KSIĄŻKOWE LEŻE

Siedzieliśmy w biurze Leszka. Rozmawialiśmy o dziwnym zachowaniu Newyorkera i o jego całkowitym zniknięciu, zastanawiając się, gdzie może być i co robić, gdy do piekarni wszedł Cesare Sanchez. Oczy miał zapadnięte. Wymizerowaną i wychudłą twarz pokrywała gęsta broda. Z płomiennym, nawiedzonym wzrokiem, w chustce na głowie zamiast kasku i wojskowej kurtce wyglądał bardziej na Che Guevarę, rewolucyjnego wyzwoliciela ludu Boliwii, niż dawnego rozwoziciela książek i chleba, pokojowego świadka Jehowy. Ledwie go poznałem.
- No, brawo, Cesare!-- ucieszył się Leszek. - Znaczy, nie deportowali cię do Peru.
- Cyt! - Cesare przytknął palec do ust. - Ja teraz nie Cesare, a Patrice! - oświadczył szeptem, rozglądając się na boki.
- Jak Lumumba? Patron twego uniwersytetu w Moskwie? - Da.
- Nawróciłeś się na marksizm?
- Niet, na Kanadu. Chcę tu zostać. I ukrywam się, you know?
- Nie wierzysz Panu Bogu i trochę chcesz mu pomóc - zaśmiał się Leszek. 
- Muszę - przyznał, patrząc na kurze skrzydełka, które właśnie jedliśmy z Leszkiem. - O! Kentucky Fried Chicken?! - łypnął łakomie okiem. - Kak lublu ja was! Chot' uwidieł was w niecharoszyj czas - powtórzył refren sławnego romansu "Oczy czornyje” i z nadzieją zatarł ręce...
-Kak lubisz, to częstuj się! Go ahead! - przedrzeźnił go Leszek i podsunął mu pudełko.
- God bless you, Les - podziękował Cesare i chwycił za kurze skrzydło. Z pasją zaczął je gryźć. Widać było, że długo nic nie jadł.
- A czas really niecharoszyj - przyznał. - Gdyby pytali o Cesare, to Cesare propal. Wy nie znajetie, gdie on. Ja oficyalno Patrice Mendez. Remember! Cesare teraz Patrice Mendez - podkreślił swą konspirację i nowe wcielenie.
- I gdzie się ukrywasz, Mr. Mendez? - spytał Leszek.
- In town. U moich druziej - odparł enigmatycznie, ciężko siadając na krześle. - I am very tired, Les. Yery very - zwierzył się z ziewnięciem.
- Co cię tak zmęczyło?
- Biblia. Do rana ją czytałem... - Dalej nawracasz bliźnich?
- Yes. Tylko teraz ciężej. Bo policja myśli, że ja chuligan, i prześladuje mnie. A ja good Jehowa witness. Dlatego Cesare dziś Patrice, you know? Da, da, my friend. Katastrofa! - rzucił ponuro, biorąc się za następne skrzydełko.
- Czyli cierpisz za stare grzechy...
- Yes, my brother. Absolutely! Jesus Christ też cierpiał na krzyżu jak ja. Zanim zbawił świat - rzekł nabożnie, wysysając kentucky fried wing do ostatniej chrząstki.
- Taki los pierwszych chrześcijan, Cesare - pocieszył go Leszek. - Patrice! - poprawił go. - Ty zabud' o Cesare, my friend...
- Cesare poległ za wiarę- zakpił Leszek. - Zostałeś nowym męczennikiem. 
Z uniwersytetu Lumumby zszedłeś do katakumby. Widzisz, na co ci przyszło? I gdzie twoja kryjówka? Przyznaj się! - wypytywał go dalej Leszek.
- You know, Les - spojrzał wymownie. 
- In a book stare?
- Of course - kiwnął głową.
- Perfect schron! - krzyknął Leszek. - Pod twardą okładkę Biblii się schował. Nieźle. Kto cię teraz znajdzie?
- Nikto. I think - mruknął z nadzieją.
- Myślę. Policja nie będzie szukać po antykwariatach jednego wariata! Łowić w stercie książek mola książkowego z Peru!
- Crazy idea - potaknął Cesare. - A kanadyjska policja niet crazy. Możet ja crazy - zaśmiał się samokrytycznie.
- Chowasz się więc w księgarni? Gdzie?
- In Selim’s book store. You know Selim ab Gamal? My friend from Jerusalem? _
- Selim jest Palestyńczykiem. Prowadzi dużą księgarnię na Bathurst i Cesare od dawna jest z nim w przyjaźni - wyjaśnił mi Leszek.
Kiedy nazajutrz ponownie spotkaliśmy się, zaproponował mi, byśmy razem poszli do tej księgarni Selima obejrzeć katakumbę Cesare.
- To ciekawe - zachęcał mnie. - Dobry świadek Jehowy Cesare ukrywa się za półkami z Biblią u wyznawcy Mahometa? Chwalebny przykład religijnej zgody i tolerancji. Tylko w Kanadzie taki cud możliwy, co?! - chrapnął z uciechy, gdy znąleźliśmy się na miejscu. Na drzwiach wisiała tabliczka closed, ale Leszek się nią nie przejął i śmiało nacisnął dzwonek.
- Selim zawsze tu jest. Tylko siedzi na zapleczu. Zaraz otworzy...
Istotnie, po chwili zjawił się mężczyzna o wyglądzie starego subiekta Rzeckiego z Lalki Prusa. Na czubku nosa miał okulary. Z kąta warg sterczał mu niedopałek papierosa. 
- Hi! Szukamy książek na prezent - zaczął Leszek. 
- Welcome. Są na froncie - wskazał na luksusowe grzbiety oprawne w skórę, stojące przy kasie. 
-Nice stuffand perfect Chrsmas gift - zachwalał swój towar. 
- Mnie interesuje historia - rzekł Leszek. 
