Tak po prawdzie to nawet nie wiedziałam, dlaczego tak się o Franka i ten jego nowy dom troszczyłam. Wracać za bardzo nie miałam ochoty, bo już się przyzwyczaiłam, a poza tym wiedziałam, że jak dzieci dorosną, to zawsze im będzie lepiej mając matkę w Ameryce. Może kiedyś będą chciały i mogły przyjechać. Poznać ten świat same, zdecydować, co dla nich lepsze. Tutaj choć ciężko, ale inaczej. Wejdzie człowiek do sklepu, to kupi, co się mu tylko zamarzy, bez użerania, bez łapówek. Choć mojego Franka żal mi było, ale miłości to już do niego nie czułam. Nie dlatego, że mi krzywdę zrobił, chyba nie. Ale czas robi swoje. Człowiek się odzwyczaja. Nie bardzo wie, o czym by było rozmawiać. On nie wie, co ja tutaj przeżywałam, to i nigdy mnie nie zrozumie. Ja nie byłam też z nim w czasach, kiedy jemu było ciężko, to i inaczej na wszystko patrzę. Życie tak się chyba układa, jak los zdecyduje. Co komu pisane, to go nie ominie.
     Całej prawdy Frankowi napisać nie mogłam, bo Bóg jeden wie, jak by się zachował. Może by się rozpił, dzieci krzywdził, albo i co innego zrobił? W życiu to trzeba nieraz grać na dwie strony. Bywa, że nie zawsze prawda jest dobra. Ale wiadomo, że kluczyć, lawirować też nie można na długo. Trzeba wybrać to, co wydaje się dla człowieka lepsze.
     Mam takich znajomych. Małżeństwo chicagowskie. Jak się tylko połączyli ze sobą, to ona zaraz do męża list napisała i wszystko mu wyznała. Powiedziała, że do Polski nie wraca, gdyż miłość swojego życia spotkała i żeby mąż o niej zapomniał. On jak taki list otrzymał, to się wściekł i zaraz do sądu poleciał rozwód przeprowadzać i prawo do dzieci jej odbierać. Załatwił to szybko i bez kłopotów, bo wszystkim było wiadomo, że to ona dzieci zostawiła, ona je odjechała. Tak to za jednym zamachem zniszczyła rodzinę i dom. Jasiek natomiast, ten jej chicagowsŹki mąż, był chłop cwany. Choć z Franką żył jak ze swoją ślubną, to swojego małżeństwa w Polsce nie zrywał. Tak na wszelki wypadek. Pisał do swojej żony i dzieci, że ich kocha i tęskni za nimi. Wracać jeszcze nie może, bo musi tyle dolarów nazbierać, żeby im później na wszystko starczyło. Jego baba dolary kochała nade wszystko i lubiła się puszyć przed sąsiadami bogactwem, to go specjalnie do powrotu nie przynaglaŹła. No bo, czy to źle mieć chłopa w Ameryce, co paki jak szafy i dolary co miesiąc wysyła? Robić koło niego nie trzeba, ględzenia słuchać też nie, niechże więc siedzi sobie w tej Ameryce, ile chce, aby tylko biedy ona nie miała. A jak się amorów zachce, czy to brak usłużnych sąsiadów, którzy kobietę poratują w potrzebie? Nie brak.
     Tak to Jaśkowa męża za bardzo nie wyglądała. Martwiła się tylko, żeby sobie baby nie znalazł, bo ta jeszcze w głowie by mu mogła przewrócić. Mógłby zapomnieć o rodzinie.
