KRAKÓW - POLSKA STOLICA SENTYMENTALNA (2)
 
.... W drodze z centrum Kazimierza na Skałkę nie sposób ominąć przepięknego, nieco zapomnianego klasztornego kościoła pod wezwaniem św. Katarzyny, wspaniałej świątyni będącej jednym z lepszych w Polsce przykładów tzw. gotyku płomienistego. Zabudowania konwiktu przycupnęły w zachodnim skraju miasta, stanowiąc dodatkowy element dawnych umocnień obronnych. Warto wiedzieć, że aż dwukrotnie obiekt ten zniszczył jakże rzadko na szczęście u nas występujący żywioł - trzęsienia ziemi, które nawiedziło Kraków w XV i XVIII wieku (to chyba bardzo zaskakująca dla wszystkich informacja!). We wnętrzu zawsze chłodnej świątyni znaleźć można prawdziwe skarby. Już przy wejściu przykuwa uwagę olbrzymi nagrobek, jakich niewiele zachowało się w Małopolsce. Absolutnie przepyszny, pełen dekoracyjnych rzeźb i płaskorzeźb, "rewelacyjne renesansowy" pomnik dumnego pana Wawrzyńca Spytki Jordana, podskarbiego wielkiego koronnego i wojewody krakowskiego. Wykonała go w 1603 roku ręka nie byle jaka, bo włoskiego artysty Santi Gucciego, przybyłego do Polski z Florencji (jego inne dzieło najwyższego lotu - grobowiec króla Stefana Batorego - obejrzymy później w katedrze wawelskiej). 
..
Poza tym pomnikiem wnętrze kościoła sprawia wrażenie pustego i dość surowego - cóż, lata i kataklizmy sprawiły, że znaczna część wyposażenia już nie istnieje. Ale w łuku tęczowym (na styku nawy głównej i prezbiterium) zawieszony jest przepiękny i wyjątkowy w formie krucyfiks, a i ołtarz główny sprawia miłe dla oka wrażenie. Także spojrzenie w górę prezbiterium przyda się tym, którzy lubią ciekawą architekturę - bo prezbiterium nakrywa pięknie skomponowane, ciekawie użebrowane sklepienie gwiaździste. Tymczasem bardzo wiele skarbów niezwykłych kryje się w krużgankach klasztornych, do których prowadzą małe drzwi usytuowane w nawie bocznej, po przeciwnej stronie wejścia głównego. Cuda, cuda, jakimi są niewątpliwie częściowo zachowane i zrekonstruowane freski wykonane w okresie gotyku i renesansu. Wśród nich perła niezwykłej urody - obraz nazwany Matka Boska Pocieszenia, ponoć cudami słynący i niezwykłym kultem przez krakowian otoczony; jest do najstarszy, cudowny wizerunek maryjny w naszym kraju (!). W innych częściach krużganków obiegających niewielkie podwórko klasztorne - wirydarz - znaleźć można z pietyzmem zakonserwowany, gotycki wizerunek określany jako "Misericordia Domini" - przedstawienie Chrystusa ze śladami męki, stojącego w grobie w otoczeniu aniołów i w towarzystwie Maryi. Są i inne "na ścianach malowane" obrazy, ale ich wymienienie zabrałoby zbyt wiele miejsca - lepiej tam być i obejrzeć wszystko samodzielnie, bo ręka niewprawna, a i słów za mało na ich opisanie. Ruszamy za mury miejskie Kazimierza, by dotrzeć do miejsca, które we wczesnym średniowieczu było izolowane, oddzielone od Krakowa niewielkim lasem i mokradłami. Czas na "Skałkę".

