Po tym, jak przyśniło mi się, że do Polski, do swoich wracam, a tam mnie tak po naszemu - socjalistycznie witają, powiedziałam sobie: Matka Święta cię, Anielciu, napomniała, żebyś nie wracała i została tutaj. Tak widać musi być i basta! Na to, co było, się nie oglądaj, tylko przed siebie patrz! Z innych bierz przykład, ot co!
     Zaraz na drugi dzień samochód kupiłam, żeby się nie odróżniać od innych i żyć, jak tutejsi ludzie żyją. Używany, od człowieka, który do Polski wyjeżdżał, niedrogo.
     Gorzej było te wszystkie kursy na kierowcę pozdawać. Nigdy do maszyn drygu nie miałam! Ale jakoś poradziłam sobie. Po naszemu - buch! - gdzie trzeba setkę i poooszło...
     Zdałam! Jak pierwszy raz na szosę wyjechałam, to cały ruch zamarł. Amerykany niby grzeczne, układne, ale jak wsiądą do swoich wielkich maszyn, to od razu jakby diabeł w nich wstąpił! Drą się, rękami machają, w czoło się pukają... Głupie, czy co?...
     A ja spokojnie:
   - Drzyjta się, ile chceta, i tak was nie rozumiem, a na szosie takie moje prawo jak i wasze, ot co!
     Później widać już oswoili się z moim widokiem, bo stali się spokojniejsi. Tylko policja od czasu do czasu... ale też za dużo nie mogła, bo ja na migi do nich, a oni ani w ząb...
     Przez ten samochód robota trafiła mi się lepsza. Jeździłam opiekoŹwać się chorą. Raka bidula miała, żadne lekarstwa już jej nie były w stanie pomóc. Dogorywała w męczarniach. Za trzy miesiące, prawie na moich rękach, umarła.
     Boże, jak to jest na tym świecie? Wszystko co trzeba do życia miała, niczego nie brakowało. Dom, pieniądze, dobry, troskliwy, za innymi nie oglądający się mąż. Tylko żyć i cieszyć się życiem. A tu naraz? Zabieraj się z tego świata, wszystko zostaw. Dom, dolary, męża... Żadne bogactwa - choćby nie wiadomo jakie miliony - nie pomogą! Odwołania nie ma.
     Mąż nieboszczki, Czech z pochodzenia, człowieczysko dobre bez miary, tak rozpaczał, aż żal było patrzeć. W pierwszej chwili życie sobie chciał odbierać. Ledwo go odciągnęłam od tego zamiaru. Nie jadł, nie spał, tylko desperował. Weźmie do ręki fotografię nieboszczki i godzinaŹmi się w nią wpatruje, mówi coś do niej, opowiada. Jakby rozum postradał. Choć już obowiązku nie miałam żadnego, to nadal przychoŹdziłam do niego. Żal mi było biedaka w takich chwilach samego zostawić. Powoli się uspokajał, jeść zaczął, nawet do rozmowy się garnął. Odetchnęłam. Może dojdzie do siebie, zapomni...
     Jakoś tak po miesiącu, gdy mu ten największy żal minął, mówi do mnie:
   - Nie zostałabyś tak, Aniela, na noc? Strasznie mi samemu w domu, bo nieboszczka noc w noc przychodzi i straszy... Wczoraj to już myślałem, że rana nie doczekam. Zaraz z wieczora, jak tylko wyszłaś, przyszła i tak się tłukła, że prawie dom się zawalił. Szafy otwierała, garnki przestawiała. Na koniec do piwnicy, do baru weszła i wszystkie wódki porozbijała... Jak dzisiaj miałoby być to samo, to chyba umrę ze strachu...
   - Mogę zostać - zgodziłam się. - Czemu nie? We dwoje zawsze jakoś raźniej...
Sama w pokoju to się bałam zostać, tym bardziej że zaraz z wieczora jakiś łomot, szuranie usłyszałam. Żeby się nie bać, położyliśmy się razem. W jednym pokoju i'na jednym łóżku.
     Duch, jak zobaczył, że nas więcej i strachu wielkiego w nas nie ma - rozzłościł się i poszedł sobie. W zaświaty! No, bo po co miałby już niby straszyć? Dla zabawy tylko? Nie! Teofil za nic nie chciał uwierzyć, że duch poszedł na zawsze i nigdy nie wróci.
