FUTBOL POLSKI

Wiele lat temu, podczas wakacji w Anglii, a konkretnie podczas wizyty na uniwersytecie Oxfort, zapytałem pewnego szacownego profesora tej szacownej uczelni czy mógłby mi wytłumaczyć zasady niepojętej dla mnie gry, jaką był wtedy cricket. Dystyngowany Anglik spojrzał na mnie z wyższością i powiedział: "chętnie podejmę taką próbę, ale musisz zdać sobie sprawę, że opanowanie wszystkich tajników tej piekielnie skomplikowanej dyscypliny sportu, której reguł nie znają tak do końca ani zawodnicy, ani nawet sędziowie, nie mówiąc już o kibicach, zajmie ci co najmniej dwadzieścia lat".

Ta anegdota przychodzi mi na myśl zawsze wtedy, kiedy usiłuję zgłębić zasady, rządzące polską piłką nożną. Ta zdecydowanie najbardziej popularna dyscyplina sportu od lat elektryzuje i przyprawia o mocne bicie serca kolejne pokolenia kibiców, ale w gruncie rzeczy pozostaje dla nich enigmą. Poziom gry reprezentacji jest zawsze wielką niewiadomą; czasem - jak za trenera Górskiego - staje się powodem do dumy, ale częściej lokuje się pobliżu dna. Poziom polskiej ligi jest całkowicie nieprzewidywalny - drużyna, która aspiruje do roli lidera, najbogatsza i najlepiej zorganizowana warszawska Legia, potrafi stoczyć wyrównany bój z Realem Madryt, ale potrafi też przegrać z Termaliką z Niecieczy - miejscowości, która posiada siedmiuset kilkudziesięciu mieszkańców. Choć od wyroków w aferze korupcyjnej, polegającej na przekupywaniu sędziów, minęło już kilka lat, nadal krążą plotki o kupowaniu i sprzedawaniu meczów. Osobnym tematem jest władający tą dyscypliną sportu Polski Związek Piłki Nożnej. Przeciekające do opinii publicznej informacje o nieustannych intrygach i przepychankach, w jakich biorą udział ludzie rządzący tą instytucją, kojarzą się w sposób nieunikniony z powiedzeniem Winstona Churchilla, który porównał walkę o władzę w Związku Sowieckim z "bójką kilku wściekłych psów, przykrytych kocem".

Grzegorz lato był kiedyś wybitnym piłkarzem, ale wyniesiony przed kilku laty na stanowisko prezesa tej podejrzanej instytucji, zaczął rządy od podniesienia swoich poborów do 50 000 (tak, pięćdziesięciu tysięcy!) złotych miesięcznie, a potem zachowywał się jak prowincjonalny mafioso, gorzej - jak nieokrzesany słoń w sklepie z porcelaną. Styl, w jakim zwolnił z pracy holenderskiego trenera, Leo Benhakera, musiał się każdemu przytomnemu obserwatorowi skojarzyć z trzeciorzędnym filmem, którego akcja toczy się w jakimś kraju trzeciego, a może i czwartego (o ile taki istnieje) świata.

Wszystkie moje powyższe jęki i narzekania prowadzą do zabarwionego odrobiną optymizmu stwierdzenia, że choć widać przebłyski nowego, cała sytuacja jest zagmatwana i nieprzewidywalna. Nowy prezes PZPN, wielki sportowiec i utalentowany biznesmen Zbigniew Boniek, w stosunkowo krótkim czasie zreorganizował działalność Związku i postawił na nogi to, co dotąd stało na głowie, ale ma jeszcze sporo do zrobienia, zwłaszcza w dziedzinie szkolenia młodzieży. Reprezentacja, pod wodzą trenera Nawałki, po raz pierwszy w dziejach wygrała z Niemcami, nieźle spisała się w mistrzostwach Europy i potrafi rozegrać doskonały mecz z Rumunią, ale umie też w kompromitującym stylu zremisować ze słabiutkim Kazachstanem. "Liga niby się dźwiga", ale jest nudna jak flaki z olejem, a niekiedy nadal przypomina szambo (zwłaszcza w aspekcie działalności tzw. kibiców, a raczej kiboli, a raczej pospolitych bandytów, którzy rzucają race lub petardy i wszczynają bójki w poczuciu pełnej bezkarności, bo nikt nie potrafi lub nie chce ich poskromić). 

Ludzie rządzący polską piłką działają w warunkach braku pełnej jawności, co sprzyja plotkom, pomówieniom i insynuacjom. Walki między frakcjami stają się coraz bardziej brutalne, tak zwane dobre maniery idą w zapomnienie, każdy może bezkarnie oskarżyć swoich przeciwników o najgorsze świństwa i nie ponosi konsekwencji, co rodzi podejrzenia, że zarzuty są prawdziwe. Opinia publiczna jest zdezorientowana i ogłupiała…ale właściwie dlaczego ja zacząłem nagle pisać o polskim życiu politycznym?

PS. Żeby zakończyć tę pisaninę w trochę lepszym nastroju, pozwalam sobie na pewną sugestię. Aspirująca do sławy i pieniędzy, jakie daje udział w Lidze Mistrzów, Warszawska Legia, ukarana przez europejską federację za skandaliczne awantury swoich kiboli podczas meczu z Borussią Dortmund, musiała rozegrać mecz z Realem Madryt przy pustych trybunach. I oto drużyna, która radziła sobie dotąd marnie (0:6 u siebie z Borsussią, 1:5 w Madrycie z Realem) rozegrała z najlepszą chyba, a na pewno najdroższą drużyną Europy znakomity mecz, doprowadzając ze stanu 0:2 do stanu 3:2 i remisując w końcu 3:3. Może jakiś mądry działacz tego klubu pójdzie po rozum do głowy i postara się, żeby wszystkie mecze, w których Legia jest gospodarzem, były rozgrywane bez publiczności?  Prawdziwi kibice Legii będą wtedy mogli - choć tylko w telewizorach - oglądać świetne występy naszej drużyny, w dodatku nie wydając pieniędzy na bilety i nie narażając się na kaprysy pogody. Przecież idzie zima…
 
 
.. Andrzej Ronikier
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, ,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 3T3, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.