DECYZJE
WYGODNE, DECYZJE DOBRE
W dniu
20 maja br quebeckie Zgromadzenie Narodowe, czyli parlament prowincjonalny,
uchwaliło ustawę nr 52 o lekarskiej pomocy przy umieraniu. Nowy dokument
prawny ma umożliwić lekarzowi wcześniejsze zakończenie życia pacjenta ze
względu na nieuleczalną i poważną chorobę. Dopuszczalne jest zabicie pacjenta,
jeśli znajduje się on 1) w stanie ciągłego cierpienia psychicznego i fizycznego;
i 2) w stanie pełnej świadomości prosi o zakończenie życia.
W ten sposób dorobiono ideologię do decyzji wygodnych. Frazes o lekarskiej
pomocy przy umieraniu przesłania często - zbyt często! - wygodnictwo otoczenia
pacjenta. Zwalnia też od patrzenia na cierpienie. Ileż znam wypadków, kiedy
tatuś nadwrażliwy na widok nieuleczalnej choroby bądź kalectwa dziecka,
ulatniał się, zostawiając z nim samą żonę.
Eutanazja i wspomagane samobójstwo jako rozwiązania wygodne dla wielu są
atrakcyjne. Mają swoich zwolenników także w Polsce. Już w 2001 roku redakcja
miesięcznika Znak lipcowy numer poświęciła eutanazji. Najbardziej znaczący
był dwugłos prof. Jacka Hołówki, zwolennika eutanazji (Skazani na los
Hioba? s. 8-19) i jej przeciwnika, prof. Tadeusza Gadacza (List do Jacka
Hołówki, s. 20-22). Na uczone wywody prof. Hołówki odpowiedział prof.
Gadacz zwięźle, że człowiek jest wolny by heroicznie znosić cierpienie,
i jest wolny, by się poddać; by żyć i by odebrać sobie życie; by żyć dla
innych albo tylko dla siebie samego (s. 20) [...] Cierpienie nie jest dla
mnie argumentem za eutanazją, lecz przeciw niej (s. 21).
Rozważaniom teoretycznym prof. Hołówki przeciwstawia prof. Gadacz swoje
życiowe doświadczenie. Pisze: Był piękny wrzesień 1997. Rok po śmierci
synka urodziła się nam córeczka, Cecylka, której oczekiwaliśmy z miłością
i utęsknieniem. Już następnego dnia orzeczono, że jest chora na bardzo
rzadką chorobę genetyczną. Podjęliśmy wszystkie możliwe kroki z nadzieją,
że będzie żyć, choć ostrzegano nas, że choroba jest śmiertelna. Bardzo
cierpiała, przez kilka miesięcy była znieczulana morfiną. Była zbyt słaba,
żeby żyć, ale nie chciała też umrzeć. Każdego dnia stawiałem sobie pytanie,
czy nie pomnażamy jej cierpień, podejmując rozliczne starania. Zmarła w
kilka miesięcy po urodzeniu. Nie rozumiałem wówczas sensu tragicznej sytuacji,
w jakiej wówczas znaleźliśmy się, nie rozumiem jej także i dzisiaj. Jednak
perspektywa czasu odsłoniła mi jedną głęboką prawdę: Cecylka żyła dla nas.
Mnie podarowała ojcostwo, a Kasi macierzyństwo. Zrozumiałem, jak wielkim
darem może być obecność bliskiej, kochanej osoby, każdy dzień i każda chwila
tej obecności, każdy uścisk palca, każde dotknięcie. [...] Dziś to doświadczenie
jest siłą mojego życia (s. 21-22).
Dr Małgorzata Wałejko z Uniwersytetu Szczecińskiego swój odczyt Człowiek
nie jest po co. Personalistyczne ujęcie bezinteresowności zakończyła
tak:
Znajome małżeństwo dowiedziało się na początkowym etapie ciąży o poważnej
chorobie swojego dziecka, która bez wątpliwości nie pozwoli na życie poza
organizmem matki -podczas gdy pozwala żyć przez okres wewnątrzłonowy. Badania
potwierdziły straszną prawdę i lekarze naciskali na przerwanie ciąży, i
tak skazanej na śmierć. PO CO je trzymać przy życiu? - dopytywali.
Zdecydowana odpowiedź rodziców wprawiła ich w zdumienie.
- Nie zrobimy tego. Teraz, przez 9 miesięcy mamy czas aby je kochać. Jeszcze
teraz i tylko teraz.
Dziecko odeszło w kilka godzin po porodzie.
Bezinteresowna miłość, pozbawiona zasług i przesłanek, powodowana samą
tylko obecnością człowieka - człowieka, który zawsze jest niepowtarzalną
tajemnicą duchowego życia - jest wedle personalizmu jedyną właściwą reakcją
na
człowieczeństwo
drugiego.
W obu wypadkach wybrano decyzję dobrą. Wartą podziwu. Przede wszystkim
naśladowania.
|