   - Jakbyś tylko wyszła, zaraz wróci - mówił do mnie. - A bo to ja jej nie znam? Całe życie była namolna i zawsze na swoim musiała postawić. Widać, że i po śmierci nic się nie zmieniła... Zostań, Anielka, proszę cię. Toż chyba śmierci mi nie życzysz...
     Co miałam zrobić? Pozwolić, żeby człowiek się zmarnował?.ZostaŹłam! Na stałe... Z miejsca się uspokoił i lęków pozbył. Po niedługim czasie braliśmy ślub... Cichy, skromny. Jak na dom żałobny przystało...
     Udał mi się ten mąż, nie mogę powiedzieć! Choć wiekiem starszawy i chorowity, ale co tam! Grunt, że człowiek dobry, bez żółci wprost. Drugiego takiego na świecie by nie znalazł. Jak anioł! A dla mnie? Jakby mógł, to nieba by mi przychylił. Cały czas na paluszkach koło mnie...
   - Dość się naponiewierałaś zdecydował, kiedy zaczęłam mówić, że muszę pójść do jakiejś roboty. Ani słyszeć o tym nie chcę! Domu pilnuj, garnków i odpoczywaj! Chleba nam nie zabraknie, pensję mam niemałą, w banku też jakiś grosz odłożony! U mnie kobieta musi być poszanowana, wypoczęta, ot co!
     To jest dopiero życie! Człowiek nie musi wstawać, lecieć, bać się, że zwolnią, nadskakiwać byle komu, podlizywać się.
   - Anielciu! Kawa czeka! - wołał każdego ranka. - Chodź prędzej, bo wystygnie...
     Wypachniona, w szlafroczku wchodziłam do kuchni:
   - Może to bym zjadła, Teosiu, jak myślisz? A może tamto będzie lepsze?
     Pani! Całą gębą pani! Z zazdrości wszystkie koleżanki potraciłam. Darować mi wprost nie mogły, że mnie takie szczęście spotkało...
     Na drugi dzień po ślubie mówię do Teosia:
   - Stały pobyt mi załatw! Toś nie będę całe życie tą... nielegalną!
   - Zrobi się, Anielciu! Nic się nie martw!
     Zanim się obejrzałam, poleciał, papiery odpowiednie złożył i nie upłynęło parę miesięcy, jak przyszło powiadomienie, że ja, Aniela Novakowa, mogę na stałe mieszkać w Ameryce!
     Odetchnęłam! Jakby mi wielki kamień z serca spadł! Jak człowiek legalny, to zaraz inaczej Amerykę widzi! Wszystko naraz swojskie się robi, niczego nie trzeba się bać.
   - Wiesz, Teosiu - mówię do swojego - te wszystkie kryzysy to przez tych, co tu nielegalnie przyjeżdżają. Pracę nam odbierają, a jak kompromitują! Trzeba by napisać gdzie trzeba, żeby tak stadami ich me wypuszczali. A bo to im w Polsce źle? Gdzie tam źle! W głowach mają
poprzewracane, ot co!
   - E! Co ty mówisz, Anielciu! - mój jak zawsze mało kiedy co rozumiał. - Kto ci pracę odbiera, kiedy ty do żadnej nie chodzisz? A mówisz, że robić im się nie chce? Jakoś nie mogę w to uwierzyć. Sama mi mówiłaś, jak ciężko pracować tutaj, gorzej jeszcze jak w Polsce...
   - Ty to zawsze po swojemu aby myślisz, a na polityce nic a nic się nie znasz - zgromiłam. - Zresztą co tam z tobą gadać, jak w Polsce nigdy nie byłeś i naszych spraw nie znasz! Lepiej śmiecie wynieś, bo od wczoraj w kuchni stoją...
   - Idę, Anielciu! Idę... - podreptał posłusznie do kuchni...
     Trzeba musowo coś mi robić - zdecydowałam któregoś dnia.
   - A jakby tak jakoś organizację powołać? Toż łudzi z naszego powiatu tutaj nie brakuje! Jakby tak się skrzyknąć? I honor zaraz byłby i władza! A jakby tak jeszcze od czasu do czasu gazety po nazwisku, że ja niby taka wielka społecznica!!! Jutro z samego rana wszystkich muszę zwołać, a potem razem ustalimy co i jak.
 
 
 
. Zofia Mierzyńska............
 

ARCHIWUM

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.