Tak to zaczęłam życie we dwoje w Ameryce. Lepiej to tak bardzo mi nie było,
bo i roboty więcej, i wydatków. Przecież chłopu jeść dać trzeba, a on nigdy
pieniędzy nie miał, bo każdą wypłatę to odnosił do banku, nawet na papierosy
dawać musiałam. Żeby to jeszcze się z tych obowiązków małżeńskich wywiązał
jak potrzeba, to bym jeszcze nic nie mówiła. Ale gdzie tam, wyznaczył na
tę miłość jeden dzień w tygodniu, bo mówił, że ma ciężką robotę i nie może
się eksploatować. Tak za dużo szczęścia to mi nie przyniósł. Ale za to
czułam się jakoś raźniej i już tak się nie wyróżniałam spośród moich sąsiadów.
Nareszcie też miałam swojego i to na stałe, i ta wygoda też, chociaż raz
na tydzień, ale była, lepsze to jak ten post!
Jakoś tak po miesiącu mówi mi Karolek, że czuje, że mu się dzieje krzywda,
bo inne kobiety to chłopom swoje zarobki oddają, a ja to nic, żadnych pieniędzy
mu nie daję, tylko te paczki do Polski ślę bez opamiętania.
Pani, takie mnie nerwy chwyciły, że myślałam, że nie zdzierżę. Jeść daję,
łóżko dzielę, opieram, przez to małżeństwo to ani centa nie odłożyłam do
banku, a ten mi mówi, że mu się krzywda dzieje! Wygarnęłam, co miałam na
wątrobie i powiedziałam, że tak dłużej być nie może, od jutra ma mi dawać
pieniądze na życie. Pani, to on z tej rozpaczy poleciał się wieszać. Złapał
się za takie rury i wrzeszczy:
- Za miskę strawy życie
mi odbierasz. Ratujcie ludzie! Szatan nie baba!
Ściągnęłam go z tych rur i mówię:
- Jak ci tak źle, to się
wynoś, żeby twoja noga tutaj więcej nie postała!
To on zaczął mnie przepraszać, po rękach całować, mówić, że go nerwy poniosły
i prosić, żeby mu przebaczyć. Tak to i przebaczyłam. Co miałam zrobić?
Zawsze we dwoje lepiej.
Tak to człowiek ten kierat ciągnął: robota, paczki do Polski przez Polamer
i nic więcej z tego życia. Ale cóż, wszyscy tutaj tak żyją, aby tylko coś
zarobić i chodu z tej Ameryki. Za to w Polsce każdy będzie panem i panią,
nikt się nie przyzna, jak tutaj pracował, no bo i po co ma ktoś wiedzieć
- grunt, że się zielone przywiozło. Owszem, niektórzy to
nawet chodzą do szkół, uczą
się języka, nawet się wybijają, mają stanowiska, ale to ci przeważnie,
którzy są na stałe albo zdecydowali się zostać w Ameryce, to jest im potrzebne
mówić po angielsku. A nam po co głowę sobie nabijać nauką, jak wracamy
do Polski. Do krowy będę mówić po angielsku?
A tych, co zostają tutaj, jest sporo, i takich, co przyjechali w odwiedziny,
i co to przez obóz uciekli z Polski. Znam nawet takie małżeństwo, które
przyjechało poprzez ten obóz, męki tam nieprawdoŹpodobne przechodzili,
zanim się dostali do Ameryki. Tutaj też na początku niewesoło, o pracę
trudno, języka nie znają, niejedną łzę wyleli, zanim się jakoś urządzili,
ale już jakoś się przyzwyczaili i sobie radzą. Dla młodych to na pewno
lepiej zaczynać w tej Ameryce, dużo łatwiej, ale starym to tutaj zaczynać
od początku trudno, oj, trudno.
Tutaj to nawet rodzice nie mają takiego poszanowania u dzieci, gdzie tam,
każdy żyje sam, ledwo odrośnie od ziemi, to ani z matką, ani ojcem się
nie liczy. Zaraz idzie na swoje i żyje swoim życiem. Ojciec ani matka nie
mają prawa nic powiedzieć, a jak się zestarzeją, to ich dzieci oddają do
domów starców, i po krzyku. Inne obyczaje niż u nas.
