CO JUŻ WIADOMO O EURO 2016,
CHOĆ NIE WIADOMO JESZCZE PRAWIE NIC?
17 CZERWCA 2016
Pisanie o piłkarskich mistrzostwach
Europy w ósmym dniu trwania turnieju jest zadaniem karkołomnym. Ale przecież
sprawa dotyczy najbardziej popularnej dyscypliny sportu, dyscypliny, która
przyciąga na stadiony i przed telewizory miliony ludzi na całym świecie,
więc klecąc niniejszy felieton w czasie trwania rozgrywek nie można udawać,
że ich nie ma. Za miesiąc, kiedy już wszystko będzie jasne, przyjdzie
czas na podsumowanie, a tymczasem z wielkim strachem spróbujmy skomentować
to, co już się wydarzyło.
Dlaczego "z wielkim strachem"?
Ano dlatego, że jak napisał kiedyś wielki znawca sportu i genialny jego
popularyzator, Bohdan Tomaszewski, przekleństwem wszystkich sprawozdawców
i komentatorów jest pokusa snucia prognoz. We wspomnianym tekście przyznał
szczerze, że obserwując z mikrofonem w ręku mecze tenisa kilkakrotnie mówił
coś w rodzaju: "Jest dwa zero w setach i 5:1 w trzecim, więc przegrywający
zawodnik X nie może już marzyć o zwycięstwie". A zawodnik X, jakby go nie
słyszał, wygrywał gema, potem seta, a w końcu cały mecz, zostawiając niefortunnego
proroka z poczuciem silnego psychicznego dyskomfortu.
Mimo wszystko spróbujmy.
Wygląda na to, że trener Nawałka, wbrew sceptycznym zapowiedziom licznych
prawdziwych i samozwańczych znawców, zmontował metodą prób i błędów zespół,
który zaczyna przypominać drużynę piłkarską. Znalazł w niej miejsce dla
gwiazd, święcących triumfy w znanych zagranicznych klubach (Lewandowski,
Krychowiak, Piszczek, Szczęsny itd.) i uzupełnił skład, wyszukując kilku
młodych, nie znanych szerzej graczy, którzy jak dotąd go nie zawodzą. Nie
było to łatwe, bo polska liga nie obfituje w olśniewające talenty. Dał
temu wyraz nasz reprezentacyjny obrońca Jakub Wawrzyniak, mówiąc dowcipnie,
że gra na swojej pozycji, zastępując piłkarza, który powinien na niej grać,
ale nie istnieje. Nawałka doprowadzał do szału kibiców, dokonując w kadrze
niezliczonych zmian, ale podjął w końcu wszystkie decyzje, stawiając na
takich zawodników jak Kapustka czy Pazdan i chyba tego nie żałuje.
Kto spojrzał na datę, otwierającą
ten tekścik, wie, że powstał on po dwóch meczach polskiej reprezentacji.
Pierwszy z nich nie był może zachwycający, bo z tak słabą drużyną, jaką
była w tym dniu Irlandia Północna, powinniśmy wysoko wygrać, nie przeżywając
straszliwej nerwówki. W drugim stanęliśmy naprzeciw drużyny, która
zawsze - z jednym tylko wyjątkiem - była dla Polaków koszmarnie trudnym
przeciwnikiem. Niemcy, wielokrotny mistrz świata, nie spodziewali się chyba,
że przeciwnik, którego wielokrotnie kładli na łopatki, stawi im tak zacięty
opór. Wynik zero - zero, choć mało atrakcyjny dla kibiców, jest jednak
w pełni zasłużony. Polacy zagrali z gwiazdami Bundesligi jak równy z równym
i mieli tyle samo - a może nawet więcej - okazji do strzelenia goli. Teraz
wystarczy tylko zremisować ze słabą jak dotąd Ukrainą, którą dwie porażki
eliminują w praktyce z nadziei na wyjście z fazy grupowej (formułując tę
prognozę słyszę chichot Bohdana Tomaszewskiego), a znajdziemy się po raz
pierwszy w dziejach polskiego futbolu w elitarnej fazie pucharowej. A tam
wszystko może się zdarzyć - nawet awans do dalszych etapów rozgrywek.
A w ogóle dziwne jakieś te
mistrzostwa. Wszystkie drużyny tak panicznie boją się straty gola, że grają
pięcioma obrońcami i dwoma defensywnymi pomocnikami. Mają więc do dyspozycji
w najlepszym razie tylko trzech zawodników, grających ofensywnie. Niemrawe
ataki, przeprowadzane najczęściej dwoma napastnikami, nie przynoszą żniwa
bramkowego, właśnie dlatego, że tych bramek broni gromada przeciwników.
Proszę zwrócić uwagę na to, że od początku rozgrywek dorobek żadnej drużyny
nie przekroczył dwóch goli, a tabela dotychczasowych rezultatów roi się
od wyników 0:0 albo 1:0. Dość powiedzieć, że w zakończonym przed chwilą
meczu Włochy - Szwecja (1:0) każda z drużyn oddała tylko jeden celny strzał
na bramkę przeciwnika. W dodatku najlepsze drużyny Europy robią wrażenie
przemęczonych sezonem, więc w gruncie rzeczy żaden z dotychczasowych meczów
nie miał porywającego przebiegu i nie stał na najwyższym poziomie. Miejmy
nadzieję, że faworyci nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i że najlepsze
drużyny (oby był wśród nich polski zespół) zachwycą jeszcze wszystkich
kibiców.
Jak dotąd najzabawniejszym
wydarzeniem mistrzostw była wypowiedź zawodnika, słynącego z naruszania
dyscypliny i zamieszanego w niejasną aferę, związaną z szantażowaniem kolegi.
Ciemnoskóry Karim Benzema, który nie został powołany przez trenera do reprezentacji
Francji - po prostu dlatego, że słabo grał - zarzucił selekcjonerowi rasizm.
Każdy kto widział fotografię francuskiej drużyny - widnieją na niej tylko
dwaj, najwyżej trzej biali zawodnicy - musi się w tym momencie popukać
w głowę.
Mistrzostwa Europy trwają.
Za miesiąc biuletyn nie wychodzi, więc nie będę mógł pomęczyć czytelników
swoimi dywagacjami, dotyczącymi ich przebiegu i wyników. A teraz siadam
przed telewizorem, żeby obejrzeć kolejny mecz. I oby padło w nim co najmniej
pięć goli.
.. |
|
Andrzej Ronikier
ARCHIWUM
FELIETONÓW |
POLEĆ
TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA |
|
|
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, |
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, |
|