej) czy ma on równie pozytywne prognozy dla unijnych struktur finansowych jak dla Polski. Odpowiedź była, jak to u polityka, enigmatyczna, ale z wyczuwalnym odcieniem obawy, że w krótkim czasie może nastąpić to czego wielu się obawia od lat - faktyczne rozłamanie się Unii na dwie części: strefę Euro i całą resztę. Przy niemożności zaplanowania budżetu na więcej niż jeden rok, w dwóch dużych krajach Unii (we Francji i Niemczech) wzrośnie pokusa dominacji, choćby po to aby kontrolować przepływ pieniędzy do krajów stojących na progu niewypłacalności (t.j. do Grecji, Hiszpanii, Portugalii i częściowo Włoch). Gdyby do tego doszło, to wówczas zaczną wzmagać się tendencje odśrodkowe i aby im zapobiec trzeba będzie znów za jakiś czas popuścić cugli bankowo-finansowych. Pozostaje pytanie: który kraj zechce za to wciąż płacić? Jeśli Lewandowski stawia ostrożnie na Francję, to minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w listopadowym wystąpieniu telewizyjnym w BBC wypowiedział się za wiodącą rolą Niemiec i ... Polski w budowaniu struktur europejskich. Zrobił to pomimo głosów krytycznych głoszących, iż z dawnego i zapomnianego Trójkąta Weimarskiego (Francja, Niemcy, Polska) zrobił się z czasem ...Trójkąt Bermudzki, w którym  giną dobre chęci i miliardy Euro. Jednakowoż eksperci wciąż przekonują nas maluczkich, że zawalenie się Unii doprowadziłoby do jeszcze wiekszej katastrofy. Min. Sikorski we wspomnianym wywiadzie (15.XI) nie zawahał sie nawet powiedzieć w tonie imperatywnym, że "w tych czasach Europa musi się stać supermocarstwem", bo w przeciwnym razie grozi jej marginalizacja. Czyżby lewicowi liberałowie i centroprawica stawiali wszystko na jedną kartę, czując, że dobra passa ma się ku końcowi? 

Tymczasem świat się kręci jak gdyby nigdy nic. Niedawno NASA (Amerykańska Krajowa Agencja Kosmiczna) dokonała pomiarów, z których wypływa wniosek zasadniczy. Mamy szansę graniczącą z pewnością, że 12 grudnia 2012 roku koniec świata jednak nie nastąpi. Zarówno trajektorie planet, jak też oś ziemska oraz pył kosmiczny zachowują się w normie. Analiści kalendarza Majów i wróżbici już pewnie przygotowują sążniste referaty z zawiłymi interpretacjami, a kaznodzieje szeregu zwariowanych sekt protestanckich w popłochu idą na przysłowiowe "chorobowe". Z drugiej strony jednak, zmiany klimatyczne są zauważalne, z tym, że oznaczałoby to być może koniec świata rozłożony na paręset lat. Na początku niespokojnego i technicznie przełomowego XX wieku na Syberii spadł (niczym zapowiedź czającego sie za horyzontem wieku atomowego) kolosalny meteoryt tunguski. Potem przez całe sto lat - z niewielkimi przerwami - ludzkość bardzo się starała za pomocą wynalazków technicznych, rewolucji i wojen zmniejszyć swoją liczebność. Po latach tradycyjny Zachód roi się od milionów ludzi zasobnych w rzeczy, lecz duchowo samotnych lub pustych. Świat muzułmański, którego emancypacji wielu z nas wyczekiwało z nadzieją poprzedniego roku, teraz jakby przysiadł pod ogromem nieszczęść, które na niego spadają - nie tylko zresztą w Syrii, Gazie i Palestynie. Prezydent USA Obama wybrany na drugą kadencję być może będzie odważniejszy z reformami wewnętrznymi, które wstrzymywał w ostatnim roku aby się nie narażać centroprawicy również bez oporów głosującej na niego. Nowy przywódca Chin prezydent o pingpongowym nazwisku (Szi-Dżiao-Ping) jest ponoć liberałem o szerokich kontaktach z tamtejszą bezpieką - lub na odwrót - Chińczykom jest to raczej obojętne. Sceptyczni obserwatorzy sceny chińskiej wróżą tam w przyszłym roku spowolnienie gospodarki, a zatem zawiedzione nadzieje, demonstracje i represje. Pomimo to, komputerowe kolosy znowu zarzucą nas jak gdyby nic nowymi elektronicznymi cudami. Czy rok z "trzynastką" na końcu istotnie stanie sie tym co królowa Elżbieta II określiła niegdyś jako "annus horribilis"? O tym będziemy mogli wyrokować za rok. 

Także i nasze "polskie miesiące" biegną dalej. Sam pomysł, aby w cyklu miesięcznym uchwycić na gorąco chaotyczny bieg wydarzeń na naszym poplątanym świecie - taki pomysł należy do świata fantastyki. A zresztą - po co tak pedzić? Zwolnijmy na te kilka dni pod koniec grudnia tempo życia. Najlepiej by było abyśmy wzorem Trzech Króli wysiedli z samochodów (tak jak oni z wielbłądów) i poszli pieszo zaśnieżoną ścieżką ku Wielkiej Tajemnicy i Wielkiej Nadziei leżącej w Żłóbku Betlejemskim. Jeżeli gdziekolwiek słowo JEDNOŚĆ ma sens - to własnie tam. Tam gdzie już nie ma podziałów na lepszych i gorszych, bogatszych i biedniejszych, na Sarmatów i kosmopolitów, na tych, którzy sie żegnają z lewej strony na prawą lub z prawej na lewą, na jaśniejszych i ciemniejszych.

Wtedy łatwiej zrozumiemy, że trzeba umieć - lub nauczyć się - żyć razem. 
 

P.S. Z okazji nadchodzących wielkimi krokami Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku 
wszystkim moim Czytelnikom, Klientom, Studentom, Słuchaczom, Współpracownikom, Przyjaciołom i wielce cenionym Dyskutantom przesyłam

Serdeczne Życzenia Zdrowia i Wszelkiej Pomyślności
 
 
. Michał Stefański
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.