JESZCZE KILKA SŁÓW O OLIMPIADZIE W SOCZI I NIE TYLKO

"Idź złoto do złota" to podobno słowa Skarbka z Góry, wypowiedziane w 1109 roku do cesarza Henryka V, podczas wojny Krzywoustego z Niemcami. Cesarz, chcąc zaimponować polskiemu posłowi bogactwem, pokazał mu wielkie skrzynie pełne złota. Skarbek zdjął wówczas z palca pierścień i wrzucił go do cesarskiego skarbca ze słowami: "idź złoto do złota, my Polacy bardziej się w żelazie kochamy i bronić się nim będziemy". Zaskoczony cesarz mruknął "Hab. Dank" i od tej pory ród Skarbków miał zawołanie Habdank. 

Tyle legenda. Olimpiada w Soczi dowiodła, że Polacy lubią jednak szlachetny kruszec. Szumne zapowiedzi niektórych działaczy, mówiących o dwunastu medalach, okazały się oczywiście pobożnymi życzeniami. Ale cztery złote medale (2 Stocha, po jednym Kowalczyk i Bródki) to więcej niż zdobyła nasza reprezentacja na wszystkich dotychczasowych zimowych olimpiadach razem wziętych. A dwa dalsze (srebrny i brązowy panczenistek i panczenistów w sztafetach) muszą cieszyć serce kibica. Ale piszący te słowa, jako człowiek przekorny, nie powstrzyma się od kilku przewrotnych stwierdzeń i pytań.

Polacy dowiedli w Soczi po raz kolejny, że są narodem nieobliczalnym i nieprzewidywalnym. Medale Stocha są oczywiście plonem mody na skoki narciarskie, która rozwinęła się po sukcesach Małysza i spowodowała zwiększenie nakładów na ten sport, poprawę warunków szkolenia. W tym sensie jest to ogromny sukces. Można się oczywiście krzywić, że skoki narciarskie są uprawiane tylko w kilku krajach świata, a liczba zawodników w danym państwie rzadko przekracza sto osób (tak, osób, bo przecież teraz skaczą również kobiety). Ale każdego, kto lekceważyłby sukces Stocha gorąco namawiam do wejścia (bez nart) na górny poziom jakiejkolwiek skoczni - nie na próg, tylko na miejsce, z którego skoczkowie się rozpędzają - i do spojrzenia w dół. Zapewniam go, że po takiej wizji lokalnej będzie do końca życia szanował tych, którzy przypinają narty i pędzą w tę przerażającą przepaść.

Ale miały być pytania, więc pytam, w nadziei, że ktoś mnie oświeci, bo sam własnym rozumem pojąć pewnych rzeczy nie mogę. Jak to jest możliwe, że odnosimy sukcesy w panczenach, skoro w całej Polsce nie ma ani jednego krytego toru łyżwiarskiego, a mistrz olimpijski Bródka (na co dzień wykonujący szlachetny zawód strażaka) jeździ na treningi do Berlina?  Jak wytłumaczyć fakt, że Justyna Kowalczyk zadziwia świat, skoro w Polsce nie ma tras biegowych, pozwalających na racjonalny trening? (Była kiedyś taka trasa w Zakopanem, ale pazerni górale postawili płoty i żądają opłat za korzystanie ze swych terenów, a ani władze miasta, ani władze polskiego sportu, nie umieją się z nimi od dziesięciu lat dogadać). 

A skoro nasi sportowcy, skazani na treningi w takich warunkach, odnoszą wspaniale sukcesy, to dlaczego oczko w głowie wszystkich kibiców, polska reprezentacja piłkarska, w którą wpompowuje się - pośrednio i bezpośrednio -  olbrzymie sumy, kolebie się w światowym rankingu na siedemdziesiątym którymś miejscu i nie widać widoków na poprawę sytuacji?

Może więc warto byłoby ubłagać działaczy narciarskich, żeby zajęli się piłką, a działaczy piłkarskich skierować bądź gdzie, najlepiej do jakiejś pożytecznej pracy fizycznej?

I to było moje ostatnie pytanie. Choć nie liczę na odpowiedź.
 
 
.. Andrzej Ronikier
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, ,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.