"PRACOHOLIZM NIE JEST ZALETĄ,
TO CHOROBA"
"Święta", "Dni" w czterech ostatnich miesiącach roku sugerują tematy refleksji.
Wrześniowy "Dzień Pracy" aż się prosi o bodaj krótki namysł o pracy. O
miesiąc późniejszy "Dzień dziękczynienia" - o wdzięczności; listopad -
to "Dzień zaduszny", wreszcie grudzień podsuwa przebogatą problematykę
bożonarodzeniową.
Zatem na pierwszy ogień - praca. Temat bardzo aktualny i wysoce kontrowersyjny.
Wystarczy zestawić będące w potocznym obiegu określenia osoby pracującej.
Neutralnie brzmi "robotnik", zazwyczaj z przymiotnikiem "fizyczny". "Pracownik"
z reguły bywa "umysłowy/naukowy". Słownikowa definicja "pracusia" precyzuje,
że to albo "żartobliwe, rzadziej ironiczne kobiety bądź dziewczyny pilnej,
lubiącej pożyteczne prace", albo po prostu "człowiek lubiący pracę" lub
"pilny w pracy". Wreszcie "robol" - pogardliwe określenie robotnika jako
"mało istotnego, bezmyślnego dodatku do maszyny".
Po ogłoszeniu przez św. Jana Pawła II "encykliki o pracy ludzkiej" (14.
09. 1981: Laborem exercens) napisano na temat pracy tyle, że nie sposób
rozwinąć tego tematu wyczerpująco. Najogólniej rzecz ujmując można wyróżnić
trzy główne tematy publikacji o pracy.
Najpierw popularne są poradniki w formie książek lub artykułów proponujące
takie recepty na prace, "żeby pracując mniej - zarabiać więcej".
Drugi temat - to niebezpieczeństwo popadnięcia w pracoholizm. Mamy zatrzęsienie
monografii i publicystyki o tego rodzaju uzależnieniu od pracy.
Termin "pracoholik, pracoholizm" ukuł przez analogię z "alkoholikiem" w
1968 roku Wayne Edward Oates (1917 - 1999), amerykański pastor i profesor
psychologii religii. Spopularyzował oba terminy w 1971 r. książką "Wyznania
pracoholika: fakty o uzależnieniu od pracy".
Pracoholizm w ostatnich dziesięcioleciach ma coraz gorszą prasę, stąd nie
dziwi wyeksponowany na okładce dominikańskiego miesięcznika "List" (nr
5/2013) tytuł artykułu Ewy Kruchowskiej: "Praca - brzydkie słowo na "p"
(s. 27 - 29) i stanowiący dopowiedzenie do niego artykuł Mateusza Hudika:
"Jak pracować, żeby nie zwariować? Kilka odpowiedzi" (s. 46 - 49).
Bardzo łatwo wykazać, że istota i rodzaje (co najmniej 5!) pracoholizmu
są bardzo podobne do uzależnienia od substancji psychoaktywnych (alkohol,
narkotyki, nikotyna, leki). Podobne też są jego niszczące skutki dla uzależnionego
oraz jego najbliższego otoczenia i środowiska pracy zawodowej.
Na obszerną, szczegółową krytykę pracoholizmu brak w "Biuletynie" miejsca.
Zamiast tego wolę zacytować jedno zdanie z konferencji Tony'ego Robbinsa,
amerykańskiego speca od właściwego precyzowania priorytetów życiowych:
Nigdy - mówił - się nie zdarza, żeby konający na łożu śmierci utyskiwał:
"Pragnąłbym spędzić więcej czasu w biurze/hali montażowej, na oglądaniu
telewizji".
Trzeci blok tematyczny: psychiatrzy, psychologowie, psychoterapeuci coraz
częściej zwracają uwagę na konieczność pracy nad sobą jako przeciwwagę
pracoholizmu. To oczywiście kosztuje, ale "w świątek, piątek i niedzielę"
staje człowiek przed koniecznością kolejnych wyborów "coś za coś". Jak
to wygląda w praktyce?
Anton Siemionowicz Makarenko (1888 - 1939) w "Książce dla rodziców" (Warszawa
1950, s. 76) pisał o Stiepanie Denisowiczu, instruktorze ślusarskim w kolonii
wychowawczej dla młodzieży z marginesu społecznego. "Ponieważ na niego
"wypadło", jak mawiał, trzynaścioro dzieci, [...] proponowano mu często
dodatkowe prace. Z reguły odmawiał, uważając, że jego czas po pracy należy
do dzieci".
Taką postawę spotyka się nie tylko w "przodującym ustroju". Na przykład
w Stanach Zjednoczonych też. Profesor Michael Novak, amerykański filozof
i teolog w komentarzu do encykliki św. Jana Pawła II o pracy ludzkiej tak
pisał o swoim ojcu: "Mój ojciec pracował dla dużej firmy ubezpieczeniowej.
[...] Był dumny ze swojej pracy. Po jakimś czasie awansował, ale wtedy
musiałby wiele podróżować po całej Pensylwanii, a dla niego ważniejsze
było bycie z rodziną, dlatego też zrezygnował z wyższego, lepiej płatnego
stanowiska, ażeby mógł prowadzić takie życie, jakie chciał" (Przewodnik
po encyklikach. Myśląc z Janem Pawłem II. Poznań 2003, s 59).
Sam mógłbym przytoczyć sporo przykładów takich postaw z Montrealu, Warszawy,
Poznania, Kwidzyna... Kontakt z ludźmi tego pokroju podnosi na duchu, mobilizuje...
Bardzo atrakcyjne, na czasie, byłoby pisanie o pracy nad sobą. Materiału
jest aż nadto. Z braku miejsca wrócę do tego frapującego tematu przy nadarzającej
się okazji.
|