DOPING CZYLI KWADRATURA KOŁA

Nie jestem kibicem kolarstwa. Ale przez wiele lat oglądałem telewizyjne relacje z etapów Tour de France, nie tyle dla pięknych pejzaży, ile dla kolarza, który nazywał się Lance Armstrong. Było coś porywającego w sposobie, w jaki unosił się on podczas górskiej wspinaczki na siodełku, tak lekko, jakby chciał powiedzieć swoim rywalom: "no, to do zobaczenia na mecie", a potem z dziecinną łatwością odjeżdżał od peletonu i wygrywał z dużą przewagą. Był on ponadto człowiekiem, który wygrał walkę z rakiem, mimo licznych kontroli nie został nigdy przyłapany na dopingu, a w dodatku założył i hojnie wspierał fundację na rzecz walki z chorobą nowotworową. Idolem wielu młodych sportowców i doskonałym kandydatem na bohatera naszych czasów.

Kiedy więc okazało się niedawno, że przez cały czas korzystał z zabronionych metod wspomagania organizmu i zatrudniał fachowców, którzy poziomem wiedzy wyprzedzali ówczesne metody badań antydopingowych, poczułem się zwyczajnie, "po ludzku" oszukany.

Chyba tak samo czują się setki milionów kibiców podczas trwającej olimpiady w Rio de Janeiro, która miała być światowym świętem sportu, a zamienia się na naszych oczach w jakiś ponury koszmar. Nie ma dnia, żeby nie ujawniono nazwisk kolejnych sportowców, przyłapanych na dopingu (niechlubny udział w tym skandalu mają dwaj polscy ciężarowcy, bracia Zielińscy, wyrzuceni w niesławie z Rio po ujawnieniu wyników badań). W dodatku Międzynarodowy Komitet Olimpijski zapowiedział już, że zaraz po zakończeniu igrzysk ogłosi nazwiska 98 sportowców, którzy zdobyli medale przed 8 i 4 laty (w Pekinie i Londynie), a ponieważ w próbkach ich moczu czy krwi znaleziono zakazane preparaty, trzeba im będzie odebrać medale i przekazać je (pocztą???) tym, którzy zajęli dalsze miejsca. Wszystko to razem stawia pod znakiem zapytania sens organizowania olimpiad i innych zawodów, których widz nie jest pewien czy ogląda czystą sportową walkę, czy grę pozorów, mającą tyle wspólnego ze sportem, co amerykański wrestling.
Koncepcja wspomagania ludzkiego organizmu w walce o sukces zrodziła się już wtedy, kiedy homo sapiens zaczął odczuwać naturalną potrzebę rywalizacji. Ale komercjalizacja sportu, do jakiej doszło na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, głównie z racji funkcjonowania  mediów, doprowadziła do wielu szkodliwych wynaturzeń. A chęć odniesienia zwycięstwa zdaje się niekiedy pozbawiać młodych ludzi zdolności do racjonalnego myślenia.
Podczas olimpiady w Los Angeles (1984) przeprowadzono wśród jej uczestników ankietę, zadając im pytanie: "Czy zażywałbyś środki, gwarantujące zdobycie złotego medalu, wiedząc, że skróci to twoje życie o 10 lat?". 95 procent badanych odpowiedziało twierdząco.

A jak wyglądają szanse sportowców, którzy są "czyści" w porównaniu z tymi, którzy "się koksują"? Przedstawił to kiedyś obrazowo wielki polski ciężarowiec Zygmunt Smalcerz, mówiąc: "Zakończyłem karierę sportową, bo nie chcę brać dopingu, a mógłbym rywalizować z tymi, którzy go stosują tylko wtedy, gdyby doba miała 50 godzin, więc mógłbym wielokrotnie zwiększyć dawki treningu".

Wyścig zwolenników dopingu z jego przeciwnikami przypomina średniowieczną rywalizację między wytwórcami coraz ostrzejszych mieczy z wytwórcami coraz grubszych tarcz. Ponieważ motywacja obu stron jest bardzo silna (o czym świadczy przerażający wynik ankiety z 1984 roku) a w całej sprawie chodzi o wielkie pieniądze, sytuacja wydaje się beznadziejna. Zatrudnieni przez MKOl specjaliści opracowują coraz skuteczniejsze metody badania obecności dopingu w organizmach sportowców (to zdumiewiające, że można udowodnić komuś winę po ośmiu latach!), ale działania WADA (World Anti-Doping Association) przypominają walkę z wiatrakami. W dodatku granice dopuszczalności niektórych środków farmakologicznych wydają się nieprecyzyjne. Maria Szarapowa została ukarana przez Międzynarodową Federację Tenisową dwuletnią dyskwalifikacją, ponieważ w trakcie styczniowego turnieju Australian Open wykryto w jej organizmie meldonium, środek który jeszcze dwa miesiące wcześniej był zupełnie legalny. Nie chce się wprost wierzyć, by tak wybitna zawodniczka, a w dodatku multimilionerka ponosiła świadomie tak wielkie ryzyko. Z drugiej strony tłumaczenia tych sportowców, którzy twierdzą, że "ktoś im coś dosypał do herbaty" wydają się mało przekonujące.
Przepraszam Czytelników za to, że ton tego felietoniku jest mało pogodny, a moje rozważania są pozbawione pointy. Siadając do jego pisania nie miałem pojęcia czy z tego impasu istnieje jakiejkolwiek wyjście. Poświęciłem sporo czasu na lekturę różnych danych, wysilałem swój ograniczony umysł, usiłując znaleźć choćby cień powodu do optymizmu, a teraz, kończąc pisanie, wiem na ten temat jeszcze mniej niż wiedziałem na początku.
 
.. Andrzej Ronikier
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, ,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 3T3, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.