TEN
NASZ PAJĄCZEK
Nie
wiem jak wy, ale ja nie przepadam za pająkami. Podobno statystycznie, ludzie
bardziej boją się pająków niż śmierci. Ja od dziecka też się ich bałem,
z jakiegoś atawistycznego, podświadomego powodu. Może to ich drapieżna
aura czy natura, złowrogi, przyczajony, ośmiokończynowy body language?
Nie wiem. Wiem za to, że ten niewytłumaczalny strach przemienił się u mnie
w dziwną fascynację, tak jak wiele osób fascynuje się wężami, lub skorpionami.
Jeden
z najpopularniejszych super bohaterów komiksowych, czyli, zgadliście -
Spiderman, także wzbudza dziwną fascynację w kolejnych pokoleniach widzów
oraz czytelników. Ta wyrazista postać w oryginalnym, czerwono-niebieskim
kostiumie pojawiła się w amerykańskich komiksach już w 1962r. Jako dzieciak
w Montrealu czytałem nieco komiksów oraz widziałem w TV dość prymitywne
filmiki animowane o Spidermanie, wykonane najwyraźniej w latach 60'-70'.
I zapadła mi w pamięć skoczna melodia towarzysząca jego animowanym przygodom.
(Spiderman, Spiderman, does whatever a spider can...) Tak jak dużemu procentowi
ziemskiej populacji, wydaje mi się on dobrze znany i dość bliski. Nie jest
jakimś zbytnio specjalnym osobnikiem, tak jak Superman czy Hulk. Bardziej
mu blisko do takiego Batmana, z którym dzieli skomplikowaną sytuację rodzinną
(obaj są sierotami) oraz bardzo ludzkie słabości charakteru. Taki zwyczajny
młody koleś o dużym poczuciu humoru, który skacze po Manhattanie jak Tarzan
po dżungli. Jego mutacja jest szablonowa - wiadomo, ugryzł go jakiś zmutowany
super-pająk. Kocha się w jakiejś pannicy, która do końca nie wie czego
chce. I to właściwie tyle. Aha, tak jak Batman czy inni super-herosi, ma
też swoich szablonowych wrogów z zielonkawym, złośliwym Goblinem na czele.
A reszta, jaką można było obejrzeć w setkach komiksów i pięciu mega produkcjach
filmowych z jego udziałem, zależy już od kreatywności scenarzystów.
Podobnie
jak pierwsze filmy z Batmanem, w reżyserii Tim'a Burtona, tak pierwsze
trzy filmowe epizody Spidermana wzbudzały we mnie jakiś niedosyt. Jakoś
nie potrafiłem polubić jasnookiego (i wymoczkowatego) Tobey Maguire'a,
który niemniej jest zdolnym aktorem, ani jego oblubienicy, granej z zimną
obojętnością przez Kirsten Dunst. Za to jego przeciwnicy - Zielony Goblin
(Willem Dafoe) oraz Dr Octopus (Alfred Molina) byli znakomici. Niestety
strona psychologiczna pierwszych filmów jest jakaś pogmatwanie mroczna
i Freudowska. Chłopakowi nic nie wychodzi w życiu prywatnym, a jego akcje
jako Spiderman to głównie skakanie po wieżowcach za pomocą wystrzeliwanych
nici, które dla starszego widza szybko traci atrakcyjność. Bardziej się
zastanawiałem jak spece od FX wiernie komputerowo odtworzyli Manhattan
na potrzeby filmu.
Sytuacja
się nieco poprawiła wraz z kolejnymi odsłonami pt. The Amazing Spiderman.
Tobey, który podobno doznał poważnej kontuzji podczas filmowania karkołomnych
skoków, poszedł w odstawkę i zastąpił go o wiele fajniejszy Andrew Garfield.
Lodowatą Dunst zastąpiła zrobiona na sympatyczną laleczkę Emma Stone. Atmosfera
się nieco wyluzowała i nawet dramatyczne potyczki z kolejnymi super-bandziorami
są przedstawione z humorem i ciętymi żartami ze strony faceta-pająka. Dość
nieoczekiwanie, w najnowszym filmie, czyli The Amazing Spiderman 2,
w rolę bieżącego nemezis - Electro - wcielił się znakomity czarnoskóry
aktor Jamie Foxx. Jego niebieskawy, tryskający piorunami złoczyńca przywodzi
na myśl genialną postać Dra Manhattan z mrocznego i świetnego moim zdaniem
filmu Watchmen. Te najnowsze wersje' Spidermana chyba się podobają, zgarniając
setki milionów dolarów każda, oraz będą kontynuowane - The Amazing Spiderman
3 już jest zapowiedziany na 2016. W czym więc leży sekret sukcesu tej
postaci? Chyba jej uniwersalna lekkostrawność' i zwyczajne człowieczeństwo,
okraszone humorem i skontrastowane spektakularną fantastyką naukową. Taki
technologiczny Tarzan naszych czasów.
Wasz
|