To tu w czasach pogańskich usytuowana była mała świątynia sił natury, które przegrały z chrześcijaństwem. W jej miejscu bardzo szybko postawiono niewielki kościół romański pw. św. Michała Archanioła, najbardziej "wojowniczego" anioła z orszaku bożego; toż jego imię najlepiej nadawało się do odtrąbienia zwycięstwa Kościoła nad siłami ciemności! Z miejscem tym wiąże się jeden z ciekawszych epizodów zamierzchłych dziejów naszego kraju. Król Bolesław, zwany Śmiałym, z racji swoich postępków zdecydowanie odbiegających od norm przyjętych w XI wieku, pozwolił sobie również na bardzo ostry spór z Kościołem, reprezentowanym przez biskupa krakowskiego, Stanisława ze Szczepanowa, człowieka dumnego i upartego. Nie mogąc zwyciężyć w otwartej dyspucie i złamać oporu księdza, monarcha posunął się do aktu wyjątkowego nie tylko w ówczesnej Polsce, ale i Europie całej. Na dziedzińcu kościoła św. Michała kazał ściąć "nieposłusznego" Stanisława, a szczątki strącić w nurty pobliskiej Wisły. Działo się to dawno temu, bo w 1079 r., w czasach mrocznych i nie do końca przez historyków objaśnionych. Karą za to przestępstwo było skazanie Bolesława na banicję i pozbawienie go całej władzy nad krajem, który stał się areną sporów i waśni jego następców. Triumfujący Kościół uczynił ze Stanisława męczennika, szybko wyniósł na ołtarze. Stanisław biskup stał się patronem południowej części Polski (na północy od dawna to miano dzierżył biskup Wojciech, zabity przez Prusów w czasie dziwacznej próby chrystianizacji tego plemienia). "Skałka" stała się miejscem pielgrzymkowym (cóż, nasz naród i dziś "lubi" peregrynacje na miejsca tragicznych zgonów, choćby do lasku smoleńskiego) otoczonym kultem. Warto choćby wspomnieć o konieczności odbycia "pielgrzymki pokutnej" każdego z królów koronowanych na Wawelu, wędrującego pieszo z całym orszakiem na miejsce śmierci biskupa. Co ciekawe, od XV wieku, za wstawiennictwem Jana Długosza, opiekę nad Skałką objęli paulini, zakon mający już w swojej pieczy sanktuarium jasnogórskie. Konwikt i kościół, przebudowane już w okresie gotyku, ulegają ponownej, niemal całkowitej przebudowie w wieku XVIII. Odmieniona zostaje wówczas nie do poznania bryła świątyni i zabudowań, niemal nic nie pozostaje z wcześniejszego wyposażenia. Trwające niemal 60 lat prace murarskie, kamieniarskie i snycerskie czynią z tego zespołu perłę polskiego baroku. Zakonnicy pamiętali o swoim dobroczyńcy, a pamięć mieli dobro. W początkach XVIII wieku (!) polecili wykopać szczątki Jana Długosza. Przełożone w przódy do glinianego naczynia, traktowane są nieomal jak relikwie. Dopiero po 58 latach, w 1792 roku,  doczesne szczątki tego wielkiego kronikarza Królestwa Polskiego spoczywają ponownie w poświęconej ziemi, w krypcie pod prezbiterium. Myślę, że ten fakt stał się powodem, dla którego w 2 połowie XIX wieku pomyślano o uczynieniu ze skałeckiej świątyni panteonu narodowego; tak, tak, nie wcześniej, a dopiero pod koniec zaborów. W latach 1876-1880 w podziemiach kościoła stworzono Kryptę Zasłużonych, w której spoczęły ciała małopolskich artystów i naukowców (choćby Malczewskiego, Wyspiańskiego, Kraszewskiego), a ostatnio również Czesława Miłosza, wybitnego polskiego pisarza i laureata literackiej nagrody Nobla. 

