CZY POLSKA JEST JUŻ TENISOWYM
MOCARSTWEM?
Puchar Hopmana, który przed
kilku dniami zdobyli Radwańska i Janowicz, nosi tę nazwę ku czci jednego
z najwybitniejszych australijskich tenisistów i trenerów. Jego osiągnięcia
mówią same za siebie. W latach 1939 - 1967 był kapitanem drużyny australijskiej,
która w tym czasie szesnaście razy triumfowała w Pucharze Davisa. Jako
zawodnik wygrał siedem wielkoszlemowych debli i mikstów (w tym kilka ze
swą pierwszą żoną, Neil), był członkiem zwycięskiego zespołu Australii,
która zdobyła Puchar Davisa w 1939 roku i uczestniczył w trzech singlowych
finałach Australian Open. Jego filozofia nauczania przyczyniła się do sukcesów
wielu australijskich graczy w latach 50-tych, 60-tych i na początku 70-tych.
Jego sława sięgnęła Stanów Zjednoczonych, gdzie założył później międzynarodową
szkołę tenisową.
W tegorocznym turnieju par
mikstowych uczestniczyły oprócz Polski, Włochy, Republika Czeska, Francja,
Kanada, USA, Anglia oraz Australia.
Agnieszka Radwańska i Jerzy
Janowicz (reprezentacja Polski) pokonali w świetnym finale Serenę Williams
i Johna Isnera (USA), zdobywając po raz pierwszy w historii polskiego tenisa
to prestiżowe trofeum. Polska para była świetnie dysponowana, bardzo zdeterminowana
i - co może najważniejsze - perfekcyjnie zgrana. Tenisistka tej klasy co
Serena Williams - numer 1 rankingu WTA - nie miała w finałowym meczu nic
do powiedzenia.
Najpierw przegrała pojedynek
singlowy z Radwańską. Polka zdominowała całe spotkanie. Atakowała i broniła
się z taką gracją, że zapis min Amerykanki - od niedowierzania, przez irytację,
aż po złość - mógłby zapełnić ramówkę niejednego programu TV. Nasza zawodniczka
przeżyła lekki spadek dyspozycji tylko w drugim secie, którego przegrała
w tie-breaku, ale zmobilizowało ją to tak bardzo, że w trzecim dała prawdziwy
pokaz gry. To dopiero jej drugie zwycięstwo nad Sereną. Pierwsze również
w spotkaniu pokazowym, nie dającym punktów do rankingu WTA - miało miejsce
przed kilku laty w hali Air Canada w Toronto.
Słabiej spisał się w sobotnim
finale Jerzy Janowicz. Zapewnił Polakom zwycięstwo w półfinałowym meczu
z Francją, ale w sobotę zawiódł, co jest tym bardziej przykre, że jego
przeciwnik, John Isner, nie pokazał nic nadzwyczajnego. Jego dość prymitywny
tenis sprowadzał się do zasady: "wygrać swoje serwisy i poczekać na tie-break".
Mimo to obronił cztery piłki setowe i ostatecznie wygrał z Janowiczem w
dwóch setach.
Do decydującego starcia doszło
więc w mikście. Biało-czerwoni szybko dostrzegli słabość Sereny i dowiedli
swej taktycznej dojrzałości, kierując większość piłek właśnie w jej stronę.
A ona popełniła w obu setach mnóstwo błędów. Nie pomógł Amerykanom nawet
potężny serwis Johna Ishera, który zresztą Agnieszka - co ciekawe - kilkakrotnie
odebrała.
Wyniki finału Pucharu Hopmana:
A. Radwańska - S. Williams:
6:4, 6:7 (3:7), 6;1
J. Janowicz - J. Isner:
6:7 (10:12!), 4:6
Radwańska, Janowicz - Williams,
Isner: 7:5, 6:3
Czy ten wynik dowodzi, że
Polska jest już tenisowym mocarstwem? Bynajmniej, ale stwarza pewne nadzieje
na nadchodzący sezon. Warto zaznaczyć, że Radwańska już w dwa dni po finale,
w pierwszej rundzie turnieju w Sydney, zmiotła z kortu w dwóch setach Francuzkę
Alize Cornet, z którą kilka dni wcześniej przegrała właśnie w Pucharze
Hopmana. A w dodatku pokazała mądry, dojrzały taktycznie tenis (czyżby
pierwsze efekty współpracy z Navratilovą?), który może ją daleko zaprowadzić.
Jeśli Jerzy Janowicz nauczy się panować nad nerwami i przestanie prowadzić
bezsensowne spory z sędziami, jego talent też może zapewnić mu niejeden
sukces. Więc bądźmy zadowoleni, że doczekaliśmy początku sezonu, zasiądźmy
przed telewizorami i miejmy nadzieję, że będzie coraz lepiej.
Andrzej Ronikier
.. |
|
Andrzej Ronikier
ARCHIWUM
FELIETONÓW |
POLEĆ
TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA |
|
|
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, |
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, |
|