Mojego Franusia jakby coś odmieniło, listy co tydzień pisze, o miłości
zapewnia, o sąsiadach pisuje. Aż mi się weselej i lżej zrobiło. Na bieżąco
wiem, co się we wsi dzieje, kto z kim i gdzie. Kiedyś, tak pod Święta Bożego
Narodzenia, niespodziankę chciałam dzieciom zrobić i takie lampki elektryczne,
co to zaświecają się i gasną, wysłałam. Ładne to to, wesołe. Tutaj koło
każdego domu je wieszają, pomyślałam, że i w Polsce weselej im będzie,
jak sobie na płocie porozwieszają. Mogłam to przypuszczać, że z tego ino
kłopot i straty będą? Dopiero Franuś mnie uświadomił, jakam to nieprzewidująca.
Z Franusiowego listu się o tym dowiedziałam:
W
pierwszych słowach Ci donoszę, że dzięki Bogu jesteśmy w dobrym zdrowiu.
Matka trochę niedomagała, bo to zimnica u nas straszna. Ale już dobrze,
stara Flisiaczka ją okadziła przed tygodniem i choróbsko uciekło. Tyle
tylko, że jak te uroki odganiała, to niemal chałupę spaliła. Jeden węgielek
spadł na siennik, gdzie babka leżeli i babka zaczęli się palić. Dobrze,
że Józek był w domu i jak usłyszał krzyk, to wiadro wody na babkę chlusnął
i pożar zgasił. Flisiaczka to tak się obraziła przez to, że więcej już
do nas nie przychodzi. Ma pretensje, że Franek święte ognie gasił, i to
do tego wodą nie poświęconą. Ale kto by tam baby słuchał, już głupieje
na starość. Za to babka jak wyrwała z łóżka po tym pożarze, to zaraz wyzdrowiała.
O łeżeniu nawet słyszeć nie chce. Jedynie się strasznie zrzędliwa na starość
robi. Do wszystkiego się wtrąca. Wszystkim chce rządzić. Jak naprawialiśmy
z Józkiem dach na stodole, to wlazła na płot i stamtąd dyrygowała. A mnie
krew zalewała. Nie dość, że się nie zna, to jeszcze może z tego płotu spaść
i nowe nieszczęście gotowe.
A przez te elektryczne lampki, coś przysłała z Ameryki i coś kazała na
Święta na płocie porozwieszać, że niby to taka amerykańska moda, to mandat
zapłaciłem. Tysiąc złotych. Porozwieszałem, jak kazałaś. Ludzi nawet trochę
przyleciało popatrzeć. Zaraz przyleciał też milicjant z posteŹrunku.
- To wy
nie wiecie, że teraz oszczędność energii obowiązuje, na płotach ją marnujecie,
nie mówiąc o tym, że zamieszanie we wsi robicie. Ludzie lecą do tych waszych
lampek jak do cudu. Powinniście wiedzieć, że jak się zgromadzą w jednym
miejscu, to zaraz polityka im w głowie, a to niezdrowo. W naszej wsi nie
było i nie będzie zgromadzeń, a za te świecidełka mandat zapłacicie.
I wlepił mi, jak już ci pisałem, karę. Tak więc, Anielciu tej mody amerykańskiej
więcej nie przywlekaj. Może to i dobre tam u was, ale nie u nas, bo mnie
jeszcze we wsi politycznym okrzyczą.
Maryśka, córka Pawlaczki, znowu pojechała do Chicago. Wszystkie dolary,
co to przywiozła, jak była ostatnim razem, już przepuściła. Cały czas tylko
taksówkami się rozjeżdżała. Ostatnio do Zakopanego nawet na wczasy pojechała,
bo mówiła, że musi się "dotlenić". Niby, że u ojca za stodołą to tlenu
za mało. Jak przyjechała, to przez tydzień z łóżka nie wychodziła, doktora
nawet sprowadzali. Chyba za dużo tego tlenu nałapała. A po wszystko to
tylko do tych Peweksów jeździli. Stary Pawlak cygara amerykańskie palii,
zaś Pawlaczka to nakupiła jakichś dyzodorantów i muchy nimi truła. Nawet
wyzdychały. Tylko później Maryśka ją strasznie skrzyczała, bo powiedziała,
że te dyzodoranty to nie na muchy. Pouczyła Pawlaczkę, że nimi się pstryka,
jak człowiek nie ma czasu się umyć. Ponoć wystarczy tylko psiuknąć, a zapach
jak z trybularza.
A starej Więckowej to chłop samochód przysłał i baba się uparła, że musi
się nauczyć jeździć. Wynajęła Karołka, co to proboszcza wozi, on jej te
nauki dawał. Po trzech dniach Więckowa założyła kapelusz, na palce amerykańskie
złoto i sama chciała się przejechać, że niby już taka nauczona. Jakieś
sto metrów to jechała prosto, ale później, że akurat gęsi Zwolińskiej przechodziły
przez drogę, to chciała je ominąć, wpadła w płot i jechała po tym plocie.
Widać zapomniała, jak się auto zatrzymuje. Ledwo że z życiem wyszła. Samochód
rozbity i jeszcze ma w sądzie sprawę o płot i pięć gęsi, które rozjechała.
Anielciu, jakoś sobie radę bez Ciebie dajemy. Żadnej baby do pomocy nie
mam, bo która to by chciała co człowiekowi pomóc. Tylko najgorzej z tym
gotowaniem, a jajka to już nam obrzydły, ale jakoś wytrzymamy. Babka się
zbuntowała i gotować nie chce, bo mówi, że dość już za darmo się u nas
naharowała. Chce, żeby jej płacić, i to w dolarach, że to niby złotówki
już całkiem na psy zeszły. Baby na wsi to teraz do sklepów takie duże torby
noszą, żeby dużo pieniędzy się zmieściło, jak się idzie po chleb czy po
cukier.
Trzymaj się, żono, tej roboty ręcami i nogami, żeby Ci jej nikt nie wyrwał.
Teraz naród pazerny się zrobił, że strach, a już na te dolary to szczególnie.
Głupot nie przysyłaj, tylko każdy grosz nieś do banku. I żyj w cnocie,
jak Bóg przykazał. Choć Twój wiek to już nie do grzechu, ale zły czuwa.
Nawet na stare lata można zgłupieć.
Twój mąż Franuś
|