Odwaga czy nierozwaga?

Jeszcze, jako rekonwalescent Robert Kubica zalicza kolejne wypadki. Czy jest to rozsądne, brać udział w kolejnych rajdach, nie będąc jeszcze w pełni formy? 

"Czasami w życiu należy się cieszyć z tego co jest chociaż chciałoby się więcej. Taki jest mój cel na dziś. A co będzie potem... zobaczymy. Zrobię wszystko, aby odzyskać pełnię sił..."

Niektórzy mówią, że udział Kubicy w rajdach jest częścią jego rehabilitacji. Czy nie jest to jednak rehabilitacja zbyt ryzykowna? Zdania są podzielone. Nie udało mi się znaleźć żadnej lekarskiej wypowiedzi na ten temat. Myślę jednak, że Robert Kubica nie jest samobójcą i wie doskonale, co ryzykuje. 

Do rajdu w San Martino di Castrozza Kubica był bardzo dobrze przygotowany.  Niestety Robert najechał tylnym kołem na oponę ograniczającą trasę, jego auto podbiło i Kubica i Gerber ze swoim Subaru Imprezą WRC S12B wylądowali w rowie. Szęśliwie, nic nikomu się nie stało i mogli kontynuować jazdę.

Niestety czekała ich kolejna wpadka. Tym razem zawiniła brudna nawierzchnia. Fragment brudnego asfaltu zdecydował o kolejnym niepowodzeniu. Kubica/Gerber wypadli z trasy. Mimo iż wyszli z wypadku cało, postanowili nie jechać dalej.
Miejmy nadzieję Polak szybko wróci do formy i ujrzymy go znowu w Formule 1. 

Były kierowca Formuły 1, Mika Hakkinen, który również miał w swojej karierze groźny wypadek, powiedział dla portalu Onet.pl "Robert jest bardzo utalentowanym kierowcą, lubianym w świecie Formuły 1. Jeśli jego stan się poprawi i będzie mocny na tyle, żeby móc wrócić do F1, to jestem pewien, że zespoły będą chciały go zatrudnić. Mam nadzieję, że szybko odzyska formę. Robert jest w zdecydowanie gorszej sytuacji, niż ja byłem. Dla mnie ten okres był bez wątpienia najtrudniejszy w życiu. Powrót do normalnego funkcjonowania zajął mi naprawdę dużo czasu. Wymagało to ogromnego nakładu pracy i silnej woli. Nie było łatwo, ale czułem, że mam jeszcze coś do załatwienia w Formule 1" - powiedział Hakkinen.

*   *   *

Grać w nogę nie używając nóg.

Do niesłychanej wprawy w kopaniu bez nóg, a na dodatek bez piłki, dochodzą dumy naszej piłki nożnej.  Cóż? Z wiekiem po boisku latać jest coraz trudniej. Należało wiec wymyśleć coś, aby drugiemu jakoś dokopać. Podobno cel środki uświęca? Wiec nie ważne, czy po sportowemu, ale dokopać trzeba! 

Od jakiegoś czasu, tego typu nieoficjalne mecze grają starsi panowie dwaj. By moje słowa nie okazały się bez pokrycia, przytoczę kilka perełek-majstersztyków. 

Grzegorz Lato grał w napadzie, Jan Tomaszewski stał na bramce. W 1974 roku na Mistrzostwach Świata w Niemczech Lato został królem strzelców (7 bramek), Tomaszewski puścił kilka "szmat". Teraz wspominają dawną przyjaźń i walczą zaciekle. A my obu panom serdecznie dziękujemy. 

Lato o Tomaszewskim: Nie ma dobrych bramkarzy, tylko są źle trafieni. Mogę mu przypomnieć, jak uciekał z bramki. W Mielcu na przykład, stan był 3:0, a on po 15 minutach zszedł z bramki i poszedł do szatni. Myśmy grali na pustą bramkę, wyobraża pani sobie? Albo jak uciekł z meczu finałowego w Montrealu. Dwie szmaty wpuścił i mówi, że się źle czuje. O czym to świadczy? Albo jak ja słyszę jego wypowiedzi na temat ubeków, tajnych agentów, to ja się pytam, co on robił za komuny? Kto należał do PRON-u (Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego, organizacja utworzona w okresie stanu wojennego przez PZPR - red.), kto jadł obiadki z I sekretarzem partii, kto sprzedawał mecze, a kto się darł na Solidarność: do roboty darmozjady?

Tomaszewski: "Chryste Panie, a czy ja kiedyś ukrywałem, że byłem w PRON-ie? Ba, ja publicznie poparłem stan wojenny".

Lato o Tomaszewskim: Kiedyś się mówiło, że matka miała dwóch synów - jeden był normalny, a drugi bramkarz. Jeżeli słyszę posła Rzeczpospolitej Polskiej, który mówi, że mógłby trenerowi polskiej reprezentacji w twarz napluć i będzie kibicował Niemcom, no to o czym my rozmawiamy... I jeszcze się wstydzi, że kiedyś grał z orzełkiem na piersi.

Tomaszewski o Lacie: Boże, żyjemy w demokratycznym kraju i niech on sobie mówi, co chce. W momencie, kiedy mój przyjaciel z boiska, Grzegorz Lato, któremu zawdzięczam dużo, dzięki niemu przeżyłem wspaniałe chwile, bo zawsze strzelił bramkę więcej niż ja puściłem, został wybrany na prezesa, powiedziałem, że to jest największa kompromitacja w historii polskiej piłki. On zna dwa języki  - od butów i jeden swój, który i tak czasem trzeba tłumaczyć.

Tomaszewski o Lacie: Obcych zawodników w narodowej reprezentacji nie chcę. I dlatego się wstydzę. A teraz to już nawet brzydzę. Bo wstydziłem się, kiedy tych trzech farbowanych lisów można było jeszcze wyrzucić. Bo w drużynie Smudy i Laty gra jeden Francuz i dwóch Niemców - którzy grali już dla swoich krajów. To nie jest narodowa drużyna. W klubach niech sobie gra 50 Niemców, Anglików, bo to jest praca. A reprezentacja narodowa to jest zaszczyt. Na każdym meczu przychodzi 80 minuta i światło przed oczami gaśnie. I wtedy trzeba dać coś z wątroby. A to da tylko ten, który gra dla własnego kraju.

Czytając te wypowiedzi, przypomina mi się wszystkim znany film „Sami swoi”. Myślę, jednak, ze film był o wiele wyższych lotów i w odróżnieniu, było się z czego śmiać. Panowie, nie bierzcie przypadkiem granatów do sądu, dziś to podpada pod terroryzm! Co dalej z piłką nożną? „Gdzie się dwóch bije…”
 

Kibic
 
 
. Jerzy Duński
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.