Stałam nad leżącym bez ruchu Pawłem, nie mogąc słowa z siebie wydobyć. Po dobrej chwili dopiero spostrzegłam, że stoję jak mnie Pan Bóg stworzył. Goła! I przed nimi cały czas tak stałam? Bez niczego! Boże! Czym prędzej narzuciłam na siebie jakąś szmatę...
   - Wstań, Pawełku! - powiedziałam jak najłagodniej. - Mocno cię uszkodziła? Może by lekarza wezwać, co? - zatroskałam się widząc, że oko ma całe zasiniaczone, a na czole krwawe ślady po pazurach.
   - E, nie trzeba! Nic mi nie jest!
     Powoli, trzymając się ściany, wstał.
   - Nic się nie martw! - zaczęłam pocieszać. Widać Bóg tak chciał! On to kieruje naszym losem i jego to zrządzenie. No, żebyśmy razem byli... - wyjaśniłam. - Zresztą, czego masz żałować? Tego babska, co ci tyle krzywdy uczyniło, tyle wstrętów? Toż całe życie, młode lata ci zmarnowała! A może tych jej barchanowych pieszczot, co? Nie, Pawełku, nie ma czego żałować! Cieszyć się powinieneś, że tak łatwo za jednym zamachem uwolniłeś się od niej, ot co! Jutro z samego rana - powiedziałam z mocą - do kościoła pójdziemy! Na mszę dać... Podziękować! A bo to nam źle ze sobą będzie? Zabraknie nam to czego? Dopiero teraz prawdziwe życie się dla nas zacznie. Tylko ty i ja...
     Powiedziałam w rozmarzeniu:
   - Rozwód to musisz raz-dwa załatwić! Zaraz po kościele wstąpimy do adwokata... A ślub to zrobimy cichy, skromny. Ot, najwyżej na dwadzieścia osób. Samych najbliższych! Koniecznie muszę sobie kapeŹlusz kupić! Biały, z takim dużym opadającym na plecy rondem. Jak myślisz, stosowniejsza będzie długa suknia czy garsonka? Widziałam kiedyś taką na wystawie...
   - O czym ty mówisz! - Pawełek wrzasnął, aż podskoczyłam.
   - Czyś ogłupiała! Ja? Ja miałbym się z tobą żenić! Z taką... cha! cha! - zaczął się śmiać, jakby rozum postradał. - Wybij to sobie raz na zawsze z głowy, zrozumiałaś?... Dzieci, żonę miałbym zostawić! Na poniewierkę skazać! Moje biedactwa... - rozczulił się. - Na pastwę losu... dla jakiejś tam?... O! Teraz widzę, że ty cały czas na to liczyłaś! Dobre z ciebie ziółko! Dooobre! Aby tylko chłopa złapać! To ci było w głowie! A ja? Jak ten baran!... Dobrze, że mi w porę rozum wrócił... Żona to żona! Wara ci od niej! A bo to zła była kobieta? Toż jak złoto! Drugiej takiej na świecie bym nie znalazł! Robotna, czysta, oszczędna, dom i dzieci dbająca - zaczął wyliczać zalety żonusi. - Nie taka jak inne, co to tylko zabawy i łajdaczenie z chłopami - z odrazą popatrzył na mnie - im w głowie! Moja nawet o czymś takim nie pomyśli! Gdzie? Ona? Jak święta... jak kryształ! A że do miłości trochę niezgułowata? To dobrze! A bo to przystoi porządnej kobiecie zachowywać się jak... jak jakaś pierwsza lepsza. Wstyd by było! A niby i skąd miałaby znać te wszystkie sztuczki?... Od kogo się nauczyć? Toż ona nigdy... z nikim... poza mną!...
   - Przecież sam mi opowiadałeś, jaka to niedobra była dla ciebie. Że już i patrzeć na nią nie mogłeś. Nie pamiętasz tego? - wtrąciłam nieśmiało.
   - Mówiłem! A bo to człowiek mało razy głupoty w nerwach plecie? Mówi, żeby tylko mówić? A czy ty - stanął groźnie nade mną - zastanowiłaś się chociaż przez chwilę, zanim te kapelusze i garsonki do ślubu zaczęłaś przymierzać, że przez ciebie dziadem bym został? Cały majątek na nią by przeszedł! Dom, samochód, działka na Florydzie! Nawet spadek po teściach! Jezu! - jęknął jakby nagle nożem w samo serce dostał. - I ja miałbym się tego wszystkiego wyrzec, pozbyć, stracić?... Nie! Nigdy! Toż może jeszcze nie jest za późno! - zerwał się pospiesznie i zaczął się ubierać. - Pierwsza złość już jej na pewno minęła i teraz żałuje, rozpamiętuje, wspomina dobre chwile. Może płacze biedactwo?... Muszę lecieć! Przeproszę! Kwiaty kupię. Poprawę obieŹcam! Wszystko będzie jeszcze dobrze!... Bo to nie znam swojej Heriet! Serce w niej jak u gołębia. Przebaczy! Jak nic, przebaczy...
   - Zadzwonię do ciebie, jak się wszystko uładzi! - rzucił w przeloŹcie. Na drugi raz musimy ostrożniej...
     Poleciał jak wariat. Nawet się nie pożegnał...
   - A, żebyś nogi połamał... padalcze! - warknęłam. - Patrzcie go, miglanca! Najpierw człowieka sponiewiera, na hańbę wystawi, a poŹtem?... Jakby nigdy nic! Chciałby od nowa! Boże! Toż jak by ta ropucha bić mnie chciała, to on?... Broniłby może! Diabła by bronił! Jeszcze by jej pomagał! Bij, Heriet, bij cholerę, bo przez nią to wszystko! Przez nią musisz się nerwować... Jak amen w pacierzu tak by było!
     Ufaj tu, kobito, chłopu! Ufaj! Przed wielkim ołtarzem przysięgłam, że z żonatym nigdy, ale to nigdy się nie zadam! Żeby na kolanach prosił i nie wiadomo jak na żonę narzekał - nie uwierzę!
     Uczciwy człowiek nigdy nie zacznie z drugą kobietą, jeśli sam nie jest wolny. Tylko łobuz, który za przygodami i coraz to nową spódnicą goni, do tego jest zdolny. Ale czy babę nauczysz rozumu? Gdzie tam! Każdy nowy na początku wydaje się jej aniołem, dopiero później oczy jej się otwierają. Lecz zanim na dobre się otworzą, mało łez wyleją? Mało zgryzot przejdzie? Ot, babski los...
     Gdy po miesiącu Pawełek zadzwonił z wiadomością, że żonka jego jak dawniej spokojna, tylko on - z tęsknoty za mną - ani dnia dłużej wytrzymać nie może... - trzasnęłam słuchawką.
     Szukaj sobie szczęścia gdzie indziej! U mnie brama zamknięta...
 
 
. Zofia Mierzyńska............
 

ARCHIWUM

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 3T3, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.