CYSTERSI W POLSCE (2)
 |
.... |
Mnisi cysterscy
noszą śnieżnobiałe (wcześniej czasem również jasnoszare) habity z czarnymi
szkaplerzami - szerokim płatem materiału okrywającym szyję, barki, piersi
i plecy, sięgającym połowy łydek. W wieku XIII strój taki zobaczyć można
było już w około 40 miejscowościach ziem polskich, bowiem nieprzerwanie
powstawały nowe opactwa i klasztory. Dzisiaj - zwiedzając dawne obiekty
klasztorne - trudno nam sobie wyobrazić, że lokowano je wśród puszcz, bagien,
na absolutnych odludziach, ale takie obszary im przyznawano z nadzieją,
że zostaną zagospodarowane i zaludnione. Ich fundatorom nie chodziło przecież
wyłącznie o ułatwienie sobie wejścia do raju - co nie było bez znaczenia,
ale także o korzyści doczesne, o wzbogacenie swych ziem, wzrost gospodarczy
i kulturalny. Świadomi tego władcy ułatwiali ten proces, pośredniczyli
w sprowadzeniu zakonników, dawali wiele swobód mnichom i ich podwładnym. |
.. |
|
|
Nic więc dziwnego, że bardzo
szybko wokół konwentów klasztornych wyrastały folwarki z budynkami inwentarskimi
i gospodarczymi, tu i ówdzie browary ze słodowniami, winnice w miejscach
sprzyjających hodowli winnej latorośli (a ciepły klimat panujący w średniowieczu
temu sprzyjał), warsztaty rzemieślnicze, a nawet pierwsze manufaktury i
"zakłady produkcyjne". Co ciekawe, każda z miejscowości, w której powstało
opactwo lub klasztor cysterski szybko stawała się osadą targową lub uzyskiwała
prawa miejskie. Gdy w 1271 roku nadawano prawa Jędrzejowowi - gdzie
powstało pierwsze polskie opactwo - w osadach, jakie rozwinęły się wokół
niego, żyło ponad trzy tysiące ludzi (dla porównania w podobnym czasie
przedlokacyjny Kraków zamieszkiwało około 2500 osób). "Siłą sprawczą"
gospodarczej potęgi cystersów byli głównie ludzie - opaci, których można
określić mianem "menedżerów" dbających nie tylko o utrzymanie klauzuli
zakonnej, ale i dobro doczesne i rozwój zakonu. Świetnym "pomysłem" było
również organizowanie corocznych zjazdów wszystkich opatów (o czym wspomniałem
wcześniej), na których dochodziło - jak myślę - do istnej burzy mózgów
i wymiany nowinek z wszelkich dziedzin, w tym również gospodarczych. Gospodarstwa
cysterskie - pierwsze latyfundia - kładły duży nacisk na rozwój włókiennictwa.
W każdym niemal funkcjonowały postrzygalnie owiec, warsztaty tkackie, farbiarnie,
a wytwarzane w nich sukno konkurowało z najlepszymi europejskimi, eksportowane
było nawet do Anglii i Niderlandów słynących przecież z ich produkcji.
W innych stawiano na płóciennictwo, na produkcję różnego rodzaju płócien,
od grubych, po najdelikatniejsze, wytwarzanych z najlepszego surowca przy
zachowaniu najsurowszych reżimów produkcyjnych przez rzemieślników miejscowych
i sprowadzanych z różnych stron Europy. Pozwolę sobie w tym miejscu wspomnieć
o zabytku wyjątkowym, zespole drewnianych budynków tkaczy znajdującej się
w małym miasteczku Chełmsko Śląskie, tuż przy granicy z Czechami. To właśnie
w nim - w 1707 roku - opaci klasztoru w Krzeszowie osadzili 12 rodzin płócienników
sprowadzonych z głębi Niemiec, zbudowali im domy z warsztatami, żądając
w zamian nieustającej produkcji płótna najwyższej jakości z surowca dostarczanego
z pobliskich pól. Z "Dwunastu Apostołów" - bo taką nazwę nadano tej kolonii
rzemieślniczej - pozostało do dzisiaj 11 budynków, w których funkcjonuje
małe muzeum płóciennictwa. Po przeciwnej stronie miasteczka - kupionego
(!) przez cystersów w 1343 - stoi kolejny budynek drewniany będący pozostałością
po innej kolonii tkackiej, tym razem sukienników sprowadzonych przez mnichów
z Bawarii, nazywanej kolonią "Siedmiu Braci". Warto tam zajrzeć, bo jest
to ciekawe miejsce, a i miasteczko urokliwe, z pięknym rynkiem, choć popadającym
w ruinę.
Ale wróćmy do gospodarki
cysterskiej i kolejnych rzemiosł świetnie rozwijających się w ich dobrach.
