Dwa największe wydarzenia
sportowe roku (piłkarskie Euro 2012 i 30-tą olimpiadę) mamy już za sobą.
W głębi ducha śniło nam się wyjście z grupy, czyli ćwierćfinał, ale skończyło
się na naiwnych marzeniach. Za wysokie progi na piłkarskie nogi. Teraz
nastanie czas polowania na czarownice. Zacznie się od trenera Smudy, a
szczególnie wesoły będzie "dialog" Jana Tomaszewskiego z Grzegorzem Lato.
Występ polskich sportowców
na tegorocznej olimpiadzie również nie daje powodów do radości. Tak
jak przed Wimbledonem nie doceniliśmy Radwańskiej, tak samo przed olimpiadą
przeceniliśmy jej możliwości. Owszem, podczas oficjalnego otwarcia igrzysk
Agnieszka ładnie maszerowała na czele polskiej reprezentacji, jako jej
chorąży i na tym się skończył jej olimpijski debiut, jako że w pierwszym
występie na korcie gładko przegrała z mało znana Niemka Julią Georges 5:7,
7:6, 4:6. Całe szczęście, ze olimpiada nie kończy się na tenisie i w sumie
rozdanych zostało prawie tysiąc medali. Rywalizacja dwóch światowych
potęg zakończyła się zwycięstwem Stanów Zjednoczonych 104 medale, przed
Chinami 87. Na trzecim miejscu uplasowali się Rosjanie 82.
Reprezentacja Polski opuściła
Londyn z dorobkiem 2 medali złotych, 2 srebrnych i 6 brązowych. Skromnie
i cicho jak przystało na ubogiego krewnego, ale zgódźmy się, że taki wynik
odpowiada aktualnemu stanowi polskiego sportu. Wyniki mierzone ilością
medali, nie zawsze świadczą o właściwej ocenie zawodników, którzy je zdobywają,
ponieważ coraz częściej mówi się o nie wykrywalnych środkach dopingujących.
Dick Mac Taggart słynny brytyjski
bokser amator, który w 1956 roku na olimpiadzie w Melbourne zdobył zloty
medal w wadze lekkiej, a 4 lata później w Rzymie brązowy, powiedział, ze
na igrzyskach olimpijskich walka o medale nie powinna być priorytetem,
a ilość zdobytych medali nie może świadczyć o supremacji jednego kraju
nad drugim.
|