SCYTOWIE  - NAJEŹDŹCY Z AZJATYCKICH STEPÓW
 
.... Gdybyśmy mieli zastanowić się nad tym, co w polskiej archeologii stanowi jedną z większych ciekawostek, a zarazem i zagadek wciąż czekających na wyjaśnienie, z pewnością nasze myśli skierowałyby się w stronę Scytów. Kimże byli ci ludzie, tak wnikliwie opisani przez im współczesnych dziejopisów świata antycznego, wspominani na kartach Biblii, czy w dokumentach "urzędowych" starożytnych Greków, Asyryjczyków, Persów i innych ludów basenu Morza Śródziemnego? Oddajmy może głos Herodotowi, który w swoich "Dziejach" wymienia kilka wielkich ugrupowań scytyjskich: najznamienitszych spośród nich "Scytów królewskich", którym podlegać mieli "Scytowie koczownicy" i "Scytowie oracze", różniący się znacznie między sobą, a być może - jak w przypadku "oraczy" - nawet Scytami nie będącymi, a jedynie przez nich podbitymi i całkowicie podporządkowanymi. W wyniku szeregu podbojów i wojen Scytowie objęli w swe posiadanie olbrzymi obszar stepów eurazjatyckich sięgający od wschodnich Chin, przez Kazachstan i Ukrainę, po Mołdawię na zachodnie. Zagrażali potęgom ówczesnego świata, tocząc wyrównane boje z Filipem Macedońskich, perskim królem Dariuszem Wielkim, zdarzyło im się również "zapukać" do bram Egiptu, do którego jednak nie weszli ubłagani przez faraona Psametycha wielkim okupem. 
..
Niewątpliwie bardzo ożywione kontakty łączyły Scytów z greckimi miastami-koloniami rozsianymi wzdłuż północnego wybrzeża Morza Czarnego. To właśnie dzięki tym ośrodkom znacznie rozwinęła się kultura scytyjska, do której przeniknęły liczne elementy greckiego "antyku". To tam doszło do wykrystalizowania się specyficznej, wyjątkowej i jakże rozpoznawalnej stylistyki charakterystycznej dla przedmiotów zbytku "Scytów królewskich". Towary luksusowe - głównie wyroby ze złota i srebra tworzone według gustów scytyjskich - stanowiły bowiem rodzaj daniny, jaką przyszło Grekom płacić za zachowanie spokoju i możliwość pozostania na obszarze zajętym przez Scytów. I to właśnie takie przedmioty zbytku stanowią jedną z większych zagadek polskiej archeologii. Ale może po kolei.

