Widzę, że wszyscy moi sąsiedzi na dwóch robotach pracują. Rano wychodzą do fabryk czy sprzątania, po robocie biegiem do domu, na chybcika zjedzą ten swój krupnik czy rosół i do drugiej roboty. Ciężko, bo ciężko, najgorsze, że brak snu, bo śpią trzy godziny na dobę, ale za to dolarów huk. Postanowiłam i ja tego szczęścia popróbować. Oj, nie jest łatwo zdobyć tę drugą robotę! Każdy, jak znajdzie, to trzyma ją pazurami i zębami i codziennie zdrowaśki odmawia, żeby tylko nie zwolnili. Myślę sobie, może by tak popróbować, a da Bóg, że się uda. I udało się. Kosztowało mnie to tylko pierścionek zaręczynowy i dwie butelki łyski. Zaprowadzili mnie do takiej kompanii, która zajmuje się sprzątaniem biur. W poczekalni pełno ludzi, którzy czekają na robotę, sami Polacy, młode i stare, kobity i chłopy. Czekają cierpliwie i z nadzieŹją, że może akurat ktoś zachoruje czy kogoś zwolnią i będzie ludzi potrzeba. Od czasu do czasu wchodzą do poczekalni te urzędniki, też Polacy, pooglądają se ludzi i jak któren się podoba i do gustu przypadnie, to go wołają. Jak kogo wywołają, to reszta z zazdrości wprost by go zjadła, że go takie szczęście spotkało. Wybierają przeważŹnie młodych, silnych. Mnie przez ten pierścionek nawet szybko zawołali. Przyszedł taki pan, pooglądał jak kupiec i mruknął:
- No, jeszcze dosyć młoda, może być.
Zrobili mi fotografię, wsadzili do samochodu i wiozą do tej roboty. Razem ze mną z dziesięcioro ludzi, przeważnie kobiety. Jedziemy tak chyba z dwie godziny, aż wreszcie dojechaliśmy. Patrzę, okropnie wysoki budynek. Weszliśmy do środka. Boss, to znaczy kierownik, porozdzielał robotę. Ja dostałam dwa najwyższe piętra. Pomieszczenia ogromne, hektary. Biurek setki, wszędzie dywany, łazienki. Wszystko to trzeba pomyć, wyczyścić, poodkurzać. A wszystko to zrobić w ciągu ośmiu godzin.
- O Maryjko! - jęknęłam. - Przecież tu miałoby co robić z pięć kobiet. Kiedy ja to sama zrobię?
- Czy coś mówiłaś? - zapytał nadchodzący boss.
- Nic, nic - bąknęłam przestraszona, bo powiedzieli mi, że nie wolno narzekać, gdyż mogą zwolnić.
Wzięłam się ostro z kopyta do roboty. Robię, robię, a tu końca nie widać. Pot ze mnie strugami spływa. Te Amerykany flejtuchy jakich miało, wszystko wybrudzone, porozrzucane. Czuję, że opadam z sił, nie dam rady, zwolnią to zwolnią, już jest mi to obojętne. Nagle wpadają te kobiety, znaczy się koleżanki niedoli, pomogły mi i szybko uwinęłyśmy się z robotą.
- Nie przejmuj się, Anielka - mówią mi. - Najgorszy pierwszy dzień, później przywykniesz, ciesz się, że masz robotę. Ilu ludzi jest bez pracy, tobie się poszczęściło.
Wróciłam do domu o czwartej nad ranem. Rzuciłam się na łóżko, ale spać nie mogłam, tak byłam umordowana. A tu o szóstej trzeba wstać, aby zdążyć do tego drugiego sprzątania, tam też nie posadzą. Różne zołzy są - wymyślają coraz to nową robotę, potrzebną czy nie, aby tylko człowieka pognębić.
Zacisnęłam zęby i powiedziałam sobie: musisz wytrwać, aby tylko tych dolarów jak najwięcej.

