Wacuś
chciał się wieszać, ale żeśmy mu jakoś przetłumaczyli, lecz co chłop przeżył,
to tylko Bóg Święty wie. Takiego drania, co skrzywdził tylu ludzi, to tylko
rżnąć na żywca. Ile nocy nie przespanych, ile pracy kosztowało tych ludzi,
aby tyle pieniędzy zaoszczędzić, a taki ptaszek zabierze wszystKo i tyies
go widział, rnwet cnocby go zamknęli, to jak zapłaci kaucję, to go wypuszczą.
I jest tu sprawiedliwość na tym świecie?
Jak się
wali, to wszystko naraz, jeszcze się dobrze nie pozbierałam z tych miłosnych
zawodów, a tu już drugie nieszczęście. Zwolnili mnie z tej drugiej roboty!
I to o głupstwo. W tych biurach amerykańskich to nie można powiedzieć,
dbają o urzędników, tej kawy, herbaty, cukru oraz wiele innych rzeczy jest
pod dostatkiem. A wiadomo, że nasze ludzie są oszczędne, a w Ameryce to
już szczególnie. Więc jak tego tutaj leży kupami, to i co ma taki czy owaki
lecieć po to do sklepu i wydawać te zielone, kiedy tu można co się chce
wziąć, tylko wybrać taki moment, żeby nikt nie widział. Ja też brałam,
nie powiem, ale po troszeczku, ot, żeby dla siebie i dzieciom czy krewniakom
wysłać.
Aż któregoś
dnia woła mnie jeden polski człowiek, który pracował przy sprzątaniu piętro
niżej, i prosi, żeby mu pomóc. To co, miałam odmówić, powiedzieć, że nie
pomogę? Zeszłam na dół, a on prosi, żeby mu podać worek. Worek był ciężki,
sam by nigdy nie podołał. Pomogłam i przy tej pomocy zastał nas boss. Jak
otworzył ten wór, to się za głowę chwycił, bo i czego tam nie było? Kilogramami
wszystkiego, co tylko leżało, to ten napchał do wora. Boss zzieleniał i
wpierw chciał na policję dzwonić, ale potem machnął tylko ręką i powiedział,
że mamy się natychmiast wynosić i żeby nasza noga nigdy w tej firmie nie
stanęła. Próbowałam tłumaczyć, że ja tylko pomagałam, ale nie chciał nawet
słuchać, tylko tak ryknął, że lepiej było za blisko nie być. Tak to za
pomoc i dobre serce zostałam bez tej drugiej roboty. Rano wyjeżdżałam na
te domki, wracałam, coś sobie ugotowałam, pochodziłam po sklepach, coś
tam kupiłam, i do tej swojej piwnicy.
Najgorsze
to, proszę Pani, jak człowiek siedzi tak sam i tylko myśli, co tam dzieci
teraz robią, jak sobie radzą? Patrzy się na te lecące samoloty i dusza
chciałaby polecieć razem z nimi. A jak przyjdzie wiosna, to aż się rwie
coś w człowieku. Tam wiosna jakaś inna, człowiekowi zdaje się jakby się
rodził na nowo, te łąki, lasy, kwiaty... Niech Pani powie, czy jest gdzieś
piękniej niż u nas? U nas nawet ptaki śpiewają inaczej, weselej. Albo ziemia.
Czy może być piękniejszy zapach od zapachu ziemi? Jak tak człowiek wyszedł
szarówką w pole, to się widziało tak, jakby te zboża, trawy, każda Boża
roślina przemawiała do ciebie swoim zapachem, swoją urodą. A tutaj nawet
ziemia nie pachnie, wszystko jakieś inne, obce. Niby tak samo rosną drzewa,
kwiatki, ale to jakby nie dla nas. Czy Pani pamięta zapach lasu, smak czarnych
jagód, po których ręce i gęba długo nie dawały się odmyć? Być może wszystko
tutaj na wygląd jest ładniejsze, dorodniejsze, ale to nie takie same, to
nie nasze.
Mówi
Pani, że Ameryka jest piękna, tylko ją trzeba poznać?
Może,
ja tam nigdzie nie byłam, nic nie widziałam, ale czy dla chłopa z dziada
pradziada, którego ta polska ziemia wykarmiła, który ją hołubił jak własne
dziecko, rozmawiał z nią, może być gdzie indziej miejsce? Nieraz patrzę
na tych naszych ludzi, co są tutaj, niby mają dobrze, mają te samochody,
domy, mają ten dobrobyt, którego w Polsce być może nigdy nie mieli, tylko
radości w sobie jakoś nie mają. Są niby te kwiaty, którym odcięto korzenie,
zasychają w tym swoim dobrobycie, więdną.
Mówi
Pani, że filozofuję, że tutaj jest wolność, poszanowanie człowieka, jego
godności? Może, ale ja jestem prosta, głupia baba, nie znam się na polityce,
ot, lubię tylko tak na ludzi patrzeć, czuć ich, obserwować ich życie.