Cóż, okrojony jest ci ten "panteon narodowy" przez rozbiorowe granice; zasłużony Polak pruski pochowany został w Poznaniu lub Gnieźnie, a rosyjski w Warszawie, bądź Wilnie. Także Lwów swoich wielkich Polaków austriackich do Krakowa oddać nie chciał grzebiąc ich u siebie, na Cmentarzu Łyczakowskim. Jeszcze o jednym dziwie związanym ze Skałką wspomnieć należy. "Cudem" tym są ślady krwi świętego Stanisława zachowane na drewnianym stopniu pierwszego ołtarza kościoła św. Michała oraz na ścianie wewnętrznej kościoła, dziś osłonięte szybami i opisane na metalowej tablicy. Ciekawostka nie byle jaka, bo miałaby być to krew, która zachowała się mimo przebudów i przemalowań przez ponad 900 lat. "Cud" zaiste cud, ale widocznie i takich nam w ojczyźnie trzeba.
 
Wychodząc ze świątyni skałeckiej widzimy częściowo przysłoniętą przez drzewa panoramę Krakowa z górującym nad nią wzgórzem wawelskim. Tak, Wawel, dla wielu jeden z licznych polskich zamków, dla innych perła architektury. Ale dla części - również dla mnie - możliwość poczucia dumy z bycia Polakiem; jednak chyba to przede wszystkim. Zamek królewski, którego okres  świetności wiąże się z czasem rozkwitu politycznego, terytorialnego i kulturalnego dynastii Jagiellonów, czasem Polski "od morza do morza", przechował w swoich murach wiele pamiątek. I cóż z tego, że stracił swoje znaczenie już za Zygmunta III Wazy, który przeniósł swą stolicę do prowincjonalnej Warszawy, cóż z tego, że został niemal w całości splądrowany przez Szwedów, cóż z tego, że pod zaborem austriackim spadł do rangi trzeciorzędnych koszar. Był, jest i pozostanie zamkiem stołecznym, perłą wszystkich znaczących miejsc w Polsce. Wchodząc na Wawel trzeba mieć jedno na uwadze. Mimo, iż w skojarzeniach Polaków jest to miejsce wyjątkowe, nie było takim przez cały okres swej historii. Nie wszyscy Piastowie byli z nim związani, nie od razu też Kraków był polityczną i kulturalną stolicą państwa polskiego. Właściwie dopiero kujawski książę Władysław Łokietek z Kowala, nieopodal Kruszwicy, przywrócił mu rangę najważniejszego miejsca w państwie, on też "dołożył cegiełkę" w rozwoju samego zamku, budując tu potężną wieżę obronno-mieszkalną (dzisiaj mieści się w jej wnętrzu arsenał zamkowy). Każdy z wielkich i mniejszych monarchów polskich starał się tu coś dodać, uzupełnić, przebudować. Ale dzisiejszy kształt zamku jest głównie zasługą nie króla, a królowej właśnie - Bony ze Sforzów, żony Zygmunta Starego, przybyłem do Polski z dalekiej Italii. To nasze szczęście, że ta dumna niewiasta właśnie wówczas  znalazła się u nas. Przepełniona nowymi ideałami i nowymi trendami kulturowymi dość szybko poczęła je zaszczepiać w swej nowej ojczyźnie. Sprowadziła na dwór świetnych włoskich architektów, malarzy, rzeźbiarzy, którzy chyżo zabrali się do pracy. Spod ich piór i kielni począł wyrastać nowy zamek, a właściwie rezydencja godna pana jednej ósmej ówczesnej Europy. Wawel, Wawel ze swymi krużgankami obiegającymi rozległy dziedziniec, dziś pusty, a wówczas gwarny, pełen życia, roślin egzotycznych i śpiewu ptaków. Różnorodne dotychczas w formie i stylistyce obiekty zamieniono w jednorodny, renesansowy pałac otwierający się na światło słoneczne przepędzające "mroki średniowiecza".
 
 
... Jerzy Tomasz Nowiński
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

............................ Na ilustracji: Święty Stanisław ze Szczepanowa.

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA

.. .....................................
..


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.