Zwrócę uwagę na coś, co wydaje się niewyobrażalne w połączeniu z uduchowieniem,
zadumą nad życiem, pobożnością - na metalurgię. Tak, właśnie to rzemiosło
stało się prawdziwą specjalnością mnichów wąchockich. Wąchock jest dzisiaj
niewielki, cichy, senny. Ale przed wiekami w dobrach opatów wąchockich
skoncentrowanych było ponad 10% produkcji żelaza całej Rzeczpospolitej
Obojga Narodów. W rejonie miejscowości Skarżysko-Kamienna, Starachowice,
Rejów, Bzin, Wielka Wieś, Węglów, Rataje, Górniki, Krzyżowa Wola, Maziarze
i Lubienia funkcjonowało ponad 130 kuźnic "cysterskich" - miejsc przerobu
rudy żelaza począwszy od jej wydobycia do wyrobu przedmiotów gotowych,
składających się z kopalni odkrywkowej, pieców dymarskich z miechami, kuźni
właściwej z młotami oraz miejsca odlewania lub odkuwania przedmiotów. Zarówno
miechy, jak i młoty poruszane były dzięki kołom napędzanym wodą spływającą
do kuźnic kanałami. Przez wieki rozwijano ta gałąź produkcji budując coraz
solidniejsze piece dymarskie. W roku 1781 na polecenie opata wąchockiego
Aleksandra Rupkiewicza powstał w Starachowicach pierwszy "Wielki Piec"
- obiekt murowany, pracujący nieprzerwanie, w którym uzyskiwano wyższe
temperatury i lepszej jakości surówkę. Surowiec i gotowe produkty sprzedawane
były kupcom żelaza, realizowano również zamówienia królewskie, w tym dotyczące
broni siecznej i artylerii. Ale produkcja żelaza to nie tylko kuźnice,
to również kamieniołomy, w których pozyskiwano wapień, wapienniki, w których
uzyskiwano wapno palone i fryszerki - miejsca, gdzie odbywał się proces
fryszowania, czyli odwęglania surówki. Wszystkie te miejsca wymagały drewna
- karczowano więc lasy, na których zakładano pola uprawne, łąki i pastwiska;
ale wymagały i siły roboczej, dawały miejsca pracy, a dzięki zwiększonemu
zaludnieniu wpływały na wzrost gospodarczy i pobudzały wymianę handlową.
Dobrem podstawowym była jednak
ziemia: pola, łąki, pastwiska i lasy oraz woda, którą również dawało się
zagospodarować. Mówi się o cystersach,, że byli inicjatorami hodowli ryb
w Polsce (nie jest to prawdą, ale z pewnością tą dziedzinę gospodarki podnieśli
na wyżyny). Sprzyjały temu właśnie owe bagniska, wśród których lokowano
pierwsze cysterskie opactwa. Bagna osuszano poprzez kopanie stawów, które
zarybiano. Jeden z takich kompleksów stawów jest bardzo wielu znany, choć
nie przez wszystkich z cystersami kojarzony. To "Stawy milickie"
- największy w Europie zespół 285 zbiorników wodnych o łącznej powierzchni
wynoszącej aż 77 km?. Jego początki sięgają co najmniej początków XIII
wieku i decyzji opatów klasztoru w Lubiążu o wykopaniu kilkunastu stawów,
w tym największych o nazwach: Stary (700 ha), Grabownica Górna (500 ha)
i Jamnik (360 ha). Początkowo gospodarka rybacka nie była nazbyt rozwinięta,
ot zarybiano wodę, by po dwóch-trzech latach całość odłowić. Dopiero w
końcu XV wieku wprowadzono tu tzw. przesadkowanie, czyli kolejne przenoszenie
dorastających osobników do wcześniej przygotowanych i zalanych stawów.
Hodowano głównie karpie - ryby najmniej wymagające i mające największe
przyrosty roczne, rzadziej szczupaki, sandacze, wyjątkowo sumy. W wieku
XVI w stawach pojawiły się również mniej cenione gatunki: karasie, miętusy,
liny, piskorze, leszcze, płocie, okonie, kiełbie, jazie, jazgarze stanowiące
do 15-20% odłowów. Mniejsze stawy hodowlane powstawały przy każdym konwikcie
cysterskim, co oczywiście związane było z dietą obowiązującą w liczne dni
zakazów spożywania mięsa oraz czasach wielkich postów. Nadwyżki z nich
uzyskiwano były sprzedawane na okolicznych rynkach, ale trafiały i na dwór
królewski zaopatrywany w ryby także przez opatów mogileńskich z ich stawów
nadwiślańskich.
(c.d.n.)
.
... |
|
Jerzy Tomasz
Nowiński
ARCHIWUM
FELIETONÓW |
............................ |
Na
ilustracji: Klasztor i Opactwo Cystersów w Jędrzejowie
..
POLEĆ
TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA |
.. |
|
..................................... |
|
|
.. |
|
|
|
........................................................................................... |
|