I zaczęła się karuzela, wpadałam z tej rannej roboty, zjadałam coś na chybcika i do drugiej, aby do soboty, to się wyśpię. Za dwa dni przychodzi boss i mówi:
- Źle sprzątane, za wolno robisz i niedokładnie.
Panie złoty - nie wytrzymałam - toż to obóz koncentracyjny, ta robota to nie na siły jednego człowieka, nie widzi pan?
Mnie to nic nie obchodzi, ma być zrobione i basta, bo jak nie, to możesz się wynosić, chętnych do roboty nie brakuje.
Panie - zaczęłam prosić — nie zwalniajcie, ja się poprawię.
No, zobaczym jutro — mruknął i poszedł.
Więc chociaż siły mnie opadały, to robiłam jak koń; no, jutro to uwagi mi nie zwróci.
Na drugi dzień przychodzi pan boss, czuję, że wódka od niego bucha jak z gorzelni, wściekły jak pies, pod biurka włazi, na kolanach sprawdza, czy pyłku nie ma. Podnosi się i mówi:
- No, jutro możesz nie przychodzić do roboty.
Z nerwów się rozpłakałam, tak czułam się pokrzywdzona.
- Nie bucz głupia - mówi on do mnie. — Nie myśl, że jestem taki nieludzki, jeszcze ten raz ci daruję, tylko, jako rodacy, musimy sobie pomagać, ty mnie, ja tobie, i może się utrzymasz w robocie.
- Niby jak - nie zrozumiałam. - Pomoże mi pan, naprawdę?
- Jak ci mam pomagać, aleś ty głupia, mogę tylko przymknąć oko, ale ty też musisz mi pomóc.
Ja, panu? - zdziwiłam się. - A to jak?
A możesz - zaczął się śmiać. - Abyś tylko chciała.
Co też pan, żarty się pana trzymają, przecież to grzech!
- Aboś ty naprawdę taka głupia, albo taką udajesz - mówi mi on. - No, namyśl się do jutra, ja jestem chłop niczego, radości będziesz miała po pachy.
O Boże, mój Boże - rozpłakałam się. - Co ja mam zrobić? Odmówić, to żegnaj roboto, a już zaczęłam się przyzwyczajać. Zgodzić się, jakże tak można? Tam mój Franus męczy się z dziećmi, chłopisko kocha mnie po swojemu, a ja mam się szlajać? Nie powiem, ten post też mi dokucza, przeważnie w te soboty i niedziele, jak wypocznę. Ale to tutaj, to co innego, pod przymusem. Boże, Boże - zaczęłam się modlić zarabiam nieźle, traktor coraz bliżej. Wyrzec się tego wszystkiego? Franus tyle nadziei pokładał w tym moim wyjeździe, a ja mam to wszystko zaprzepaścić!
Nie umiałam sobie dać rady. Tu dolary, a tam cnota i wierność małżeńska. Co wybrać?

Pyta się Pani, dlaczego nie poszłam na skargę?
Pani chyba życia nie zna? Gdzie i do kogo, przecież oni się wszyscy znają. Do Amerykanów nie pójdę, no bo jak się rozmówię? Mówi Pani, że mogłam zmienić pracę? Czy Pani myśli, że gdzie indziej jest inaczej, wszędzie się trzeba opłacać jak nie pieniędzmi, to czym innym. Taki tu już zwyczaj. A poza tym, jak się człowiek narazi, to mogą zadzwonić do Imigrejszyn* i deportują, przecież nam nie wolno pracować.
Ale wrócę do tego, co było dalej. Jak wracaliśmy z roboty, to przysiadłam się do takiej jednej statecznej kobiety i zaczęłam zwierzać się ze swoich utrapień. Gdy jej wszystko opowiedziałam, to ona zaczęła się śmiać.
- Kobito - mówi mi ona - na jakim ty świecie żyjesz? Gdzieś ty się chowała? Ty myślisz, że jesteś jedyna, którą ten zaszczyt spotkał? On tu już wszystkie przeleciał, teraz na ciebie kolej. Nie bądź głupia, tu się liczą dolary, tu jest Ameryka. Popatrz na te dziewczyny, nie każda z dobrej woli chciała, ale liczyć umieją i robotę mają. Jak chcesz zarobić, to wyzbyj się skrupułów, nic ci nie ubędzie, a korzyści będziesz miała. Poza tym, jak przyjdzie nowa, to ci da spokój. Bądź mądra, gorzej by było, jakby przyszedł nowy i z każdą chciał od początku, ale może go zostawią.

Tak to jeszcze gorszy mętlik miałam w głowie i do rana oka nie zmrużyłam. Rano powiedziałam sobie: wszystkie przez to przeszły, to i ja muszę.

No i popełniłam ten grzech śmiertelny.

(*) Z ang. Immigration [czyt. imigrejszen] – imigracja. Tu : skrót nazwy Biura Imigracyjnego. 
 
 
 
. Zofia Mierzyńska............
 

ARCHIWUM

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.