     Co jakiś czas przestawała listy pisać i dzieciom też nie pozwalała. Żeby się trochę pomartwił i o rodzinie więcej myślał. Jasiek w takich razach szalał, paczki podwójne wysyłał, bo myślał, że napisze choć podziękowanie. Ale Jaśkowa była jak skała, dopiero jak dolary przyszły, to pisała o swoim sieroctwie, o swej niedoli. On uciekł od obowiązków i hula po szerokim świecie życia używając, a ona sama jak palec musi o wszystkim myśleć. Jasiek, jak taki list dostał, to zaraz rachunek sumienia robił. Na chicagowską żonę nawet nie spojrzał. Ona to była winna temu nieszczęściu. Do sklepów leciał i sukienki swojej ślubnej kupował, żeby jej osłodzić to sieroctwo.
     Trwało to tak latami, aż kiedyś znajoma z tej samej wsi co Jasiek pojechała do Polski i naopowiadała Jaśkowej o tym, jak to jej mąż od nowa życie sobie ułożył, że ani myśli do niej wracać. W Jaśkową jakby grom strzelił. Zaraz uwidziało jej się, że do Pewexów wstęp będzie miała wzbroniony, bo dolary przestaną płynąć. Słowem życia ani perspektyw żadnych. Siadła zaraz list do męża pisać, aby mu wszystko wygarnąć i do porządku przyprowadzić. Ale jak jej pierwsza złość przeszła, to przekalkulowała sobie, że chłop się może naprawdę zdenerwować i będzie jeszcze gorzej. Lepiej po dobroci, znaczy mądrze. Tak to po miesiącu zamiast listu z wymówkami dostał Jasiek list miłosny, który Jaśkowa na jarmarku kupiła. Wzruszyło to chłopa ogromnie, raz-dwa pakę jak stodoła spakował, tysiąc na konto wpłacił. Żona z miejsca się uspokoiła, bo widzi, że chłop głowy nie stracił.
     Jasiek sobie tylko miejsca nie mógł znaleźć, tak go to podwójne życie szarpało. Nie wiedział, co wybrać. W chicagowskim stadle było mu wygodnie, bo to i ugotowane, i zadbane - słowem wygoda. Ameryka też mu podpasowała, tylko za dziećmi tęsknił. Może by i wrócił do Polski, plunął na narzeczoną, bo to mało bab na świecie, ale do Jaśkowej nie chciał wracać. Babsko stare, nudne, na pieniądze łapczywe, a przeŹcież tych parę tysięcy do końca życia nie starczy. Co robić, jak się dolary skończą? Tkwić przy niej do końca życia? Słowem - wyjścia żadnego - ni tu, ni tam. Oj, ma ta chicagowska żona z Jaśkiem życie, ma. Mało kiedy słowo dobre usłyszy, ciągłe burczenie, łajanie. Jak ogłupiała chodzi, w oczy mu jak wierny pies zagląda, zagaduje. A on jak ten król, naburmuszony, stale zły. Aż żal było na to patrzeć.
   - Kobito, opamiętaj się - mówiliśmy do niej. - Po co się męczysz, nerwy niepotrzebnie szarpiesz? Wiadomo, że nic z tego nie będzie, on sam nie wie, czego chce, tylko ci życie marnuje. Chłop jak kobietę kocha, to dla niej zdecyduje się na stanowczy krok. Ten widać ani myśli życia z tobą układać. Tylko ci opinię psuje. Nikt nie da poszanowania kobiecie, co na wiarę z chłopem żyje. Lepiej pomyśl dzieciach, o sobie. Popatrz, jak inne żyją. Pieniądze zarabiają wyhulają się, ile dusza zapragnie. A jak wrócą do domu, to mają spokój, nikt na nich nie buczy, nie każe sobie usługiwać. Żyją tylko dla siebie.
     Ale czy babie, która szaleje za chłopem i świata poza nim nie widzi, wytłumaczysz? Niby przytakuje, obiecuje, że będzie mądrzejsza, ale jak tylko znowu tego swojego "Boga" zobaczy, to z powrotem rozum traci. Ech, szkoda się nawet litować i dobre rady dawać. Kochanie to gorsze od największej choroby.
 
 
. Zofia Mierzyńska............
 

ARCHIWUM

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.