Jest rok 1882, jesień, trwają prace polowe. Na jednym z poletek wsi Vettersfelde (dzisiejsze Witaszkowo, pow. Krosno Odrzańskie, woj. lubuskie) ma miejsce wielkie poruszenie; August Lauschke znalazł skarb. Ziemia odkryła wielką tajemnicę, bezcenne bogactwo. Z niewielkiego zagłębienia na światło dzienne wydobyto przepiękne, ale jakże dziwne, złote ozdoby. Jest wielka blacha w kształcie ryby, na której wyryto jeszcze inne przedstawienia zwierząt (nawet lwy), miecz w pochwie zdobionej podobnymi zwierzętami, duża tarcza w kształcie połączonych z sobą kół, okucie pochwy sztyletu, kamienna osełka w złotej oprawce, pierścienie, bransolety, wisiorki, łańcuszki i inne drobiazgi. Część spośród nich nosiła ślady zniszczeń powstałych w wyniku pospiesznego chyba ich odrywania od skór kołczana, namiotu, szat, wreszcie uprzęży końskiej. Skarbem zainteresował się książę Schoenaich-Carolath z pobliskich Gębic, który skonfiskował znalezisko, a po zorientowaniu się w jego wartości, postanowił spieniężyć. Jednak przed wystawieniem go na sprzedaż wykonano w złocie kopie większości przedmiotów, które stały się ozdobą książęcej kolekcji starożytności. Oceną i datowaniem precjozów zajęto się w Muzeum Królewskim w Berlinie. Wówczas też - dość trafnie - określono datowanie skarbu i jego pochodzenie. Stwierdzono, iż są to wyroby związane z kulturą scytyjską, a czas ich wykonania ustalono na około połowę I tysiąclecia przed naszą erą. W żadnym jednak razie nie umiano wówczas wytłumaczyć, w jaki sposób zabytki te - odkrywane niemal wyłącznie w potężnych kurhanach scytyjskich znad Morza Czarnego - znalazły się w małej, łużyckiej wiosce. Na rozstrzygnięcie tej kwestii przyszło poczekać jeszcze bardzo, bardzo długo. W międzyczasie - na różnorodnych stanowiskach archeologicznych rozrzuconych po całej niemal Polsce południowo-zachodniej i środkowej - odnajdowano coraz liczniejsze przedmioty będące niewątpliwymi wytworami scytyjskimi. W miejscowości Rzędkowice koło Częstochowy odkryto ślady schroniska skalnego, które najprawdopodobniej było oblegane przez Scytów ostrzeliwujących je strzałami zakończonymi charakterystycznymi grocikami uszkodzonymi w wyniku uderzenia o skałę. Na grodzisku kultury łużyckiej w Kamieńcu koło Torunia miano znaleźć nie tylko militaria tego typu, ale i konie najeźdźców zabite przy bramie wjazdowej do osady. Podobnie rzecz się miała i na grodzie w Koziegłowach koło Konina, całkowicie zniszczonym i spalonym, którego mieszkańców wyrżnięto i nie pochowano. Jednakże najbardziej jednoznacznych argumentów za zbrojną napaścią Scytów na ludność tzw. kultury łużyckiej dostarczyło grodzisko w Wicinie, oddalone o około 30 km od wspomnianego Witaszkowa. Obiekt ten należy do najlepiej rozpoznanych, niemal całkowicie przebadanych grodów łużyckich w Polsce i Europie Środkowej. Dlatego też pochodzące z niego znaleziska można uznać za najbardziej wiarygodne i przekonujące.  A są one nie do przecenienia. Cała niemal powierzchnia grodu pokryta była śladami walki i pożogi. Między kośćmi niepogrzebanych szkieletów ludzkich znajdowano już nie pojedyncze, a dziesiątki i setki grocików scytyjskich, które pierwotnie tkwiły w ciałach pomordowanych. Groty tkwiły również w konstrukcjach umocnień obronnych, pozostałościach zabudowy, między obiektami archeologicznymi, dosłownie wszędzie. Jak się wydaje napastnicy zaatakowali późnym latem, bądź wczesną jesienią, gdyż w osadzie znajdowało się bardzo dużo zapasów żywności na zimę, jamy zasobowe wypełnione były zbożem i innymi nasionami przeznaczonymi nie tylko dla ludzi, ale i jako pasza dla zwierząt. Napastników nie interesowały "bogactwa" zgromadzone przez mieszkańców osady; z zabitych nie zdzierano ozdób - nawet złotych, nie wybrano z jam zboża. Walczono nie tylko w Wicinie, również na całych polskich Łużycach, a inwazja scytyjska dotarła do granicznej dziś Nysy Łużyckiej, gdzie - nad sama rzeką - znajduje się gród w Polanowicach, także spalony i splądrowany przez Scytów. Myślę, że teraz możemy już powrócić do kwestii związanych z wyjaśnieniem zagadki skarbu witaszkowskiego. Po niemal 120 latach naukowcom polskim i niemieckim udało się określić miejsce znaleziska i przeprowadzić na nim badania wykopaliskowe. Ich wynik okazał się zaskakujący. Otóż obszar zdeponowania skarbu było miejscem kultowym, rodzajem świątyni związanej z kultem wody, w której przez dłuższy czas składano ofiary siłom natury. Cały teren znaleziska pokrywał kamienny bruk, w obrębie którego znaleziono studnię o kamienno-drewnianej cembrowinie, a w jej wnętrzu małe miseczki zawierające szklane paciorki i inne przedmioty. Jest więc wielce prawdopodobne, że i wyroby scytyjskie - wcześniej zdobyte w walce lub zasadzce na wybitnym wojowniku ze "Scytów królewskich" - złożono w ofierze bóstwom wody z prośbą o oszczędzenie miejscowej ludności od śmierci lub wzięcia w jasyr. Bo przecież po nic innego nie mogli wyprawić się tak daleko Scytowie, jak po jeńców właśnie, których następnie osiedlali na swoich terenach, bądź sprzedawali na targach niewolników w miastach greckich, czy perskich. Pod "szkiełkiem" naukowców, przez lata starających się rozwikłać zagadkę, prysła zrodzona w XIX wieku legenda o potężnym wodzu scytyjskim, który pochowany został pod wielką mogiłą - kurhanem. Dzisiaj już nikt prawie nie pamięta o tym walecznym plemieniu, który w okresie swej największej potęgi przypadającej na VII i VI wiek przed Chrystusem, objął w posiadanie niemal ćwierć Europy. I tylko czasem jeszcze świat obiegnie wiadomość, że gdzieś na bezkresnych stepach czarnomorskich lub kazachskich odkryto kolejny grobowiec scytyjski, w którego wyposażeniu znaleziono złote i srebrne ozdoby, jakże bardzo przypominające te ze skarbu witaszkowskiego. Jeśli kogoś z Państwa zainteresował ten temat - a będzie w Warszawie, Poznaniu, czy Świdnicy koło Zielonej Góry - zapraszam do obejrzenia kopii tego znaleziska udostępnionych zwiedzającym w miejscowych muzeach archeologicznych. Część oryginałów zdeponowanych jest w Berlinie, całości niestety nie można zobaczyć już nigdzie; niektóre złote precjoza przetopiono jeszcze przed I wojną światową, a inne zaginęły po ostatniej wojnie.
 
... Jerzy Tomasz Nowiński
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

............................ Na zdjęciu: Wojownik scytyjski.....................

AAA

 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.