Jak już
powiedziałam, zostałam tylko na jednej robocie. Ciężko, pieniędzy mało,
szkoda marnować czasu, zaczęłam się rozglądać, może coś znajdę. Ale znaleźć
niełatwo, ludzi więcej jak roboty. Zaczęłam czytać gazety. U nas raz na
tydzień kupuje się gazetę. Na niedzielę. Mamy takie dyżury - jeden kupuje
w jednym tygodniu, drugi w następnym. Mało ludziska czytają te polskie
gazety, oj, mało. Ale co się dziwić, drogie to, że strach. Za takie trzy
gazety to można pół litra wódki kupić i człowiek chociaż wesoły, coś z
tego ma. A z tej gazety to co? Nic. Przeczyta się i do śmieci, czy nie
zmarnowany pieniądz? Inna sprawa, jak się szuka roboty czy mieszkania,
ogłoszeń jest kupa. Prawie cała gazeta jest zapełniona, nieraz to te redaklory
nie mają nawet miejsca, żeby napisać coś do czytania. Ale te reklamy też
można poczytać. Człowiek się dowie, gdzie sprzedają kiełbasę, gdzie buty,
meble, do jakiego pójść doktora. Słowem tutaj ta reklama jest najważŹniejsza,
bez niej ani rusz.
Nawet
raz z takiego ogłoszenia poszłam do dentysty, bo mnie ząb bolał. Od razu
widać, że fachowiec pierwsza klasa. Stwierdził, że zęby mam zdrowe, ale
nieładne... i powyrywał mi coś z pięć. Powiedział, że zrobi lepsze, że
jak się uśmiechnę, to każdy będzie wiedział, że od dentysty. Na pewno byłabym
sobie te nowe zrobiła, ale tyle zapłaciłam za to wyrywanie, że na wstawienie
to już mi pieniędzy zabrakło.
Ale wrócę
do tej roboty. Widzę, że w gazecie ogłaszają się takie agencje, które dają
robotę, a zarobki to takie, że większych nie potrzeba. Poszłam do takiej
agencji. Miła, grzeczna panienka mnie przywitała i pyta się, jaką chcę
pracę.
- Oj, pani - mówię
ja do niej - jaka by nie była, aby dużo zarobić.
- Mam dla pani taką
pracę - mówi mi ona. - Jutro niech się pani spakuje i rano przyjedzie,
to panią zawiozę. Będzie się pani opiekować chorą. Zarobki duże, na pewno
będzie pani zadowolona.
Na drugi
dzień spakowałam to, co było najpotrzebniejsze i dalej na służbę. Wsadziła
mnie do samochodu i jedziemy. Jak już dojechałyśmy przed ten dom, to pani
agentka mówi, żeby tutaj w samochodzie zapłacić jej za znalezienie pracy
tyle, ile zarobię przez tydzień. Żal mi było tych pieniędzy, ale co zrobić
- nic za darmo nie ma, zapłaciłam.
Weszłyśmy
do tego domu, otworzyła nam jakaś starsza pani, coś ze sobą poszwargotały
po angielsku. Agentka powiedziała, że będę opiekować się matką tej pani.
Chciałam ją zobaczyć, ale powiedziały mi, że śpi i dopiero jak się obudzi,
to pójdę do niej.
Agentka
pojechała, a ja zostałam na służbie. Za małą chwilkę ta pani przychodzi
do mnie i pokazuje, że mam iść za nią. Prowadzi mnie na górę, otwiera drzwi
do jakiegoś pokoju; nagle jak nie rypnie mnie coś w głowę, aż gwiazdy zobaczyłam.
Patrzę, na łóżku siedzi jakieś babsko i tak wrzeszczy, że skóra cierpnie,
wali w nas tym, co ma pod ręką. Wygląda, że tylko miotłę w garść i na Łysą
Górę. Ta córka podleciała do niej, coś na nią wrzasnęła i ta się trochę
uspokoiła.
Ot -
myślę sobie - ale mam robotę, żeby mnie tylko nie zabiła, bo jak chwyci
coś ciężkiego, to i zabić może, nic, tylko jakaś szalona. Ta córka skinęła,
że mam zostać i sama wyszła z pokoju. Chcę podejść do tej starej, a ona
jak znowu nie wrzaśnie i do tego, zaraza, pluje. Jak tu podejść - myślę
- kazali mi ją umyć i nakarmić, jakoś muszę. Wzięłam wodę i zaczęłam się
skradać, a przy tym śpiewałam jej piosenki, żeby ją jakoś zmylić. Mało
to jednak pomogło, darła się i kopała, a silna była, że strach. Jak wyglądało
mycie, lepiej nie mówić. Odgryzła mi palec. Rozpłakałam się, no bo jak
tu wytrzymać, palec rwie, głowa boli, z sił opadam, stara koncertuje dalej,
a do tego wpada ta córunia i coś na mnie wrzeszczy. Dom wariatów. Położyłam
się na takiej kanapce i myślę: Drzyj się, cholero, może osłabniesz. Ale
gdzie tam, patrzę, a ta zasikała się, całe łóżko pływa. Nic, tylko trzeba
porządek zrobić. Co mnie to nerwów i zdrowia kosztowało, szkoda mówić.
W nocy
też o spaniu nawet mowy nie było. Na drugi dzień to samo. Widzę, że w żaden
sposób się tu nie utrzymam. Gdy tylko ta córka gdzieś wyjechała, to dopadłam
do telefonu i szybko zadzwoniłam do znajoŹmych, żeby po mnie przyjechali.
Jak przyjechali, to ta pani jeszcze nie dość, że za dwa dni nie zapłaciła,
to jeszcze awanturowała się, że tym Polkom to się w głowach poprzewracało,
nie szanują roboty.
Pani,
jak wypadłam na dwór, to jakby mnie z klatki wypuścili, tak się cieszyłam
wolnością. Nawet nie żałowałam tych pieniędzy, co mi przepadły u tej agentki.
Jeszcze dzień, a bym chyba zwariowała.
Tak to
na razie dość miałam szukania roboty. A tym gazetom to już zupełnie przestałam
wierzyć.
|