- Jest i historia w dużym wyborze. Superedycja. Najwyższa klasa! 
- I cena - chrząknął Leszek. 
- Regular - przeciął Selim. - Tanie książki mam z tyłu, ale nie nadają się na gift - dodał szczerze. 
- Tam gdzie Chrstian books? - spytał Leszek. 
- Christian books są u Cesare. Na samym końcu księgarni. 
- A Cesare jest? 
- Nie. Od paru dni go nie ma. 
- Można obejrzeć jego zbiór? 
- Suce. Cesare mnie upoważnił. Podał ceny. Bardzo niskie. 
- Wiem. Bo często do mnie przywozi... 
Selim poprowadził nas wąskim korytarzem wśród pólek. Po przejściu teg labiryntu znaleźliśmy się w ślepym zaułku zamkniętym ze wszystkich stron murem książek. Sięgał on sufitu i wypełniony był tomami różnych wydań Biblii i dzieł religijnych. Głównie w języku angielskim i francuskim. W schronie Cesare były również dzieła włoskie i hiszpańskie. A nawet polskie. Często prawdziwe rarytasy i białe kruki. Wystawione za bezcen, bo Cesare nie brał drogo za swój towar. Selim zostawił nas samych i poszedł do siebie do biura. 
- Ruchu dużego w tej księgarni nie ma - zauważyłem. 
- Tu nie, ale w komputerze jest. To nowoczesna księgarnia wysyłkowa. Selim ma klientów na całym świecie. Ściąga zamówienia elektronicznie i dostarcza 
książki do bibliotek i osób prywatnych. Ogłasza też swoje tytuły w Internecie. Ma tam swoje stałe hasło. Na klientów w samej księgarni nie liczy. To tylko okno wystawowe. 
- Z jednym egzemplarzem nie do wysyłki. Naszym Cesare ukrytym za Biblią - wskazałem mur książek. 
- Zgadza się - uśmiechnął się Leszek. 
W tym niezwykłym schronie wszystkie meble były zrobione z książek. 
Cesare budował z nich, jak z klocków "lego", różne konstrukcje. Stos grubych oprawnych ksiąg przykrytych ceratą tworzył stolik, a równy szereg opasłych tomów stanowił stelaż łoża, na którym Cesare rozłożył gruby płat styropianu i swój śpiwór. 
- Śpi chłop na najszlachetniejszym tworzywie świata - zauważyłem. - Albowiem na początku było Słowo, jak wiadomo... 
- I to jakie! - Leszek dotknął skórzanych grzbietów ksiąg. - Podstawowe. 
 Zważywszy na treść tej łóżkowej ramy, złożonej nie z tanich romansideł i brukowych szmir, ale dzieł o najwyższej wartości duchowej. Stanowią one fundament naszej śródziemnomorskiej kultury i cywilizacji. Cesare przecież łowi je wszędzie i z pasją głosi słowo boże wśród ludzi. Dopiero w tym kontekście - klepnął znacząco w to książkowe łoże - widać dramat tej konspiracj, co? - Przejechał ręką po rozścielonej bibliotece Cesare i pytająco spojrzał na mnie.
- To prawda - przyznałem. - Z pozoru tylko śmieszne. W głębi smutne - wyjąłem spod śpiwora oprawny w kurdyban osiemnastowieczny tom Starego Testamentu. Przerzucając ozdobne karty ze złotymi inicjałami i kunsztownym drukiem, którego dziś już nie ma, odsłaniając kolejne ryciny spod cienkiej bibułki, zamyśliłem się nieco. Z pietyzmem wsunąłem z powrotem to cacko edytorskiej sztuki w książkowy stelaż Cesare mniej więcej tam, gdzie biedak układał do snu swój udręczony tyłek. W tym schronie, tropiony przez policję jak dzikie zwierzę, skrył się, drżąc przed deportacją do własnego kraju. Przykryłem śpiworem tę bezcenną księgę. Postęp tego świata wydał mi się w tej skomputeryzowanej arabskiej księgarni wysyłkowej Selima ab Gamala dość problematyczny.
Daleko mi też było do pierwszego śmiechu. Zawstydziłem się go nawet. Kiedy mieliśmy już wyjść, wszedł Newyorker. Od dawna go nie widziałem. Był zarośnięty jeszcze bardziej niż podczas naszego ostatniego spotkania, wzrok miał błyszczący, rozgorączkowany. Szukał Cesare i Selim powiedział mu, że tu jesteśmy.
- Cieszę się, że pana widzę, szefie! - rzekł na wstępie. - Zostawię tylko dla Cesare message i już do pana wracam. Pójdziemy na kawkę, jeśli pan tylko zechce mówić ze swym tajnym informatorem - zaśmiał się dziwnie i odszedł szybkim krokiem, poruszając nerwowo ramionami w dziwnym tiku. 
- Znalazła się redakcyjna zguba. Nie sądził pan, że spotka go pan w schronie u Cesare, co? - chrapnął z uciechy Leszek.
- No, nie - odparłem wciąż ząskoczony. - Cesare, nigdy nie był z nim zbyt blisko...
- Szaleństwo zbliża - rzekł Leszek bez cienia ironii. Patrząc na mnie z powagą i domyślając się, że to spotkanie z Piotrem jest ważne, szybko pożegnał się ze mną. Przypomniał sobie nagle, że ma pilną sprawę w piekarni. Najwyraźniej chciał nas zostawić samych.
 
 
. Jarosław Abramow-Newerly
 

ARCHIWUM

 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.