CO
NAS CZEKA? (W KINIE)
No
i mamy Rok Pański 2013. W moim kulturowym światku z dzieciństwa, czyli
gdzieś na południu Polski (mało osób słyszało o Lądku-Zdroju gdzie akurat
dorastałem), oraz z kolejnych formatywnych lat życia, liczba 13 raczej
sugeruje pecha. Wiem, są takie osoby, dla których 7 jest pechowe a 13-tka
szczęśliwa, lecz nigdy im zbytnio nie ufałem. Tak że z cieniem obawy wkraczam
w ten Nowy Rok. Tym bardziej, że właśnie cudem uniknęliśmy Końca Świata!
Uff, ale było emocji.
Zimy
w Polsce jak dotąd na lekarstwo. Troszkę popadało na początku grudnia,
a potem można było cieszyć oko zmarniałą trawką pokrywającą skwerki i polanki.
Mnie to akurat mało przeszkadza bo zimna nie lubię, lecz ludzie wolą śnieżek
w Święta, co zupełnie rozumiem. Najwyraźniej Montreal za to przeżył jakieś
niespotykane od lat 60' nawałnice śnieżne!
Kinowo
miniony rok raczej nie powalił na kolana. Dość fajny był "Hobbit", czyli
historia poprzedzająca "Władcę Pierścieni". Mniej rąbanki, więcej humoru
i ciekawych postaci. Choć gdybym przeczytał uprzednio tę powieść Tolkiena
to może nie byłbym tak mile zaskoczony. Obeznana w temacie krytyka raczej
chłodno przyjęła ten film. Sympatycznie też się oglądało "Moonrise Kingdom"
Wes'a Andersona, w którym poszukujące sensu życia dzieci zachowują się
dojrzalej od dorosłych.
Szczerze
mówiąc to mam ostatnio większą satysfakcję z oglądania w domu kolejnego
odcinka doskonałych i subtelnych "Mad Men" w TV niż z siedzenia w kinie,
gdzie praktycznie zawsze ktoś albo szeleści non-stop opakowaniami od żarcia,
albo gada z kimś, albo musi właśnie skonsultować swoje SMS'y na jarzącym
się ekraniku smartfona. Mam już jakieś uprzedzenie i gdy tylko siadam w
swoim ciężko okupionym foteliku (25 zeta za bilet to normalka w Warszawskich
multipleksach), to już rozglądam się okiem i czujnym sięgam uchem za potencjalnymi
intruzami.
Czego
możemy się spodziewać po tym 2013 roku? Oczywiście 2014-go, jak pewna znajoma
trafnie zażartowała. Kino, zwłaszcza amerykańskie, stoi jak zwykle pod
znakiem - bigger is better, oraz kontynuacji sprawdzonych formułek. Będzie
też wiele filmów z mojego ulubionego rodzaju science-fiction. Każdy dziś
może za pomocą Internetu obejrzeć tzw. zajawki, czyli trailers, i uderza
ilość produkcji, w których stawką jest uratowanie całego świata od różnych
fantastycznych zagrożeń.
Tom
Cruise, który niezależnie od swoich dziwactw i mega sławy jest nadal solidnym
aktorem, zagra w fantastyczno-naukowym, post-apokaliptycznym "Oblivion".
Partneruje mu Morgan Freeman, co dobrze wróży, bo obaj aktorzy nie podejmują
się zazwyczaj byle czego. Była małżonka Cruise'a, Nicole Kidman, zagra
w typowym już dla siebie psycho-dramacie "Stoker". Wróci naszpikowany efektami,
acz nieco płytki dotychczas, trzeci "Iron Man". Tym razem nemezis będzie
grana przez dziwnie ucharakteryzowanego Ben'a Kingsley'a. Będzie też kolejna
odsłona "Super-man'a - człowieka ze stali", twórców mrocznych i często
genialnych ostatnich "Batman'ów". Zagoszczą też na ekranach przynajmniej
dwa filmy o Zombie, jeden komiczny(?) - "Warm Bodies" a drugi normalnie
przerażający - "World War Z". Temat science-fiction będzie też kontynuowany
przez wizjonera Guillermo del Toro (Hellboy 2, Labirynt Fauna), którego
mega spektakl "Pacific Rim" nawiąże do słynnych japońskich Godzilli i innych
destrukcyjnych potworów. Twórca znakomitego "District 9", Neill Blomkamp
tworzy właśnie interesujące "Elysium" o luksusowej stacji kosmicznej dla
najbogatszych i zniszczonej Ziemi dla reszty ludzkości.
Właśnie
nadeszły informacje o Oskarowych nominacjach. Niestety, tak jak przewidywałem,
polski kandydat, "80 Milionów" całkiem zasłużenie nie znalazł się na liście.
A ja ostrzę se zęby na "Jango Unchained" mistrza Tarantino oraz na okrzyczane
arcydziełem poetycko-widowiskowe "Życie Pi".
I pal
sześć brużdżących kinowych terrorystów!
Pozdrawiam
serdecznie,
|