COŚ NA ZĄB
Z okazji tradycyjnie suto
obchodzonych właśnie Świąt Wielkiej Nocy, myślę że warto podjąć temat tak
bardzo bliski sercu (czy żołądka?) większości Polaków. Jedzenie w naszej
Ojczyźnie jest niemal tak ważne jak w europejskim kraju smakoszów, czyli
niedalekiej Francji. Azja również kocha dobrą kuchnię, ale o tym za chwilę.
Wystarczy wybrać się do jakiegokolwiek
warszawskiego centrum handlowego aby skonstatować tłumy ludzi robiących
w hipermarketach pokaźne zakupy spożywcze. Wielkie firmy takie jak Auchan,
Tesco czy Carrefour dostarczają niebywałego asortymentu produktów i zarabiają
w Polsce przysłowiowe kokosy. Po drugiej stronie skali rynku żywnością
mamy kwitnący handel uliczno/straganowy, ze świeżymi lokalnymi produktami
i rozsądnymi cenami. Niestety, te co pomiędzy - tradycyjne sklepiki spożywcze
- borykają się przeważnie z małą frekwencją i dużymi czynszami powodującymi
wyższe ceny, przez co zarabiają bardziej na sprzedaży alkoholi, nawiasem
o wiele tańszych niż w Montrealu.
Ogólnie jedzenie w Polsce
jest smaczne, dobrej jakości i względnie tanie, zwłaszcza w porównaniu
z Ameryką. Uwielbiam osobiście polskie żółte sery, pieczywo, oraz piwa
z mniejszych browarów. A piw w Polsce dostatek. W hipermarketach jest ich
co najmniej 50 różnych rodzajów, rodzimych jak i najbardziej egzotycznych.
W Warszawie jest również wiele świetnych piekarni/ciastkarni z własnymi,
przeważnie znakomitymi, wyrobami. W tych najlepszych są permanentne kolejki,
od rana do zamknięcia.
Kwestia restauracji jest
nieco bardziej skomplikowana. W Montrealu miałem 'zaklepane' kilka ulubionych
lokali różnych kultur, zwłaszcza Azjatyckich, ze świetnym jedzeniem za
rozsądne ceny. Szczerze mówiąc tęsknię za nimi. W Warszawie jest z tym
trudniej. Gdy jedzenie jest dobre to ceny są przeważnie zbyt wysokie. Pomiędzy
wykwintnymi restauracjami dla elit, a takimi, wciąż prosperującymi, barami
mlecznymi, lub fast-foodami, jest niewielki wybór. Odwrotnie niż z kafejkami
różnych maści, które są bardziej demokratyczne i jest ich krocie w całym
mieście. Polacy raczej w teorii wybierają zdrowe jedzenie od śmieciowego.
Typowe amerykańskie McDonald-y, pizzerie czy KFC są bardzo popularne,
zwłaszcza wśród młodzieży, tak jak całkiem dobre, liczne kebaby, czyli
pokaźne Libańsko-arabskie kanapki w pitach.
Z drugiej strony, w Polsce
nadal dominuje kultura gotowania w domu. Polacy bardzo lubią, podobnie
jak Francuzi i montrealczycy, zbierać się na domowe kulinarne imprezy,
z dobrym jadłem i popitką w towarzystwie bliskich i znajomych. Jest nawet
program w TV pt.: Ugotowani, gdzie pokazuje się takie domowe uczty
i ocenia kuchenny talent gospodarzy.
W TV można też obejrzeć ponad
tuzin różnych programów kulinarnych; Polskich jak i zagranicznych. Poza
tradycyjnym gotowaniem w studio są takie perełki jak Kuchenne Rewolucje,
energicznej i asertywnej guru jedzenia - Pani Magdy Gessler, która bezpardonowo
ustawia różne podupadające restauracje na dobre tory. Najlepszy odjazd
jest, gdy się ostro spiera z bardzo niereformowalnymi Azjatami. Są też
różne telewizyjne zawody gotowania, choć nie przepadam za taką rozrywką.
Azja jest także obecna na
rynku kulinarnym. Sushi jest jak zwykle drogie, i raczej od święta, ale
można kupić znośne jakościowo małe zestawy w wielu supermarketach. Ale
jest coraz więcej restauracji w stylu takich jak boska Kam Shing
w Plaza Cote-des-Neiges, smacznych i niedrogich. I coraz mniej tradycyjnie
obskurnych bud z tanim i nieco podejrzanym jadłem.
Najlepsze jest to, że coraz
dostatniejsi Polacy stają się wybredni, jeśli chodzi, o jakość jedzenia.
Jest kilka programów w TV, takich jak "Wiem co Jem", które ładnie
prześwietlają rynek spożywczy i uświadamiają co jest dobre i zdrowe a co
tylko udaje jakość. Biedni ludzie są zmuszeni kupować to, co najtańsze,
ale gdy można sobie pozwolić na więcej, to wybór, jakość i asortyment są
naprawdę imponujące.
Wasz
|