Ale wrócę do mojego życia. Karolek nawet na początku, po tym wieszaniu
się, poprawił. Na jedzenie nie wybrzydzał, ale pieniędzy jak nie dawał,
tak nie dawał. Za to nawet na spacery mnie zabierał, pod rączkę prowadził,
aż się ludzie oglądali, tak nam ładnie było ze sobą. Z kolei w domu był
bardzo zazdrosny, przeważnie jak miał na drugi dzień czek z roboty dostać,
a ja się upominałam, żeby coś dołożył.
Nauczył się wyprowadzać, już - że tak powiem - w krew mu to weszło. Ubierał
się w świętalny garnitur, krawat zakładał, mówił coś do telefonu. Raz to
przez pomyłkę wyłączyłam telefon, ale on chyba nie zauważył, bo gadał coś
z godzinę, żegnał się ze mną i mówił, że odchodzi. Ja początkowo to prosiłam,
nawet na tę okoliczność miałam zawsze jakąś butelkę. Po wielu prośbach
i wypiciu godził się zostać. Ale szybko jakoś zorientowałam się, że naprawdę
to nigdy nie wyszedł, i przestałam zwracać uwagę, jeszcze mu doradzałam,
jaki ma krawat wybrać. Gdy to on zauważył, zaraz z gębą do mnie, że na
pewno mam innego i chciałabym, aby sobie poszedł. Ale on nigdzie nie pójdzie,
bo na pewno bym sobie jakiegoś chłopa przyprowadziła, a on by tego nie
ścierpiał, gdyż chyba mnie kocha. Tak to dalej byliśmy razem.
Kiedyś dzwoni ta moja rodzina, która od mojego przyjazdu nawet znaku życia
nie dała, i mówią, że jadą zwiedzać Amerykę. A że mają jedno miejsce w
samochodzie wolne, to mogę z nimi jechać, mało mnie to będzie kosztować,
bo tylko za benzynę zapłacę. Zapaliłam się do tego wyjazdu, bo zobaczyć
taki kawał świata, to dopiero frajda. NasłuchaŹłam się różności o tych
Florydach, Aryzonach. Ciekawa byłam tego raju na ziemi, jak opowiadali
ci, co tam byli. Szybko załatwiłam parę dni wolnego, pozwoleństwo dostałam,
kiełbasy od Bacika nakupiłam, w samochód i w drogę. A te drogi szerokie,
te samochody to jakby wielka rzeka, która nie ma początku ani końca, leci
to na łeb na szyję, dziw, że się nie powybijają. Gdzie się to tak śpieszy
- nie wiadomo. My za nimi, aby tylko szybciej.
Widzieć to tak po prawdzie dużo nie widziałam. Wszystko przez te garnitury,
bo nawieszali tego na oknach, że prawie nic nie było widać. Jak było coś
ciekawego czy znanego, to te kuzynki wypadały jak z procy z samochodu,
zdjęcie sobie robiły i z powrotem, aby dalej. Pod koniec to nawet już nie
chciało mi się wychodzić do tej fotografii, czekałam w samochodzie. Tym
to sposobem za tydzień byliśmy z powrotem w Chicago, ale całą Amerykę żeśmy
przejechali.
A jak mi wszyscy zazdrościli, że w tylu stanach byłam! A te zdjęcia to
cuda! Nie mogłam nawet wysłać do Polski, bo Franuś by pomyślał, że nic
nie robię, tylko zwiedzam. Ja w duchu to nawet żałowałam, że pojechałam,
bo tyle strat poniosłam, tyle dniówek straciłam, ale cóż, nie samym chlebem
człowiek żyje. Ale szybko to sobie odbiłam, bo zaraz znalazłam drugą robotę,
i to jaką! Nawet mi się nie śniło, że takie zarobki będą miała, i to za
nic, naprawdę.
Zaczęłam robić znowu przy sprzątaniu na noc. Roboty dużo, że ledwie się
obrobić na czas można, ale za to boss, człowiek złoty, dobroć chodząca.
Jakoś tak po tygodniu woła mnie do siebie i mówi:
- Widzę, że jesteś kobita
mądra, nie jakiś tam pleciuch. Czy chciałabyś zarobić jeszcze raz tyle
samo, co zarabiasz, a nic więcej nie robić?
Myślałam, że żartuje, ale widzę, że on na poważnie.
- Kto by nie chciał - mówię
mu. - Tylko jakoś nie mogę pojąć, że tak za darmo pieniądze dostanę.
- Jutro zobaczysz - mówi
on do mnie - tylko gębę na kłódkę, ani mru-mru.
|